To. Wydanie filmowe. Стивен Кинг

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу To. Wydanie filmowe - Стивен Кинг страница 39

To. Wydanie filmowe - Стивен Кинг

Скачать книгу

Faceci tacy jak on zawsze uchodzą z życiem. Wynoś się stąd, zanim ten typ zdecyduje się ponownie zaprosić cię do tanga albo zejść do piwnicy po winchestera.

      Cofnęła się i poczuła ból przeszywający jej stopę, kiedy stanęła na odłamek szkła ze stłuczonego lustra toaletki. Pochyliła się, by podnieść walizkę. Ani na chwilę nie spuszczała z niego wzroku. Podeszła tyłem do drzwi i wyszła na zewnątrz. Walizkę trzymała w obu dłoniach przed sobą, tak że ta z każdym krokiem obijała jej golenie. Rozcięta stopa zostawiała na dywanie krwawe odciski pięty.

      Kiedy dotarła do schodów, odwróciła się i bez chwili zastanowienia zbiegła na dół. Przypuszczała, że w tym stanie i tak nie potrafiłaby logicznie rozumować. Poczuła, jak coś otarło się lekko o jej nogę, i wrzasnęła głośno. Spuściła wzrok i zobaczyła, że to koniec paska. Skórzany rzemień nadal miała owinięty wokół ręki. W słabym świetle bardziej niż kiedykolwiek przypominał martwego węża. Rzuciła go przez poręcz.

      Spadł na dywan w dole, układając się w kształt czarnego S. Stanąwszy u stóp schodów, skrzyżowała ręce, i schwyciwszy za skraj swojej białej koronkowej koszuli nocnej, ściągnęła ją przez głowę. Materiał był zakrwawiony i niezależnie od wszystkiego nie zniosłaby go na sobie ani chwili dłużej. Cisnęła koszulę, tak że zawisła na fikusie stojącym przy drzwiach do salonu jak koronkowy spadochron. Naga pochyliła się nad walizką. Jej sutki były zimne i sztywne.

      – Beverly, natychmiast wracaj na górę!

      Wstrzymała oddech, drgnęła, po czym pochyliła się ponownie. Jeżeli był na tyle silny, by wydać z siebie tak głośny krzyk, to miała mniej czasu, niż przypuszczała. Otworzyła walizkę i wyjęła z niej majtki, bluzkę i parę starych lewisów. Nałożyła je, stojąc przy drzwiach, i ani na chwilę nie spuszczała wzroku ze schodów. Ale Tom Rogan nie pojawił się na górnym podeście. Jeszcze dwukrotnie zawołał ją po imieniu i za każdym razem, kiedy słyszała jego głos, mrużyła oczy, a jej usta wykrzywiał drapieżny grymas, w którym odsłaniała zaciśnięte zęby. Zapinała guziki bluzki tak szybko, jak tylko mogła. Brakowało dwóch górnych (o ironio, jak mało miała czasu na reperację własnych rzeczy) i przypuszczała, że musiała teraz wyglądać jak tania dziwka rozglądająca się za dwoma szybkimi numerkami tuż przed zakończeniem nocnej zmiany – ale, niestety, nic nie mogła teraz na to poradzić.

      – Zabiję cię, ty suko! Ty pierdolona dziwko!

      Zamknęła walizkę i zatrzasnęła zamki. Z jednej strony wystawał z niej przypominający język rękaw bluzki. Rozejrzała się szybko wokół, jeden jedyny raz, przypuszczając w duchu, że już nigdy więcej nie zobaczy tego domu. Świadomość ta przyniosła jej ulgę. Otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz. Była już trzy przecznice od domu, szła przed siebie bez konkretnego celu, kiedy zdała sobie sprawę, że nie ma na nogach butów. Lewa stopa, ta zraniona, pulsowała tępym bólem. Musiała załatwić sobie jakieś buty, a była prawie druga nad ranem. Jej portfel i karty kredytowe zostały w domu. W kieszeniach dżinsów, oprócz paru zabłąkanych nitek w miejscu, gdzie materiał się postrzępił, też nic nie miała. Została bez centa przy duszy. Rozejrzała się wokoło, wodząc wzrokiem wzdłuż sąsiednich domów. Były to śliczne małe wille otoczone starannie wypielęgnowanymi trawnikami i kwietnikami. W oknach było ciemno. I nagle zaczęła się śmiać.

      Beverly Rogan usiadła na kamiennym murku, z walizką ustawioną pomiędzy brudnymi, nagimi stopami i wybuchnęła śmiechem. Na niebie świeciły gwiazdy; jakie one były jasne! Odrzuciła głowę do tyłu i śmiała się do nich, radość skąpała całe jej ciało jak fala przypływu, która podniosła się i parła coraz dalej, obdarzona oczyszczającą mocą – była to siła, która sprawiała, że Beverly przestawała racjonalnie myśleć: krew zawładnęła jej ciałem i umysłem, a jej potężny głos przemawiał do niej niezwykłą nieartykułowaną mową pożądania, choć nie wiedziała ani nie chciała wiedzieć, ku czemu owo pożądanie było skierowane. Wystarczyło jej samo uczucie wszechogarniającego ciepła i szczęścia. Pożądanie, pomyślała i fala radości w jej wnętrzu zaatakowała ze wzmożoną siłą, zwracając ją ku – zdawałoby się – nieuchronnej katastrofie.

      Śmiała się do gwiazd – przerażona, ale wolna. Jej strach był przejmujący jak ból i słodki jak dojrzałe, październikowe jabłko, a kiedy w sypialni na piętrze domu okolonego kamiennym murkiem zapaliło się światło, podniosła z ziemi swoją walizkę i pobiegła w noc, ani na chwilę nie przestając się śmiać.

6

      Bill Denbrough robi sobie przerwę

      – Wyjeżdżasz? – powtórzyła Audra. Spojrzała na niego zdziwiona i trochę przestraszona, a potem podkuliła nogi i usiadła na nich. Podłoga była zimna. Prawdę mówiąc, w całym domku panował przejmujący chłód. Tego roku wiosna na południu Anglii była wyjątkowo nieprzyjemna, a Bill Denbrough niejednokrotnie, podczas swych regularnych porannych i wieczornych spacerów, przyłapywał się na rozmyślaniach o Maine… myślał o Derry, co wydawało się naprawdę zastanawiające.

      Zgodnie z ulotką reklamową domek miał mieć centralne ogrzewanie i rzeczywiście w schludnej małej piwniczce znajdował się piec (ukryty wewnątrz czegoś, co niegdyś stanowiło pomieszczenie na węgiel), ale jak się niebawem przekonał wraz z Audrą, centralne ogrzewanie w wydaniu brytyjskim różniło się nieco od amerykańskiego. Brytyjczycy prawdopodobnie uważali, że skoro rano nie musiałeś przewiercać strumieniem ciepłego moczu pokrywy lodu w kiblu, to znaczy, że masz w domu centralne ogrzewanie. Był ranek – za kwadrans ósma. Bill pięć minut temu odłożył słuchawkę telefonu.

      – Bill, ty nie możesz ot tak, po prostu wyjechać. Wiesz o tym!

      – Muszę.

      Po drugiej stronie pokoju znajdował się barek. Podszedł do niego, wyjął butelkę glenfiddich z najwyższej półki i nalał sobie drinka. Trochę płynu przelało się ponad krawędź szklaneczki.

      – Kurwa – mruknął pod nosem.

      – Kto dzwonił? Co cię tak przeraziło, Bill?

      – Nic. Nie jestem przestraszony.

      – Czyżby? Czy zawsze ręce tak ci się trzęsą? Zawsze wypijasz drinka przed śniadaniem?

      Wrócił na swój fotel – poły szlafroka owijały mu się wokół kostek – i usiadł. Próbował się uśmiechać, ale mizernie mu to wychodziło, toteż dał sobie spokój. W telewizji spiker BBC przekazywał właśnie poranną porcję złych wiadomości, po których powinien przedstawić wyniki meczów piłki nożnej z ubiegłego wieczoru.

      Kiedy przybyli do Fleet – małej wioski na przedmieściu, na miesiąc przed planowanym rozpoczęciem zdjęć – oboje byli oczarowani techniczną jakością brytyjskiej telewizji. Na dobrym telewizorze firmy Pye wszystko naprawdę wyglądało tak, że wydawało ci się, jakbyś bez trudu mógł wskoczyć do środka. „Więcej linii albo coś takiego”, powiedział Bill. „Nie wiem, na czym to polega, ale to po prostu cudowne”, odparła Audra. Dopiero później odkryli, że większość programu zapełniają mdłe amerykańskie programy i tasiemcowe seriale w stylu Dallas oraz sprawozdania z rozgrywanych w Wielkiej Brytanii zawodów sportowych, od wykwintnych i nudnych począwszy (mistrzowie rzucania lotkami do tarczy wyglądali jak zapaśnicy sumo), po zwyczajnie nudne (brytyjska piłka nożna była okropna, a krykiet jeszcze gorszy).

      – Ostatnio

Скачать книгу