To. Wydanie filmowe. Стивен Кинг

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу To. Wydanie filmowe - Стивен Кинг страница 37

To. Wydanie filmowe - Стивен Кинг

Скачать книгу

i uznał, że jak na jeden wieczór miał już dość tej miałkiej psychologicznej gadki. Był tutaj, był Tomem Roganem. Wybrańcem Boga, a jeśli ta głupia cipa w ciągu następnych trzydziestu sekund nie wyprostuje się i nie zacznie zachowywać, jak należy, to tak ją przefasonuje, że jej rodzona matka nie pozna.

      – Musisz dostać lanie – oznajmił. – Przykro mi z tego powodu, mała. – Widział już wcześniej tę mieszankę strachu i agresji. Jednak po raz pierwszy zaserwowała mu ją tak otwarcie.

      – Odłóż to – powiedziała. – Muszę dotrzeć na O’Hare jak najszybciej.

      Jesteś tu, Tom? Jesteś tu?

      Odegnał od siebie tę myśl. Skórzany rzemień, który kiedyś był pasem, kołysał się przed nim niczym wahadło. Tom mrugnął, po czym wbił wzrok w jej twarz.

      – Posłuchaj mnie, Tom. W moim rodzinnym mieście były kiedyś kłopoty, naprawdę bardzo poważna sprawa. Miałam wtedy przyjaciela. Myślę, że mógł być nawet moim chłopakiem, tylko że my wtedy jeszcze do tego nie dorośliśmy. Miał wówczas jedenaście lat i strasznie się jąkał. Teraz jest pisarzem. Wydaje mi się, że czytałeś chyba kiedyś jedną z jego książek… Black Rapids, jeśli się nie mylę?

      Przyglądała się jego twarzy, ale nie wyczytała z niej niczego. I tylko skórzany pas kołysał się jak wahadło w przód i w tył, w przód i w tył. Tom stał z nieznacznie pochyloną głową i w lekkim rozkroku. A ona od niechcenia przeczesała ręką włosy, jakby miała całą masę spraw do przemyślenia i w ogóle nie zauważała trzymanego przez niego pasa. W jego głowie zaś bezustannie pobrzmiewało pytanie zadawane przez niezmordowany głos: Jesteś tam? Jesteś pewien?

      – Ta książka leżała tu od wielu tygodni, ale nigdy sobie tego nie mogłam skojarzyć. Może powinnam, ale wszyscy tak bardzo się postarzeliśmy, a ja już od wielu, bardzo wielu lat nie myślałam o Derry. W każdym razie Bill miał brata George’a, który został zabity, zanim jeszcze poznałam Billa. Zamordowano go. A potem, następnego lata…

      Ale Tom miał już dość tej głupiej gadki. Miał dość głosu Beverly i tego, który odzywał się w jego wnętrzu. Spadł na nią jak drapieżny ptak, unosząc wysoko prawe ramię i odrzucając je do tyłu jak oszczepnik szykujący się do rzutu.

      Skórzany pas ze świstem przeciął powietrze. Beverly zobaczyła, jak się zbliżał w jej stronę, i próbowała się uchylić, ale uderzyła prawym ramieniem w drzwi łazienki i chwilę potem rozległo się głośne plaśnięcie, kiedy pas trafił ją w lewe przedramię, zostawiając na nim czerwony ślad.

      – Dam ci bobu! Tak ci przyleję, że popamiętasz – powiedział Tom. Mówił spokojnym tonem, nawet z odrobiną żalu w głosie, a wypowiadając te słowa, uśmiechał się lodowato, ukazując przy tym białe zęby. Chciał zobaczyć to spojrzenie pełne strachu, zgrozy i wstydu, spojrzenie, które mówiło: „Tak, masz rację, zasłużyłam na to”. Spojrzenie, które mówiło: „Tak. Masz rację, czuję twoją obecność”. Wraz z nim wróci miłość i powinno tak być, bo on naprawdę ją kocha. Jeżeli tego chciała, pomówi z nią o tym telefonie i dowie się, o co w tym wszystkim chodzi. Ale to będzie musiało jeszcze trochę poczekać. Na razie trzeba udzielić jej lekcji. Stara zasada. Najpierw obowiązki, a potem przyjemności. I pieprzenie.

      – Przykro mi, mała.

      – Tom, nie rób te…

      Zamachnął się pasem w bok i zobaczył, jak skórzany rzemień dosięga jej biodra. Na jej pośladku pojawił się przyjemny ślad, czemu towarzyszył głośny trzask. I… Jezu, ona próbowała złapać pasek! Sięgała ręką po pasek! Przez krótką chwilę Tom Rogan był tak zaskoczony nagłym wybuchem niesubordynacji, że o mały włos – gdyby nie skórzana pętla na końcu – straciłby swoją dyscyplinę. Uwolnił go szarpnięciem.

      – Nigdy nie próbuj mi niczego odbierać – odezwał się ochrypłym tonem. – Słyszysz? Zrobisz tak jeszcze raz, a przysięgam ci, że przez następny miesiąc będziesz szczała na malinowo.

      – Tom, przestań już – powiedziała, a jej poważny ton wprawił go we wściekłość; miał wrażenie, że jest sześciolatkiem słuchającym głosu płynącego z głośnika umieszczonego na placu zabaw. – Muszę jechać. Ja nie żartuję. Ludzie giną, a ja wiele lat temu złożyłam obietnicę.

      Tom prawie jej nie słyszał. Ryknąwszy przeraźliwie, rzucił się na nią ze spuszczoną głową, wymachując skórzanym pasem. Trafił ją tak, że zatoczyła się od drzwi wzdłuż całej ściany sypialni. Odrzucił ramię do tyłu, trafił ją, odrzucił ramię do tyłu i trafił ją po raz kolejny. Później tego ranka nie zdoła podnieść ręki ponad poziom oczu, dopóki nie łyknie trzech tabletek kodeiny, ale teraz liczyło się dla niego tylko to, że Beverly ośmieliła mu się sprzeciwić. Nie tylko paliła, ale jeszcze próbowała mu wyrwać pasek i – posłuchajcie wszyscy, przyjaciele i sąsiedzi – skoro sama się prosiła, aby spuścić jej manto, był święcie przekonany, że dostanie to, na co zasłużyła.

      Szedł za nią wzdłuż ściany, wymachując pasem i zasypując ją gradem ciosów. Uniosła obie ręce, ale w ten sposób odsłaniała resztę swego ciała. Ciszę pokoju raz po raz przeszywał ostry trzask skórzanego rzemienia. A Beverly nie krzyczała, jak to czasem miała w zwyczaju, nie błagała go, aby przestał, jak to zwykle robiła. Najgorsze ze wszystkiego było to, że nie płakała, a zawsze zalewała się łzami. Jedynymi odgłosami w pokoju były trzask pasa i ich oddechy – jego, ciężki i ochrypły, i jej, szybki i płytki. Podbiegła do łóżka i stojącej przy nim toaletki. Ramiona Bev były czerwone od otrzymanych razów. Jej włosy płonęły niczym ogień. Skoczył za nią. Był wolniejszy, ale potężny, bardzo potężny – często grywał w squasha, dopóki dwa lata temu nie uszkodził sobie ścięgna Achillesa i od tej pory przybrał nieco na wadze („sporo” byłoby tu lepszym określeniem), ale wciąż miał silne mięśnie, twarde jak stalowe liny, ukryte głęboko pod grubą warstwą tłuszczu. Niepokoiło go jedynie to, że ostatnio bardzo szybko się męczył.

      Dotarła do toaletki i wydawało mu się, że ma zamiar się tam skulić albo spróbuje wczołgać się pod spód, ale złapała tylko coś w obie ręce… odwróciła się… i nagle w powietrzu zaroiło się od latających przedmiotów. Ciskała w niego kosmetykami. Butelka Chantilly trafiła go w sam środek klatki piersiowej i spadła na podłogę, gdzie roztrzaskała się w drobny mak. W nozdrza uderzył go ostry, kwiatowy zapach.

      – Przestań! – ryknął. – Przestań, ty dziwko!

      Jej dłonie ze zdwojoną prędkością przesunęły się po pokrytym szkłem blacie toaletki, chwytając wszystko, co jej wpadło w ręce, i rzucając w jego stronę. Złapał się za pierś w miejscu, gdzie trafiła go buteleczka Chantilly, nie mogąc pojąć nawet teraz, kiedy w jego stronę mknął grad pocisków, że został trafiony. Zranił go szklany korek od butelki. Było to zwykłe trójkątne zadrapanie, ale czyż stojąca przed nim rudowłosa dama nie odpowie za to, oglądając kolejny świt ze szpitalnego łóżka? O tak. Na pewno tak będzie. Pewna dama, która…

      Słoiczek kremu trafił go nad prawą brwią ze sporą siłą. Odgłos uderzenia usłyszał gdzieś głęboko wewnątrz czaszki. Przed oczyma rozbłysło mu oślepiające białe światło i cofnął się o krok, otwierając szeroko usta. Teraz tubka z kremem Nivea rąbnęła go w brzuch przy wtórze głośnego plaśnięcia,

Скачать книгу