Czary codzienności Tom 3 Słoneczna przystań. Agnieszka Krawczyk

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czary codzienności Tom 3 Słoneczna przystań - Agnieszka Krawczyk страница 6

Czary codzienności Tom 3 Słoneczna przystań - Agnieszka Krawczyk

Скачать книгу

na działkach kupionych przez burmistrzową są obiecujące, to należy wciąż poszukiwać cieplejszego źródła. Na razie inwestowanie w tym miejscu jest zbyt ryzykowne.

      Agata odetchnęła z ulgą i popatrzyła na Martynę i Elizę z prawdziwą wdzięcznością.

      – To pierwsza dobra wiadomość tego dnia. Naprawdę! Nawet nie wiecie, jaki kamień spadł mi z serca.

      Eliza pokręciła głową.

      – Przyszłyśmy ci powiedzieć, że wcale nie. Wasze problemy dopiero się zaczynają.

      – Jak to? – Agata się przestraszyła.

      – Oni mają mapy okolicy, bardzo szczegółowe, chyba jakiś dron im wszystko fotografował, mierzył i robił wstępne badania. W każdym razie wyznaczyli kilka potencjalnie interesujących ich miejsc. One są na waszych działkach, Agata. Głównie na twojej – Eliza zawiesiła głos i popatrzyła na Niemirską znacząco.

      Agata teraz już wszystko zrozumiała, bo wreszcie to się ułożyło w całość. A więc to dlatego Małgorzata Trzmielowa namawiała ją od pewnego czasu na sprzedaż domu. Zapewne początkowo traktowała to jako okazję do powiększenia terenu pod swoją inwestycję, teraz jednak sprawa przejęcia ziemi Agaty mogła okazać się dla niej kluczowa. Ciekawe, od jak dawna wiedziała, że jej źródło nie nadaje się do tego, by służyć jako podstawa do wybudowania term?

      Czy wypadek Danieli i Jakuba mógł mieć jakiś związek z budową i być kolejnym „argumentem”, żeby zmusić Agatę do sprzedania domu? Dziewczyna odsunęła od siebie tę przerażającą myśl. Wiedziała, że żona burmistrza dla swojej inwestycji jest gotowa na wiele. Na pewno może utrudniać jej życie i podjąć próby zniszczenia biznesu, by ją zniechęcić do pozostania w Zmysłowie. Tego mogła się po burmistrzowej spodziewać na pewno. Czy jednak byłaby zdolna do próby zabicia kogoś? Na pewno nie.

      Są granice, których się nie przekracza. Wypadek Danieli był jedynie nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności, choć, trzeba przyznać, zdarzył się w wyjątkowo korzystnym dla burmistrzowej czasie. Kolejne trudności podkopywały silną wolę Agaty.

      – Wiedziałam, że się zmartwi – powiedziała Eliza, zwracając się bezpośrednio do Martyny. – Trzeba to było jakoś delikatniej podać.

      – Niby w jaki sposób? Udawać, że nie ma sprawy? – obruszyła się nauczycielka.

      – Martyna ma rację – westchnęła Agata. – Bardzo dobrze, że mi powiedziałyście. Przynajmniej zrozumiałam, co się wokół mnie dzieje. Do tej pory miałam wrażenie, że poruszam się po omacku. Podejrzewałam, że Trzmielowa chce się nas stąd pozbyć, ale myślałam, że idzie raczej o powiększenie terenu pod hotel. Teraz obawiam się, że ona po prostu może nie mieć innego wyjścia.

      – Właśnie. Dlatego od razu do ciebie zadzwoniłam. Powinnaś chyba poradzić się prawnika. Chodzi głównie o to, żeby nie mogła was stąd wyrzucić – wtrąciła Martyna.

      – Ona już mi proponowała odkupienie domu – wyjaśniła Agata. – Przyznam szczerze, że zaoferowała nawet działkę na wymianę, nie tylko pieniądze.

      Obie kuzynki zawiesiły na niej wzrok, a Martyna pokręciła głową.

      – To może warto? – zaczęła Eliza. – Teraz, skoro Trzmielowa nie ma innego wyjścia, na pewno mogłabyś podbić stawkę. To dobra sposobność, żeby podyktować własne warunki.

      – Nie można być takim sępem, Eliza – zgromiła ją Martyna. – Choć trochę sensu w tym jest, bo to okazja, która może się nie powtórzyć. Agata, powinnaś to przemyśleć. Oni na pewno wyjdą z kolejną propozycją, masz to jak w banku. Wtedy rzeczywiście będzie pora, żeby negocjować stawkę, skoro wcześniej dawali za mało.

      – Nie chodzi o pieniądze – Agata powiedziała to zmęczonym głosem. – Tutaj jest dom, w którym urodziła się Tosia i zmarła mama. Nie chcę tego niszczyć. Tu jest tak pięknie i marzę o tym, żeby wszystko zostało po staremu.

      – Gdy Trzmielowa wybuduje swój hotel, nic nie zostanie po staremu – trzeźwo zauważyła Eliza.

      – Jeżeli nie będzie miała dostępu do źródła, niczego nie wybuduje, więc Agata ma rację – zmarszczyła brwi Martyna. – To rzeczywiście jest jedyny sposób na zablokowanie tej inwestycji. Dosyć prosty, tylko może cię wiele kosztować, jeżeli zaczną z tobą walczyć, wiesz o tym, prawda?

      Agata kiwnęła głową.

      – Może bardziej opłaca się zamienić działkami, wziąć pieniądze i umówić się, że przeniosą ci dom w tamto miejsce? Myślałaś o takiej ewentualności? – podsunęła Martyna, a Agata musiała przyznać, że nad taką możliwością w ogóle się nie zastanawiała.

      Nauczycielka wstała i przynagliła do tego również swoją kuzynkę.

      – Pójdziemy już. I tak przyniosłyśmy ci wiele smutnych wieści. Powinnaś sama się nad tym spokojnie zastanowić, tutaj żadne dobre rady nie pomogą.

      – Co racja, to racja – zgodziła się Eliza. – Śliczna ta herbaciarnia, muszę tu częściej wpadać – dodała, a Agacie zrobiło się przykro, że niczym ich nie poczęstowała. Co z niej za gospodyni! Przecież one przyszły jej pomóc.

      – Zaczekajcie! – krzyknęła i pobiegła na zaplecze po kilka migdałowych ciastek Danieli w celofanowym opakowaniu przewiązanym koronkową wstążką.

      – Z tego wszystkiego nie zaproponowałam wam nawet niczego do picia. Zjecie sobie na podwieczorek.

      – Nic się nie stało. Do zobaczenia, przy następnej okazji – Martyna się uśmiechnęła.

      3

      Spod lipy dochodziły zwyczajne o tej porze odzywki brydżystów, czyli „Tasuj karty, bo pleśnieją” oraz „Trefelki, kolorek niewielki”, a w herbaciarni pojawiła się Julia z zasmuconą miną.

      – Martwi mnie to serce Danieli – zaczęła bez żadnych wstępów, przysiadając obok Agaty na ławce. – Czy ona kiedykolwiek leczyła się kardiologicznie?

      – Nigdy. Zawsze była okazem zdrowia.

      – No właśnie. Niepokoi mnie to, ale zobaczymy po badaniach. Jutro, mam nadzieję, ją wypuszczą?

      – Tak. Przywiozę ją do domu. Tosia jest u pani?

      – Przybiegła od razu, jak przyjechałyście. Opowiedziała mi o wszystkim. Dałam jej coś do roboty, a sama przyszłam z tobą pogadać. Trochę mi już zbrzydli brydżyści w sadzie, od rana do wieczora tylko grają w te karty i przeszkadzają mi w pracy – poskarżyła się niespodziewanie.

      Agata popatrzyła na nią ze zdumieniem. Brydżyści byli właściwie zupełnie nieszkodliwi i zachowywali się raczej cicho, a trzeba było przyznać, że dodawali lokalowi kolorytu. Niemirska bardzo ich lubiła, zwłaszcza za te rozbrajające słowne przekomarzanki.

      – Zmęczona jestem – Julia się usprawiedliwiła. – Ostatnio wszystko mnie martwi i drażni.

Скачать книгу