Pan Perfekcyjny. Jewel E. Ann
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pan Perfekcyjny - Jewel E. Ann страница 6
Ledwie zauważalne drgnienie warg przypomina mi o tym, jak mama patrzyła na mnie, kiedy wpadałam w furię, a ona nie chciała pogarszać sytuacji śmiechem, ale powstrzymywanie się od niego było niemal zbyt bolesne.
– Jest pani uparta. – Przenosi wzrok ze mnie na ekran komórki.
– Tylko na tyle pana stać? „Jest pani uparta”? Wiele spraw wygrał pan taką linią obrony? „Panie i panowie ławnicy, powódka wyraźnie cierpi z powodu uporu”. – Ściszam głos, opuszczam głowę, gdy próbuję przedrzeźniać Flinta bez wyraźnego powodu, prócz tego, że jego ciemne chmury przysłaniają słońce w ten naprawdę wspaniały dzień.
– Cześć, Harrisonie, jak było w szkole?
Flint pochyla się na bok, by spojrzeć za mnie, więc zerkam przez ramię, by popatrzyć tam, gdzie on. Chłopak, młodsza wersja właściciela budynku, odsuwa kruczoczarne włosy z czoła, ujawniając niespodziewanie niebieskie oczy.
– Marnotrawstwo idealnego dnia. – Wzrusza ramionami, nawet w najmniejszym stopniu się nie uśmiechając.
Amanda chichocze.
– Masz dwanaście lat. Co innego masz do roboty?
– Znaleźć dom bezdomnym, nakarmić głodujących, wyleczyć raka. Możliwości są naprawdę nieograniczone.
– Tata ma spotkanie. – Amanda ścisza głos. – Chyba trafił na godnego przeciwnika.
Uśmiecham się do Flinta, który natychmiast na mnie spogląda.
– Przykro mi panią rozczarowywać, pani Rodgers, ale nie jest pani dla mnie godnym przeciwnikiem. Dwa tygodnie, a teraz, jeśli mi pani wybaczy… – Ponownie odchyla się na bok. – Dlaczego nie jesteś w szkole, Harrisonie?
– Wyszedłem wcześniej. Nancy niemal zapomniała odebrać mnie i Troya. Wciąż była w piżamie. Nazwała to luźnymi spodniami, ale nie jestem głupi. Były różowe w białe króliczki. – Chłopiec przechodzi obok mnie i rzuca plecak na biurko ojca.
Flint marszczy brwi i odkłada go na podłogę.
– Dlaczego wcześniej wyszedłeś?
– Nie wiem.
– Nauczyciel nawalił?
Chłopak wzrusza ramionami, zerkając na mnie przelotnie, gdy siada na głębokim parapecie, na którym ustawione są podpisane piłki do futbolu.
– Nie wiem.
– Jak możesz jednocześnie wiedzieć tak dużo i tak mało?
– Nie wiem.
Uśmiecham się, ale poważnieję, gdy Flint posyła mi surowe spojrzenie.
– Dwa tygodnie. Udanego wieczoru.
Mrużę oczy.
– Tato, jeden dzieciak w mojej klasie sprzedaje gitarę elektryczną. Chyba chciałbym ją kupić.
Flint przenosi zdenerwowane spojrzenie ze mnie na syna.
– Nie.
– Grasz na gitarze? – Uśmiecham się do dziecka.
– Nie – odpowiada jego ojciec.
– Dlatego mam zamiar kupić instrument. – Harrison przewraca oczami.
Już go lubię.
– Mam kilka gitar akustycznych. Jeśli nigdy nie grałeś, może zaczniesz z nylonowymi strunami, żebyś nie pokaleczył sobie palców jak w przypadku metalowych. Z chęcią ci którąś pożyczę. – Odwracam się tyłem do Flinta i siadam na skraju jego biurka, patrząc na Harrisona. Wydaje mi się, że Pan Prawnik mamrocze coś pod nosem, co zaczyna się na „K”, a kończy na „A”, ale nie mogę być pewna.
Harrison wzrusza ramionami.
– Jasne.
– Nie. – Flint obniża głos o oktawę.
– Mam je na górze. Mogę pokazać ci parę akordów, podczas gdy twój tata będzie medytował, czy cokolwiek porabia, gdy potrzebuje absolutnej ciszy.
– Okej. – Harrison wstaje i odsuwa z oczu zmierzwione włosy. Nie zwraca uwagi na milczącą bitwę, która rozpoczęła się jeszcze przed jego przybyciem.
– Harrisonie, usiądź w poczekalni. Muszę zamienić kilka słów z panią Rodgers.
– Spotkamy się na górze, Harry. Wynajmuję lokal na piętrze, w razie gdyby tata ci nie mówił. Pod tylną ścianą stoją dwie gitary w futerałach. Wyjmij je i zobacz, która ci bardziej odpowiada. Zaraz przyjdę, tylko zamienię kilka słów z twoim ojcem.
Chłopiec kiwa głową. Wciąż nie widzę, by wyczuł panujące w pomieszczeniu napięcie.
Kiedy wychodzi, a Amanda odwraca się do nas plecami, staję twarzą w twarz z panem Seksownym Garniturkiem.
Flint również się podnosi, ma zapewne sporo ponad metr osiemdziesiąt. Pochyla się i opiera koniuszki palców na blacie.
– To Harrison, nie Harry.
Kopiuję jego postawę, pragnąc, by moje kolana pozostały na miejscu, ponieważ mężczyzna pachnie tak dobrze, że mam ochotę wskoczyć na jego biurko i zatopić zęby w jego szyi – oczywiście w żaden wampiryczny czy kanibalistyczny sposób.
– Krawat się panu przekrzywił.
– Wcale nie. – Nawet nie mruga.
Mężczyzna co kilka sekund poprawia garderobę. Wie, że krawat ma prosto. Jego włosy są idealnie ułożone. Cała jego postawa jest irytująco perfekcyjna. W tej chwili mogę być nieco podniecona.
– To szalone. Nigdy nie myślałam o studiach prawniczych, ale w tej chwili mam ochotę stanąć z panem na sali sądowej. Kilkakrotnie odeprzeć pana argumenty i nieco się pokłócić, zaciskając dłonie w pięści, ale… – Odsuwam się od jego biurka, prostuję się i gwiżdżę całą gamę, a kiedy kończę, uśmiecham się. – …muszę iść na górę i nauczyć pana syna kilku akordów. Może mama Harry’ego bardziej doceni zainteresowanie syna muzyką niż jego ojciec.
Odwracam się na pięcie i puszczam oko do Amandy, jednak jej grymas sprawia, że się zatrzymuję. Miałam ją za zadziorną, dlaczego więc wygląda na przerażoną?
– Matka Harrisona nie żyje, więc to ja mam ostatnie słowo w tym muzycznym przedsięwzięciu, a brzmi ono „nie” – mówi Flint ze stanowczością, która podkopuje moją pewność siebie.
Amanda się kuli. A ja mało nie padam trupem.
Śmierć przebija wszystko inne. Pozostawia bez argumentów.
– Przepraszam.