Star Force. Tom 3. Bunt. B.V. Larson

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Star Force. Tom 3. Bunt - B.V. Larson страница 4

Star Force. Tom 3. Bunt - B.V. Larson

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      – Dowództwo makrosów – powiedziałem – zbliżamy się do pierścienia. Czy zabierze nas bezpośrednio do układu wroga?

      – Tak.

      Zaczęła mi się udzielać panika podwładnych. Przerwałem połączenie.

      – Wszyscy na stanowiska bojowe. Może być gorąco, nie należy wykluczać istnienia kolejnego pola minowego.

      Moi ludzie ożywili się. Kapitan Sarin rozkazała dowódcom oddziałów wysłać marines na wyznaczone pozycje bojowe. Słyszałem pospieszny stuk butów magnetycznych na dachu cegły. Przyjrzałem się pierścieniowi. Zbliżał się bardzo szybko. Pewnie została nam mniej niż minuta, zanim skoczymy w Bóg wie co.

      – Dowództwo makrosów – powiedziałem – prosimy o opóźnienie skoku.

      – Prośba odrzucona – odparł syntetyczny głos z nieznośnym spokojem.

      – Potrzebujemy czasu, aby przygotować się do walki w nieważkości – wyjaśniłem. – Nie jesteśmy przygotowani do takiej misji. Musimy zmienić konfigurację.

      – Prośba odrzucona. Biot Riggs zapewnił dowództwo makrosów, że siły lądowe są w pełni funkcjonalne.

      – Jesteśmy funkcjonalni, ale przy braku informacji założyliśmy, że będziemy walczyć w podobnych warunkach. Potrzebujemy czasu, aby przekonfigurować broń.

      – Prośba odrzucona – powtórzył głos z typowym dla siebie optymizmem.

      Wszyscy wpatrywaliśmy się ze strachem w zbliżający się pierścień. Jak większość z dotychczas napotkanych, miał jakieś pięć kilometrów średnicy. Zastanawiałem się, czy starożytna rasa, która zbudowała ten tajemniczy środek transportu, latała kiedyś czymś, co wypełniało cały pierścień. Okręt kosmiczny o pięciokilometrowym przekroju? Brzmiało to dość onieśmielająco.

      Gdy skoczyliśmy do układu Heliosa, czekał na nas długi rząd min. Makrosy straciły pięć z sześciu krążowników, zanim dotarliśmy do planety. Teraz został nam jeden okręt. Uznałem, że jeśli wróg ma jakiś rodzaj skutecznej obrony, możemy zostać zniszczeni, zanim nawet opuścimy pokład.

      – Będziemy mniej niż stuprocentowo efektywni.

      – Wymagany szacowany stopień efektywności.

      Zamyśliłem się. Mógłbym powiedzieć, że jeden procent, ale nie chciałem przesadzić i sprawić, że stwierdzą, iż ściemniam. Przypomniało mi się coś, czego nauczyłem się od znajomego szefa projektu programistycznego – nie podawać ładnej, okrągłej liczby. Nieparzyste były bardziej wiarygodne.

      – Hm – odezwałem się w końcu. – Mamy dwadzieścia dziewięć procent szacowanej skuteczności w przypadku walki w nieważkości. Potrzebujemy czasu na zmianę konfiguracji w celu osiągnięcia maksymalnej efektywności.

      Na kilka sekund zapadła cisza. Tymczasem pierścień był coraz bliżej. Nie widziałem już całej jego krawędzi. Podwładni sami zmienili tryb obrazu – zobaczyłem schematyczne przedstawienie kosmicznych wrót. Byliśmy bliżej, niż myślałem. Miałem tylko nadzieję, że sztuczne neurony makrosów iskrzą w dobrą stronę.

      – Zmiana harmonogramu. Zmiana priorytetu.

      Co to znaczyło, do cholery? Wszyscy wgapiliśmy się w ekran, szukając odpowiedzi. Poczuliśmy drgnięcie i lekki ruch w bok. Na ekranie pierścień, który znajdował się bezpośrednio przed nami, przesunął się.

      – Zatrzymujemy się i zawracamy, sir – wyjaśniła kapitan Sarin.

      Słyszałem ulgę w jej głosie. Uśmiechnąłem się, a ona odpowiedziała tym samym. Staliśmy u progu śmierci, ale jeszcze nie zapukaliśmy do drzwi i nie wparowaliśmy do środka. To wystarczyło, aby ucieszyć moją załogę – utrzymanie się przy życiu przez parę kolejnych godzin.

      Było to jednak krótkotrwałe uczucie. Pomyślałem o zapytaniu makrosów o więcej szczegółów, na przykład o to, ile czasu dadzą nam na „przygotowania”, ale uznałem, że to zły pomysł. Wykorzystamy cały czas, jaki otrzymamy, a gdy znowu będą chcieli ruszyć, będziemy grać zaskoczonych i prosić o więcej. To technika, którą moje dzieci bezbłędnie opanowały względem mnie, gdy jeszcze byłem ojcem. Kiedy mówiłem „czas do łóżka”, słyszały „zgódźcie się na pójście do łóżka, po czym po cichu bawcie się dalej, póki nie przypomnę sobie, by znowu wysłać was do łóżka… wrócić do punktu pierwszego i powtórzyć”.

      Wspomnienie o dzieciach sprawiło, że po raz pierwszy od dawna poczułem w sercu ukłucie. Przez całą minutę po prostu wpatrywałem się bezmyślnie w ekran. Gdy zdałem sobie znów sprawę z otoczenia, zobaczyłem obok nową twarz. Była to Sandra.

      – Jesteś przytomny? – spytała.

      – Tak.

      – Co się dzieje, do cholery? Mamy być w gotowości bojowej czy nie?

      – Nie – odparłem. Odwróciłem się do kapitan Sarin i poleciłem jej odwołać rozkaz.

      – Gdzie reszta dowództwa? – spytała Sandra, rozglądając się. – Co z Raphimem?

      Byłem tylko ja, kapitan Sarin i troje innych oficerów. Oprócz tego dwóch bosmanów i sierżant sztabowy o nazwisku Górski. Przejął nawigację od zabitego porucznika Raphima Shresthy, bo zanim się zaciągnął, był na studiach inżynierskich.

      Górski uniósł dłoń w rękawicy i pomachał do Sandry. Uśmiechał się lekko.

      – Jestem nowy – oznajmił.

      Zawsze wyglądał na niedogolonego, a jego błękitne oczy sprawiały, że nieodmiennie wydawał się czymś zaskoczony.

      – Raphim i inni polegli na Heliosie – wyjaśniła po cichu Sarin.

      – Och… no tak – powiedziała Sandra z nietypową dla siebie nutą zakłopotania. Była nieco podenerwowana. – Przepraszam. Wygląda na to, że potrzebujecie tu nowych ludzi.

      Skinąłem głową.

      – Myślałem, że lecimy na Ziemię. Uznałem, że przydzielę ludziom nowe obowiązki, gdy wrócimy do bazy. Ale masz rację. Misja się nie skończyła, a my potrzebujemy pełnej załogi cegły dowodzenia. Straciliśmy osiemdziesiąt procent oficerów. Ryzyko zawodowe frontowych żołnierzy.

      Sandra zmarszczyła brwi. Wyraźnie było jej przykro, że poruszyła tak drażliwy temat. Wszyscy byli w szoku i zastanawiali się nad czekającą ich kampanią. Nabrałem powietrza i pokręciłem głową. Musiałem przestać śnić na jawie i w końcu zapędzić ludzi do roboty. Ciągłe myślenie o tym, że większość z nas nie żyje i czeka nas walka z kolejnym nieznanym wrogiem, nie pomagało. Czas znowu przejąć dowodzenie.

      – Dobrze – powiedziałem, rozglądając się po pomieszczeniu. Słabo oświetlone twarze spoglądały na mnie, odbijając niebieskawy blask kilkunastu ekranów. – Jesteście teraz wszyscy podporucznikami, oprócz kapitan Jasmine Sarin, którą awansuję na majora. Gratulacje, Jasmine. Będziesz teraz moją zastępczynią w miejsce Robinsona.

      – A

Скачать книгу