Star Force. Tom 3. Bunt. B.V. Larson

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Star Force. Tom 3. Bunt - B.V. Larson страница 5

Star Force. Tom 3. Bunt - B.V. Larson

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      Załoga wydawała się zaskoczona, ale nikt nie zgłosił obiekcji. Widziałem w ich oczach, że wszyscy czuli, iż zasłużyli na awanse. Też tak uważałem. W tych warunkach wiedza, jak przetrwać, była cechą pożądaną u moich oficerów. Nawet Sandra walczyła wręcz na Heliosie. Ilu ludzi na Ziemi zabiło kosmitę gołymi rękami? Niewielu. Przez wojnę dziewczyna nie skończyła studiów, ale miała nie gorsze kwalifikacje niż inni. Zarządziłem zebranie sztabu i wezwałem major Sarin, porucznika Górskiego i sierżanta sztabowego Kwona do mojego biura. Gdy tylko go zobaczyłem, awansowałem Kwona na kapitana, mimo jego obiekcji.

      – Nie mam wykształcenia, sir – marudził. – Nie wiedziałbym nawet, jakiego widelca użyć w mesie oficerskiej!

      – Ma pan mylne pojęcie, kapitanie – powiedziałem. – Oficerowie Sił Gwiezdnych nie używają widelców.

      – A! – odparł Kwon, szczerze zaskoczony. – W takim razie dam sobie radę.

      – Doskonale. Potrzebuję doświadczonego oficera polowego, znającego się na siłach lądowych. Jeśli mamy najechać te sztuczne satelity – czyli pewnie jakieś stacje kosmiczne – będzie to robota dla piechoty. Nie będziemy w stanie korzystać z opancerzonych grawiczołgów na pokładzie struktur wroga.

      Wszyscy spojrzeli na mnie z niepokojem. Chyba po raz pierwszy zdali sobie sprawę z tego, czego oczekiwały od nas makrosy. Bieganie po planecie z karabinem to jedno, ale najechanie bazy orbitalnej wroga, podczas gdy on do ciebie strzela, to było coś zupełnie innego.

      – Sir – odezwała się po raz pierwszy major Sarin – nie rozumiem, w jaki sposób mamy uzyskać dostęp do bazy wroga – czymkolwiek jest.

      – To jeden z wielu powodów, dla których zwołałem to zebranie. Jakieś pomysły?

      Wszyscy spojrzeli na Kwona, prawdziwego żołnierza piechoty.

      – Mamy kombinezony – powiedział świeżo upieczony kapitan. – W najgorszym razie podlecimy i jakoś przepalimy sobie wejście.

      – W najgorszym razie – zgodziłem się.

      – Lepszy pomysł – kontynuował Kwon – to zbudowanie pojazdu desantowego.

      Zastanowiłem się chwilkę i skinąłem głową.

      – Jak dużego?

      Kwon wzruszył ramionami.

      – Jednoosobowego albo wielkości czołgu. Cokolwiek będzie łatwiejsze.

      Zastanowiłem się dłużej.

      – Zostało nam kilka borczołgów – stwierdziłem. – Będzie z nich dobra platforma. Ale nie pomieszczą wszystkich desantowców. Jedynie dwudziestu marines każdy. Jeśli jednak zmienimy systemy napędu i namierzania, mogą podlecieć do celu i użyć laserów wiertniczych do zrobienia dziur.

      – Dobry pomysł, sir. – Kwon skinął głową.

      Sarin i Górski przyglądali się tej wymianie zdań ze zdumieniem. Patrzyli na nas, jakbyśmy byli kosmitami.

      – A co wy myślicie? – spytałem.

      – Szczerze, pułkowniku? – zapytała Sarin.

      Skinąłem głową.

      – Nie wierzę, że rzeczywiście planujemy to zrobić. Nie mamy pojęcia, jak wygląda wróg ani jak wyglądają jego stacje kosmiczne. Nie wiemy nawet, jakie posiadają środki obrony.

      – Owszem – zgodziłem się. – Proszę kontynuować.

      – Jak mamy planować atak przy tak małej wiedzy?

      – Nie mamy wyboru. Makrosy nie lubią pytań. Nie zamierzają dać nam nieskończonej ilości czasu na przygotowania. Przygotujemy się do tej misji tak szybko, jak to możliwe, mimo masy niewiadomych. A następnie każdej sekundy użyjemy do zebrania dalszych danych i skorygowania planów.

      Górski odchrząknął. Spojrzałem na niego pytająco.

      – Sir. Myślę, że jest jeszcze opcja, której nie rozważyliśmy.

      Wszyscy odwrócili się w jego stronę. Major Sarin wierciła się nerwowo. Kwon szeroko się uśmiechnął. Wszyscy wiedzieliśmy, co powie Górski.

      – Proszę mówić, poruczniku – powiedziałem.

      – Jeśli i tak mamy walczyć w nieważkości i próżni, to czemu nie zaatakować makrosów?

      Powoli pokiwałem głową. Wszystkim przeszło to już przez myśl.

      – W atakowaniu sojuszników jest coś przerażającego i paskudnego – zacząłem. – Nieważne, jak nieprzyjemni są to sojusznicy. Ale nie myślcie, że nie zastanawiałem się nad tym. Gdyby chodziło tylko o nas, zrobiłbym to dawno temu. Ale nie myślę tylko o nas. Myślę o wszystkich, którzy zostali na Ziemi.

      Przebiegłem wzrokiem po obecnych. Spoglądali na mnie z zakłopotaniem.

      – Jeśli to spieprzymy, makrosy zaatakują Ziemię. Nie możemy wątpić w to ani przez chwilę. Zaczniemy ponownie wojnę, która już kosztowała nas setki milionów istnień.

      – Ale – odezwał się znowu Górski – jeśli nam się uda, wątpię, aby reszta imperium makrosów się o tym dowiedziała.

      Spojrzałem na niego.

      – To jak piractwo na szerokich wodach, pułkowniku – dodał. – Kosmos jest duży. Nie ma tu żadnych świadków. Jeśli odbijemy ten okręt i polecimy do domu albo go rozwalimy, wina spadnie na Robale.

      – Podoba mi się twój sposób myślenia, Górski – odparłem, uśmiechając się. – Słusznie awansowałem cię na porucznika. Dostaniesz kolejny awans, jeśli przeżyjesz najbliższe parę dni.

      – Um… dziękuję, pułkowniku – odpowiedział z lekkim uśmiechem.

      – Ale ten plan ma jedną zasadniczą wadę.

      – Sir?

      – Krążownik. Jeśli zabierzemy okręt inwazyjny, krążownik odwróci się i nas zdezintegruje. Nie będą negocjować ani próbować odbić jednostki. Będą strzelać, aż zamienimy się w pył. Rozumiesz to, prawda?

      Górski skinął głową.

      – Tak. Ale powinniśmy pamiętać też o czymś jeszcze. Oni nie przestaną wysyłać nas na kolejne misje. To chyba jasne.

      Zmarszczyłem brwi i gestem kazałem mu kontynuować.

      – Zajadą nas, sir. Tak jak własne roboty. Nie obchodzi ich, czy zginiemy. Nie rozumieją nawet koncepcji takich jak morale czy rozpacz. Sami bez problemu walczą do ostatniej jednostki i zakładają, że my będziemy robić to samo. Każą nam najeżdżać kolejne planety, aż wszyscy zginiemy albo aż upłynie okres służby.

      Wpatrywałem się w niego. Zapewne miał rację, ale nie chciałem tego głośno powiedzieć.

      – Nie

Скачать книгу