Stara Flota. Tom 3. Wiktoria. Nick Webb
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Stara Flota. Tom 3. Wiktoria - Nick Webb страница 9
Przy komentarzu mrugnęła porozumiewawczo, aby zaznaczyć, że uwaga miała charakter humorystyczny, ale Granger podjął wyjaśnienie, jakby tego nie zauważył. Nie było czasu na żarty, nawet te wisielcze.
– Wiemy tylko, że te superpancerniki muszą mieć słabość, którą można wykorzystać, o ile tylko znajdziemy czas, aby je przeskanować dokładnie i przyjrzeć się odczytom.
– Uważasz, że w minutę przestudiujemy schemat okrętu obcych i zdążymy jeszcze znaleźć sposób, aby zniszczyć takiego kolosa? Masz nadzieję, że odkryjemy szyb wentylacyjny głównej siłowni i wstrzelimy tam pociski, żeby ją wysadzić? Lepiej użyj Mocy, Tim.
– Coś w tym rodzaju.
– Wydaje się to trochę zbyt banalne. – Proctor spojrzała Grangerowi w oczy. – Przypominasz sobie taki superpancernik? Jakieś przelotne wspomnienia?
Ostatnio Proctor pytała coraz częściej o „wakacje” Grangera – trzy zgubione dni, które spędził na pokładzie „Konstytucji”. Wspomnienia nadal były niejasne, zatarte, zwłaszcza po tym, jak grzebał w nich vishgane Kharsa, dowódca floty Dolmasi. Po ingerencji Kharsy Granger myślał, że zobaczył rodzimą planetę Roju. Okazało się jednak, że były to fałszywe, podrobione obrazy. Jednak nawet dzięki temu fałszywemu wspomnieniu flota ZSO i Granger mimo woli oswobodzili Volari 3, ojczysty świat Dolmasi, chociaż sądzili, że atakują miejsce powstania Roju.
Na niewiele się to zdało. Od tamtej pory Dolmasi rzadko pojawiali się w bitwach, do których wzywali ich ludzie. Sojusznicy od siedmiu boleści.
Granger pokręcił głową.
– Nic. Nie pamiętam żadnego takiego superpancernika.
Rozmowę przerwał im chorąży Prince.
– Kapitanie?
Granger dostrzegł, że czas minął.
– Wykonać skok kwantowy.
Chorąży Prince włączył napęd, a kapitan poczuł dobrze znane zawirowania, gdy na ekranie układ gwiazd się zmienił, co wskazywało, że skok się udał. W dużym polu grawitacyjnym, na przykład w pobliżu planety, efekty kwantowe przy skoku stawały się nieco mniej przewidywalne.
– Kontynuować decelerację – rozkazał Granger. – Pełny skan jednostek, do których się zbliżamy. Na wszystkich pasmach i zakresach. Neutrony, promienie gamma, RF, skanowanie metaprzestrzenne, sygnatury kwantowe. Wszystko.
– Jaka taktyka? – Proctor stanęła obok swojego stanowiska z tyłu mostka, a załoga zaczęła zerkać to na nią, to na kapitana.
– Pokażmy im znowu nasz brzuch. Ta część okrętu i tak jest już zniszczona. Ewakuacja personelu z sekcji pokładowych od jeden do pięć dobiegła końca, prawda?
– Tak, ale…
– Ewakuować też sekcje od szóstej do ósmej.
Proctor wyglądała na zaniepokojoną. Nigdy nie okazywała emocji. Albo starcie zaczynało działać jej na nerwy, albo – co bardziej prawdopodobne – sam Granger zaczynał działać jej na nerwy.
– Kapitanie, maszynownia ciągnie się od pokładu siódmego. Też mamy ją ewakuować?
– Nie, załoga maszynowni zostaje.
– Tim, to bardzo nietypowe…
– W tej bitwie nie ma nic typowego, Shelby. Czemu oczekujesz, że wszystko będzie przebiegało jak należy?
Dlaczego Proctor zawsze podważała jego decyzje przy załodze? Jeżeli zacznie się stawiać jeszcze bardziej, Granger będzie musiał ją zwolnić ze służby i wyrzucić z mostka – nie mógł sobie pozwolić na taki brak respektu i kwestionowanie rozkazów, zwłaszcza podczas walki.
Jednak w głębi duszy wiedział dlaczego. Zaczęło się od powrotu porucznika Volza z osobliwości. I od przebudzenia Zygzak, kontrolowanej przez Rój, która powtarzała, że Granger był dawniej agentem obcych. Potwierdziła to, co mówił Volz – a porucznik podobno rozmawiał po drugiej stronie z Grangerem, który stał po stronie wroga.
Proctor była tym przytłoczona, to oczywiste. Właśnie dlatego zaczęła kwestionować rozkazy, wątpić, zastanawiać się, czy działania dowódcy wciąż mogły być kontrolowane przez Rój. Kapitan musiał znaleźć sposób, aby odzyskać zaufanie swojej pierwszej. Proctor była zbyt cennym wsparciem, aby ją stracić, musiała odzyskać dawną formę. Grangerowi na tym zależało.
Cenne wsparcie. Czy tylko tym dla niego była Shelby Proctor? Kolejnym kamykiem, który w końcu wystrzeli z procy we wrogów? Kolejnym narzędziem w jego misji, aby całkowicie zniszczyć Rój i osiągnąć ostateczne zwycięstwo?
Tak właśnie było, prawda? Granger również stał się narzędziem. Wszyscy na pokładzie „Wojownika” byli narzędziami. Kiedy chodziło o przetrwanie gatunku, nie liczył się pojedynczy osobnik. Każdy z nich, jako członek stada, był nosicielem cennej genetycznej instrukcji, która zmuszała ludzką rasę do bezwzględnej walki o przetrwanie. Jednak zarazem każdego z nich można było zastąpić, w tym także Proctor albo Grangera. Pierwsza oficer musiała wreszcie to zrozumieć.
– Wszyscy jesteśmy tylko kamykami, komandor Proctor.
Spojrzał jej w oczy. Ból, który tam ujrzał, zdradził, że to rozumiała.
– Tak jest, kapitanie. – Skinęła krótko głową.
– No, to przekaż dowódcy eskadr myśliwców, że będę potrzebował więcej takich ludzkich kamyków.
ROZDZIAŁ 10
Sektor Britannia, Indira
Centrum dowodzenia myśliwcami OZF „Wojownik”
Komandor Pierce patrzył na listę z nazwiskami stu pięćdziesięciu mężczyzn i kobiet, którzy poświęcili życie dla bezpieczeństwa „Wojownika” – czyli tak naprawdę dla bezpieczeństwa ludzkości.
„Pisali się na to” – pomyślał. „Wszyscy, co do jednego”.
Tylko czy naprawdę? Czy ktokolwiek z nich wiedział, na co się pisze? Piloci myśliwców nie pochodzili z poboru. A ludzkość nie chciała tej wojny. To był prezent od Rosjan albo Dolmasi lub od Avery czy Isaacsona, czy kto tam według autorów teorii spiskowych odpowiadał za wybuch konfliktu.
Ale Pierce się na to pisał. Za sprawą ojca. Wszyscy Pierce’owie od trzystu lat, od pierwszej wojny kolonialnej, służyli w siłach zbrojnych. Ojciec się upierał. Wspominał przy wielu okazjach, że Pierce, który nie skończy Królewskiej Akademii Floty na Brytanii z wyróżnieniem, niepotrzebne psuje tylko powietrze. Poczucie winy i rodzinnego obowiązku wystarczyły, żeby Tyler zgłosił się do służby i ukończył studia z pierwszą lokatą na roku. Podtrzymał rodzinną tradycję.
Ale nie był z tego zadowolony.