Zgiełk wojny. Tom 3. Cel uświęca środki. Kennedy Hudner

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zgiełk wojny. Tom 3. Cel uświęca środki - Kennedy Hudner страница 15

Zgiełk wojny. Tom 3. Cel uświęca środki - Kennedy Hudner

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      Zebrali się dwie godziny później i usiedli przy stole w kuchni Hirama, żeby zjeść trochę świeżych owoców i jogurt. Tylko Astrid Drechsher uparła się, aby dostać na śniadanie stek z ziemniakami.

      – I wy nazywacie się żołnierzami? – prychnęła, wskazując widelcem na porcje pozostałych. – Żołnierz powinien jeść tak, jakby w każdej chwili miał ruszyć do walki. Jak długo wytrzymacie na opakowaniu jogurtu? – Skrzywiła się pogardliwie. – To jeszcze jeden dowód, że nasz rząd jest słaby, skoro pokonały go jogurtowe żołnierzyki.

      Lori Romano, ekspert od systemów sztucznej inteligencji, wyglądała na zmęczoną, była też wyraźnie onieśmielona uczestnictwem w spotkaniu na tak wysokim szczeblu. Sadia Zahiri, kapitan „Sowy Śmieszki”, rozmawiała cicho z Rafaelem Eitanem z oddziałów specjalnych Azylu, który z zainteresowaniem słuchał opowieści o tym, jak udało się podłożyć nadajnik namierzający w stoczni Siegestor.

      – Dzień dobry wszystkim – przywitał się Hiram i od razu włączył holograficzny obraz satelity szpiegowskiego Tilleke. – Wczoraj wykryto ten obiekt na wysokiej orbicie wokół Kornwalii. W tej chwili posiadamy tylko takie zdjęcia. Zrobił je monter z firmy sprzedającej transmisje wideo, gdy próbował znaleźć przyczynę zakłóceń sygnału.

      Brill ustawił obraz tak, aby znajdował się centralnie nad stołem, i maksymalnie powiększył. Zebrani musieli cofnąć się z krzesłami, żeby mieć dobry widok.

      – Monter zbliżył się na tyle, żeby porobić zdjęcia, z których można było poskładać obraz trójwymiarowy. – Hiram zerknął na Tamariego, zanim spojrzał na resztę zebranych przy stole. – Chorąży Romano, przyjrzyj się dokładnie temu satelicie i powiedz, czy widzisz coś ważnego.

      Lori Romano przełknęła nerwowo, wstała i powoli obeszła obraz holograficzny.

      – Można prosić o obniżenie obrazu i obrócenie go tak, żeby było widać górną część?

      Brill zrobił, jak chciała, choć nie było to konieczne, bo Romano przysunęła sobie krzesło i stanęła na nim, żeby przyjrzeć się jeszcze dokładniej. Potem wyjęła tablet, uruchomiła jakąś aplikację i zaczęła szybko wpisywać ciągi obliczeń.

      – Mogę trochę obniżyć – zaproponował Hiram cicho, żeby nie zakłócać jej koncentracji.

      – Jest dobrze – mruknęła z roztargnieniem i dodała: – A można zrobić tak, żeby obraz był gęstszy, bardziej solidny?

      Hiram dopasował parametry i obraz holograficzny, choć już całkiem ostry i wyraźny, zaczął wyglądać rzeczywiście równie realistycznie jak stół, nad którym się unosił.

      – Hm…

      Po paru minutach pracy i wpisaniu kolejnych obliczeń oraz chyba skopiowaniu liczb, które wyskoczyły nad obrazem satelity Tilleke, Romano zeskoczyła z krzesła i popatrzyła skrępowana na pozostałych. Nie zdawała sobie sprawy, że reszta zgromadzonych w milczeniu obserwowała jej poczynania.

      – Co odkryłaś, Lori? – zapytał cicho Brill.

      Romano głęboko nabrała tchu. Nie znosiła rozmów z oficerami, zwłaszcza tymi wysokiej rangi, którzy siedzieli przy stole kuchennym i pili kawę.

      – No cóż… Niewiele wiem o tym urządzeniu, potrzebujecie do tego prawdziwego eksperta, ale jedno mogę stwierdzić z pewnością. Ten satelita zebrane dane może transmitować tylko w jeden sposób, przy pomocy anteny nadajnika. A ta antena znajduje się tutaj. – Wskazała na spiralne zgrubienie widoczne na szczycie urządzenia. – To jedyny transmiter albo nadajnik z anteną, jaki udało mi się znaleźć. Urządzenie nie pobiera dużo energii, na dodatek fizycznie też jest niewielkie, ma średnicę najwyżej dwudziestu centymetrów. Zapewne to antena silnie kierunkowa, która pracuje na paśmie mikrofalowym. – Romano wzruszyła ramionami. – Nie ma dużego zasięgu transmisji, podejrzewam, że najwyżej do trzydziestu kilometrów, może mniej.

      Hiram skinął głową.

      – Co z tego?

      Romano nie odpowiedziała od razu.

      – To oznacza, że Tilleke muszą mieć statek, który przylatuje często, łączy się z satelitą i ściąga informacje. Nie mam jednak pojęcia, jak ten statek przekazuje dane do sektora Tilleke.

      A potem usiadła. Z tremy policzki jej poczerwieniały. Wszyscy wciąż wpatrywali się w nią wyczekująco.

      – Na twoim miejscu spróbowałabym znaleźć i złapać ten statek – poradziła cicho Brillowi.

      Przez chwilę nikt się nie odzywał, ale w końcu kapitan Drechsher parsknęła śmiechem.

      – No, cholera, genialny pomysł. Tak! Złapmy ten statek! Może jednak jogurtowe żołnierzyki nie są takie złe.

      Potem, gdy nastąpiła przerwa w naradach, Sadia Zahiri podeszła do Hirama, który rozmawiał z pułkownikiem Tamarim.

      – Na bogów, Hiramie, gdzieś ty ukrywał tę dziewczynkę?

      – Chodzi ci o Romano?

      – Tak! Jest wspaniała – stwierdziła z zadowoleniem Zahiri.

      – Nigdzie jej nie ukrywałem. Zwykle pilnuję, żeby pokazywała, co umie, i upewniam się, żeby doceniano jej wkład.

      – Ha! Powiedz tej dziewczynie, że gdyby szukała porządnej pracy, niech się zgłosi do mnie. Na pewno nie będę jej wysyłała po śniadanie!

      ROZDZIAŁ 10

      W górach Pelion, Azyl

      Samica sambara parsknęła i potrząsnęła łbem. Promienie słońca zalśniły na jej długim, spiralnym rogu na czole. Rozejrzała się czujnie i znowu parsknęła z niepokojem.

      – Wiatr chyba się zmienił – zabrzmiał cichy głos Nouar w słuchawkach hełmu Cookie. – Ta samica wyczuła zapach, którego nie zna, i ani trochę jej się to nie podoba.

      Cookie przesłała przez łącze piknięcie na potwierdzenie, że słyszy. Ani drgnęła, zajęta obserwowaniem zwierzęcia. Kombinezon maskujący sprawiał, że była niewidoczna z dziesięciu, może piętnastu metrów, ale zapach stanowił problem. Przewodniczka stada uniosła głowę i ugięła lekko przednie nogi, w gotowości do ataku na najmniejsze oznaki zagrożenia. Oczy miała szeroko otwarte, nozdrza rozchylone. Starała się zlokalizować, skąd dochodzi niepokojąca woń.

      Cookie zrobiła zdjęcie.

      Wtedy samica uczyniła coś niespodziewanego. Raz jeszcze powęszyła, a potem obróciła się gwałtownie i opuściła łeb ze spiralnym śmiercionośnym rogiem. Znieruchomiała i wbiła wzrok w las, rozciągający się za polaną. Oddychała szybko. Kiedy nic się nie stało, wyprostowała się znowu i zarżała na alarm. Reszta stada, w tym pięć niedojrzałych sambarów, którym dopiero zaczęły wyrastać rogi, przestała się paść. Cztery dorosłe samce potrząsnęły łbami. Ich rogi zamigotały w słońcu, gdy uformowały szereg między lasem a stadem. Trzy samice stanęły z tyłu stada, a wtedy przewodniczka zerwała się

Скачать книгу