Bastion. Стивен Кинг
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Bastion - Стивен Кинг страница 12
– Dzięki, Joe Bob – powiedział Hap. – Co mówił James i tamci faceci?
– Niewiele. Ale wyglądali na mocno przestraszonych. Jeszcze nigdy nie widziałem równie przerażonych lekarzy. Nie podoba mi się to.
Zapadła grobowa cisza. Policjant podszedł do automatu i wyjął z niego butelkę freski. Kiedy zdjął kapsel, rozległ się syk uciekającego gazu. Joe Bob ponownie usiadł na krześle, a Hap wyjął papierową chusteczkę z pudełka stojącego obok kasy. Wyczyścił zapchany nos i włożył chustkę do kieszeni zaplamionego kombinezonu.
– Czego się dowiedziałeś o tym Campionie? – spytał Vic. – Wiesz o nim cokolwiek?
– Nadal go sprawdzamy – odparł Joe Bob. – Zgodnie z tym, co miał w dowodzie, pochodził z San Diego, ale inne jego dokumenty są prawie od trzech lat nieważne. Jego prawo jazdy straciło ważność. Karta Bank Americard, wystawiona w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym szóstym roku, również. Miał przy sobie legitymację wojskową i właśnie ją sprawdzamy. Kapitan przypuszcza, że nie mieszkał w San Diego od blisko czterech lat.
– Dezerter? – zapytał Vic. Wyjął ogromną czerwoną chustkę, chrząknął i splunął w nią.
– Jeszcze nie wiadomo. Z jego legitymacji wynika, że był w wojsku do tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego siódmego roku. Miał na sobie cywilne ciuchy, był z rodziną i znajdował się cholernie daleko od Kalifornii, więc wnioski nasuwają się same.
– Dobra. Skontaktuję się z pozostałymi i powtórzę im wszystko, co od ciebie usłyszałem – mruknął Hap. – Jestem ci bardzo zobowiązany.
Joe Bob wstał.
– Tylko nie wymieniaj mojego nazwiska. Nie chciałbym stracić tej roboty, a twoi kolesie nie muszą wiedzieć, kto dał ci cynk, prawda?
– Nie muszą – odparł Hap, a Vic pokiwał głową.
Kiedy gliniarz podszedł do drzwi, Hap powiedział:
– Jeszcze piątaka za benzynę, Joe Bob. Nie chcę wyciągać od ciebie forsy, ale skoro tak się rzeczy mają…
– W porządku – odparł policjant i podał mu kartę kredytową. – Przecież i tak państwo za to zapłaci. A ja będę miał podkładkę i dobre wyjaśnienie, gdyby mnie ktoś spytał, po co tu przyjechałem.
Hap dwa razy kichnął, wypełniając blankiet.
– Musisz uważać – ostrzegł go Joe Bob. – Nie ma nic gorszego od letniego przeziębienia.
– Jakbym o tym nie wiedział.
– A może to wcale nie przeziębienie? – zapytał nagle stojący za ich plecami Vic.
Odwrócili się do niego.
– Dziś rano, kiedy się obudziłem, kichałem i kaszlałem, jakbym miał bardzo wysoką temperaturę – powiedział. – Do tego męczył mnie potworny ból głowy. Wziąłem kilka aspiryn i trochę mi przeszło, ale w dalszym ciągu cieknie mi z nosa. Może się zaraziliśmy? Może złapaliśmy to samo świństwo co Campion? To, co go zabiło.
Hap już chciał zaprotestować, ale przeszkodziło mu kolejne kichnięcie. Joe Bob przyglądał im się przez chwilę z ponurą miną, po czym stwierdził:
– Wiesz, Hap, z tym zamknięciem stacji to wcale nie jest taki zły pomysł. Przynajmniej na dzisiaj.
Hap spojrzał na niego, próbując przypomnieć sobie argumenty, którymi wcześniej chciał się posłużyć, ale w głowie miał zupełną pustkę. Pamiętał jedynie, że kiedy się rano obudził, również bolała go głowa i miał zatkany nos. No cóż, przecież każdy może się przeziębić. To nic nadzwyczajnego. Tyle że zanim pojawił się ten facet, Campion, czuł się wyśmienicie. Nic mu nie dolegało.
Hodgesowie mieli troje dzieci – sześcioletnie, czteroletnie i osiemnastomiesięczne. Dwoje najmłodszych spało, a najstarsze bawiło się za domem, wygrzebując w ziemi dołek. Lila Bruett siedziała w saloniku, oglądając Żar młodości. Miała nadzieję, że Sally nie wróci przed końcem filmu. Ralph Hodges kupił kolorowy telewizor, kiedy mieszkańcom Arnette lepiej się powodziło, a Lila uwielbiała oglądać filmy w kolorze. Wszystko wydawało się wtedy lepsze i ładniejsze.
Zaciągnęła się papierosem, ale gdy wydmuchiwała dym, chwycił ją nagły atak kaszlu. Poszła do kuchni i wypluła flegmę do zlewu. Kaszel męczył ją od rana i przez cały dzień miała wrażenie, jakby ktoś łechtał piórkiem wnętrze jej gardła. Wróciła do saloniku, jednak najpierw wyjrzała na podwórko przez okno spiżarni, żeby się upewnić, czy z Bertem Hodgesem wszystko jest w porządku. W telewizji nadawano właśnie reklamę – dwie tańczące butelki płynu do czyszczenia muszli klozetowych. Lila rozejrzała się po pokoju. Bardzo chciała, żeby jej mieszkanie wyglądało podobnie. Ulubionym zajęciem Sally było malowanie obrazów przedstawiających Chrystusa. Oprawione w ramy i ponumerowane zdobiły ściany saloniku. Lili najbardziej podobał się największy obraz przedstawiający Ostatnią Wieczerzę, wiszący nad telewizorem. Sally powiedziała jej, że do namalowania go zużyła sześćdziesiąt tubek farb olejnych w różnych odcieniach i pracowała nad nim blisko trzy miesiące. To było prawdziwe dzieło sztuki.
Kiedy skończyły się reklamy, mała Cheryl zaczęła płakać – był to okropny wrzask przerywany gwałtownymi atakami kaszlu.
Lila zgasiła papierosa i pobiegła do sypialni. Czteroletnia Eva nadal spokojnie spała, ale Cheryl rzucała się w swoim łóżeczku, a jej twarzyczka przybrała alarmującą fioletową barwę.
Jej krzyki były teraz stłumione, jakby dziewczynka się dusiła. Lila, która nie obawiała się krupa, gdyż chorowali na to obaj jej synowie, podniosła dziecko za nóżki i poklepała je mocno po plecach. Nie miała pojęcia, czy doktor Spock pochwaliłby taką metodę leczenia, ponieważ nigdy nie czytała nic na ten temat.
Jednak w przypadku Cheryl okazała się skuteczna. Dziewczynka skrzeknęła jak żaba i wypluła na podłogę żółtą flegmę.
– Lepiej? – spytała Lila.
– Tak – odparła dziewczynka.
Po chwili ponownie zaczęła przysypiać. Lila wytarła żółtą plamę papierową chusteczką. Jeszcze nie widziała, żeby dziecko wykaszlało tyle flegmy naraz.
Usiadła przed telewizorem, aby obejrzeć dalszy ciąg filmu. Zapaliła kolejnego papierosa, kichnęła głośno, zaciągając się dymem, a potem sama zaczęła kasłać.
ROZDZIAŁ 4
Zmierzch zapadł przed godziną. Starkey siedział sam przy długim stole, przeglądając plik żółtych kartek. Ich zawartość wprawiła go w zdenerwowanie. Służył krajowi od trzydziestu sześciu lat, zaczynając jako wystraszony „plebejusz” w West Point. Otrzymywał medale. Rozmawiał z prezydentami. Starał się udzielać im rad i czasem nawet się do nich stosowali. Wielokrotnie znajdował się w różnych trudnych i mrocznych sytuacjach, ale to…
Był