Bastion. Стивен Кинг

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Bastion - Стивен Кинг страница 66

Bastion - Стивен Кинг

Скачать книгу

do piersi, przyciskając dłonie do bolącego podbrzusza, a w jego głowie rozbrzmiewało echo słów Devinsa: „Prawo jest bezwzględne, chłopcze”.

      Święta prawda.

      ROZDZIAŁ 25

      Nick Andros odsunął jedną z zasłon i wyjrzał na ulicę. Z pierwszego piętra domu zmarłego Johna Bakera, patrząc w lewo, można było zobaczyć całe śródmieście Shoyo, natomiast patrząc w prawo, widziało się wychodzącą z miasta drogę numer 63. Main Street była zupełnie wyludniona, a w budynkach biurowych pozaciągano rolety. Pośrodku drogi siedział pies ze spuszczonym łbem; trząsł się cały, na rozpalony żarem chodnik skapywała mu z pyska biała piana. W rynsztoku pół przecznicy dalej leżał drugi pies, już martwy.

      Nick zaciągnął zasłonę, przetarł oczy i podszedł do leżącej na łóżku kobiety, która właśnie się obudziła. Jane Baker była opatulona grubymi kocami. W malignie zrzuciła z siebie koce i Nick z zażenowaniem stwierdził, że jej ciało prześwituje przez przepoconą nocną koszulę. Wątpił jednak, by w tym stanie przejmowała się takimi drobiazgami. Umierała.

      – Johnny, przynieś miednicę. Chyba będę rzygać… – jęknęła.

      Wyjął spod łóżka miednicę i postawił przy niej, lecz kobieta, miotając się dziko, strąciła ją na podłogę. Nick podniósł miednicę i bezradnie popatrzył na panią Baker.

      – Johnny! – zawołała. – Nie mogę znaleźć mojego pudełka na igły i nici. Nie ma go w szafie!

      Napełnił szklankę wodą z dzbanka i przyłożył jej do ust, lecz znów szarpnęła całym ciałem, omal nie wytrącając mu naczynia z ręki. Odstawił szklankę na stolik nocny, by mogła po nią sięgnąć, kiedy się uspokoi.

      Nigdy jeszcze nie był tak boleśnie świadom swojej ułomności jak w ciągu ostatnich dwóch dni. Gdy zjawił się u Jane Baker, był przy niej pastor metodystów Braceman. Czytał wraz z nią Biblię w saloniku, lecz sprawiał wrażenie niespokojnego i chciał jak najszybciej wyjść. Gorączka mąciła umysł Jane i kobieta nie bardzo wiedziała, co robi. Może pastor bał się, że zamierza go uwieść. Bardziej prawdopodobne jednak było, że chce po prostu zabrać swoją rodzinę i podjąć próbę wydostania się z miasta. W małych mieścinach wieści rozchodziły się szybko i wielu mieszkańców podjęło już decyzję o opuszczeniu Shoyo.

      Kiedy Braceman opuścił salonik domu Bakerów jakieś dwie doby temu, wszystko zaczęło się zmieniać w koszmar na jawie. Stan pani Baker pogorszył się tak bardzo, że Nick obawiał się, iż kobieta nie dożyje zmierzchu.

      Niestety, nie mógł być przy niej przez cały czas. Poszedł do baru po jedzenie dla trzech więźniów, jednak Vince Hogan nie zdołał przełknąć ani kęsa. Majaczył. Mike Childress i Billy Warner żądali, by ich wypuścił, ale Nick nie mógł się na to zdobyć. Nie żeby się bał, wątpił, by zamierzali tracić czas, wyżywając się na nim; prawdopodobnie tak samo jak inni chcieliby jak najszybciej dać nogę z Shoyo. Czuł się jednak odpowiedzialny za więźniów. Złożył obietnicę człowiekowi, który już nie żył. Z całą pewnością prędzej czy później nad wszystkim przejmie kontrolę policja stanowa i wtedy będzie mógł przekazać jej aresztantów.

      Na dnie szuflady znalazł broń szeryfa wraz z pasem i kaburą i założył go. Widok ozdobionej drewnianą okładziną kolby dotykającej jego kościstego biodra wydał mu się absurdalny, ale ciężar broni dawał poczucie bezpieczeństwa.

      Dwudziestego trzeciego po południu otworzył celę Vince’a i zaaplikował choremu prowizoryczne okłady z lodu na czoło, szyję i piersi. Vince otworzył oczy i spojrzał na niego tak żałośnie, że Nick miał ochotę powiedzieć mu coś pocieszającego, lecz oczywiście było to niemożliwe. To samo było dwa dni później z panią Baker. Również i tym razem miał ochotę coś powiedzieć, choćby tylko: „Będzie dobrze, na pewno wyjdziesz z tego” – albo: „Myślę, że gorączka spada”.

      Gdy zajmował się Vince’em, Billy i Mike przez cały czas krzyczeli do niego. Kiedy pochylał się nad chorym, nie widział tego, ale gdy tylko podnosił głowę, dostrzegał ich przerażone twarze i wargi wypowiadające wciąż te same słowa: „Proszę, wypuść nas”. Przezornie trzymał się od nich z daleka. Był młody, ale wiedział, że panika odbiera ludziom rozum i czyni ich niebezpiecznymi.

      Tego popołudnia kursował tam i z powrotem po niemal pustych ulicach, za każdym razem spodziewając się, że w areszcie zastanie martwego Vince’a Hogana, a w domu Bakerów – Jane. Wypatrywał samochodu doktora Soamesa, lecz nigdzie go nie dostrzegł. Otwartych było jeszcze kilka sklepów i stacja paliw Texaco, ale miasto powoli się wyludniało. Ludzie opuszczali je, jadąc zatłoczoną drogą lub przechodząc przez las – a może nawet szli strumieniem przepływającym przez skalny tunel kończący się w miasteczku Mount Holly. Pewnie większość z nich ucieka z Shoyo nocą, pomyślał Nick.

      Kiedy po zachodzie słońca zjawił się w domu Bakerów, Jane, chwiejąc się na nogach, przyrządzała w kuchni herbatę. Spojrzała na niego z wdzięcznością, a on stwierdził, że gorączka ustąpiła.

      – Chciałam ci podziękować, że nade mną czuwałeś – powiedziała. – Czuję się już całkiem dobrze. Napijesz się herbaty? – zapytała i nagle zaczęła płakać.

      Podszedł do niej, obawiając się, że mogłaby zemdleć i upaść na rozgrzaną kuchenkę.

      Przytrzymała się jego ramienia i oparła głowę o bark. Jej ciemne włosy na tle jasnoniebieskiego szlafroka wyglądały jak czarna kaskada.

      – Johnny… – wyszlochała. – Mój biedny Johnny…

      Gdybym tylko mógł mówić, pomyślał z konsternacją Nick. Ale jedyne, co mógł zrobić, to przytulić Jane i podprowadzić do krzesła przy stole kuchennym.

      – Herbata…

      Pomógł jej usiąść.

      – W porządku – mruknęła. – Czuję się już lepiej. Naprawdę. Tyle że…

      Ukryła twarz w dłoniach.

      Nick zaparzył dla nich obojga herbatę i postawił filiżanki na stole. Przez chwilę pili w milczeniu. Jane trzymała filiżankę obiema rękami, jak dziecko. Wreszcie odstawiła ją na stół i zapytała:

      – Ilu mieszkańców miasta zachorowało?

      „Nie wiem dokładnie – napisał Nick. – Ale sytuacja wygląda bardzo źle”.

      – Rozmawiałeś z lekarzem?

      „Nie widziałem go od rana”.

      – Zamęczy się, jeśli nie będzie na siebie uważał – powiedziała. – Ale on będzie uważał, prawda? Nie zamęczy się.

      Nick pokiwał głową.

      – A co z więźniami? Przyjechali po nich?

      „Nie – odpisał Nick. – Vince Hogan jest ciężko chory. Tamci dwaj chcą, żebym ich wypuścił, zanim się od niego zarażą.

      – Nie

Скачать книгу