Bastion. Стивен Кинг
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Bastion - Стивен Кинг страница 80
Rita trajkotała jak nakręcona, lecz później Larry nie pamiętał ani słowa z tego, co mówiła (nie, nieprawda, zapamiętał sen, o którym mu opowiadała: że idzie wzdłuż Fifth Avenue z przystojnym mężczyzną, tak młodym, że mógłby być jej synem). Pamiętał natomiast doskonale co innego: samą przechadzkę, jej piękny uśmiech, banalny i cyniczny, oraz szelest materiału spodni.
Weszli do restauracji. Zamówieniem posiłku zajął się Larry i choć nie znał się na kuchni, Rita chwaliła wybrane przez niego dania – stek z frytkami i ciasto rabarbarowe, które popili kawą rozpuszczalną.
ROZDZIAŁ 28
W lodówce był placek truskawkowy. Frannie przez dłuższą chwilę przyglądała się tępym wzrokiem ciastu owiniętemu w folię, po czym je wyjęła. Położyła placek na ladzie i odkroiła kawałek. Gdy przenosiła go na talerzyk, ze środka wypadła truskawka i z mlaśnięciem rozbryznęła się na blacie. Podniosła ją i zjadła, a mokry ślad wytarła ściereczką. Potem przykryła placek folią i wstawiła go z powrotem do lodówki.
Kiedy odwracała się w stronę talerza, jej wzrok padł na umieszczony obok kredensu wieszak na noże. Był dziełem jej ojca, który zaopatrzył go w dwa namagnesowane paski metalu. Noże zwisały z nich ostrzami do dołu, a promienie wczesnopopołudniowego słońca odbijały się w ich powierzchni. Przyglądała się im przez chwilę bezmyślnie, a jej dłonie nerwowo mięły brzegi opinającego ją w talii fartucha.
Jakieś piętnaście minut później przypomniała sobie, że coś przygotowywała. Ale co? Przyszły jej do głowy dziwne skojarzenia. Bułka. Jaka bułka? Bułka z masłem? Z dżemem? Dżem? Nie. Ciastko. Ciastko z kremem. Ciastko z dżemem. Ciasto. Odwróciła się w stronę talerza, ujrzała muchę spacerującą po kawałku placka i odgoniła ją machnięciem ręki.
Jej oboje rodzice nie żyli. Matka zmarła w szpitalu Sanford, a ojciec, w którego warsztacie zawsze czuła się kochana i potrzebna, leżał martwy w łóżku w pokoju na piętrze. „Martwy. Zimny trup. Wziął i łup. W łóżku grób”. Dlaczego zaczęły jej przychodzić do głowy te kretyńskie rymy?
I nagle dotarła do niej cała groza sytuacji. Jej ciało przeszył dreszcz.
W powietrzu zaczęła się rozchodzić woń spalenizny.
Coś się fajczyło.
Odwróciła głowę i ujrzała stojącą na ogniu patelnię do frytek, o której zupełnie zapomniała. Bił z niej kłąb cuchnącego czarnego dymu. Tłuszcz pryskał na wszystkie strony gniewnymi bryzgami, a krople lądujące na kuchence natychmiast gasły. Dno patelni było czarne jak smoła.
Dotknęła rączki patelni i szybko cofnęła dłoń, bo metal parzył. Owinęła wokół rączki patelni ścierkę i ostrożnie wyniosła syczące jak rozjuszony smok naczynie na zewnątrz. Postawiła patelnię na górnym stopniu schodów. Wiatr przyniósł zapach kapryfolium i brzęczenie pszczół, ale prawie tego nie zauważyła. W pancerzu, którym otaczała się od czterech dni, pojawiła się szczelina i Frannie poczuła, że ogarnia ją strach. Strach? Raczej paraliżujące przerażenie, które od paniki dzielił tylko jeden mały krok.
Przypomniała sobie, jak obierała ziemniaki i pokrojone wrzucała do oleju, by usmażyć frytki. Teraz już to pamiętała, ale przez chwilę była zupełnie gdzie indziej.
Stojąc na werandzie ze ścierką w dłoni, usiłowała przypomnieć sobie, o czym myślała, kiedy wstawiła frytki. Wydawało jej się to bardzo ważne.
Chyba doszła wtedy do wniosku, że posiłek składający się wyłącznie z frytek nie będzie zbyt pożywny. Gdyby McDonald przy szosie numer 1 wciąż był czynny, nie musiałaby smażyć ich sama i mogłaby również zjeść hamburgera z frytkami. Wystarczyło podjechać do okienka dla zmotoryzowanych i uchylić boczną szybę. Bez wątpienia było to niezdrowe żarcie, ale sama myśl o nim przynosiła ukojenie i pocieszenie. Poza tym kobiety w ciąży zawsze miewały dziwaczne zachcianki.
To doprowadziło ją do kolejnego ogniwa łańcucha. Myśli o dziwacznych zachciankach obudziły w niej ochotę na ciasto z truskawkami, a kiedy ją zaspokoiła, popatrzyła na półeczkę na noże, którą ojciec zrobił dla matki (i która tak się spodobała pani Edmonton, żonie lekarza, że Peter dwa lata temu zrobił drugą także dla niej), a potem jej umysł jakby się przegrzał… ciastka, trupy, muchy…
Spojrzała na puste podwórze i zachwaszczony, zapuszczony ogródek taty, po czym usiadła, zakryła twarz fartuchem i zapłakała.
Kiedy łzy obeschły, poczuła się trochę lepiej, ale wciąż była przerażona.
Zaczęła się zastanawiać, czy nie popada w obłęd. Może właśnie tak się dzieje, kiedy dosięga cię załamanie nerwowe albo coś w tym rodzaju?
Od śmierci ojca o wpół do ósmej poprzedniego wieczoru jej zdolność koncentracji znacznie osłabła. Zapominała o tym, co przed chwilą robiła, błądziła gdzieś myślami lub po prostu siedziała, nie myśląc o niczym konkretnym.
Gdy Peter Goldsmith umarł, bardzo długo siedziała przy jego łóżku. Potem zeszła na dół i włączyła telewizor. Zrobiła to bez konkretnego powodu, po prostu uznała, że to całkiem niezły pomysł. Jedyną czynną rozgłośnią była WCSH, regionalna stacja NBC w Portlandzie, która nadawała jakiś dziwaczny teleturniej.
Wyglądający jak ucieleśnienie najgorszego koszmaru każdego kukluksklanowca Murzyn udawał, że rozstrzeliwuje białych, a widzowie urządzali mu huczną owację. Oczywiście musiało to być wyreżyserowane, takich rzeczy nie puszczono by w telewizji, gdyby ludzie ginęli naprawdę, choć wszystko sprawiało bardzo realistyczne wrażenie. Przypominało jej to Alicję w Krainie Czarów, tylko że w tym show to nie Królowa Kier wołała: „Ściąć im głowy!”, lecz ktoś… albo coś innego. Król Pik. Tak, właśnie – mimo że ten czarny byczek w przepasce biodrowej wcale nie przypominał króla. Księcia zresztą też nie.
Później (nie potrafiła powiedzieć, ile czasu upłynęło) do studia wdarli się jacyś uzbrojeni mężczyźni i zaczęła się strzelanina wyreżyserowana jeszcze bardziej realistycznie niż wcześniejsze egzekucje. Zobaczyła ludzi rozrywanych ogniem z broni maszynowej, ciskanych w tył impetem trafiających w nich kul, i krew buchającą strugami z poszarpanych ciał.
Uświadomiła sobie, że ani razu nie widziała na ekranie planszy czy znaku ostrzegającego rodziców, iż prezentowane widowisko zawiera drastyczne sceny, aby mogli położyć swoje dzieci do łóżka lub przełączyć się na inny kanał. Za takie numery WCSH mogła stracić licencję. Ten program był naprawdę bardzo krwawy.
Wyłączyła telewizor, kiedy kamera wymierzyła obiektyw w górę, ukazując zwieszające się z sufitu lampy, i położyła się na tapczanie, również wbijając wzrok w sufit. Po jakimś czasie zasnęła, a rano była przekonana, że cały ten program po prostu jej się przyśnił. W tym właśnie problem: wszystko dokoła wydawało jej się koszmarem pełnym straszliwych lęków. Zaczęło się od śmierci matki, a odejście ojca jedynie wzmogło to odczucie. Jak w Alicji, robiło się coraz dziwniej i dziwniej.
W ratuszu miejskim zorganizowano specjalne