Autopsja. Tess Geritsen
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Autopsja - Tess Geritsen страница 9
– Rzecz w tym, że nie wiedzieliście tego przed włamaniem do mieszkania. Nie zostawiliście mojemu klientowi czasu na otwarcie drzwi. Dokonaliście szybkiej oceny sytuacji i wtargnęliście do środka.
– Przerwaliśmy katowanie kobiety.
– Czy wiecie, że rzekoma ofiara odmówiła wniesienia oskarżenia przeciw panu Rollo? Że nadal są kochającą się parą?
Jane zacisnęła zęby.
– To jej decyzja. – Może jest głupia, pomyślała. – To, co zobaczyliśmy w mieszkaniu dwa E było jawnym maltretowaniem. Dowodem na to jest krew.
– A moja krew się nie liczy?! – wrzasnął Rollo. – Zepchnęłaś mnie ze schodów, moja pani. Mam bliznę na podbródku.
– Milczeć, panie Rollo – rozkazał sędzia.
– Patrzcie! Tu się uderzyłem o dolny stopień. Trzeba było szyć!
– Panie Rollo!
– Czy zepchnęła pani mojego klienta ze schodów, pani detektyw? – spytała Quinlan.
– Sprzeciw – powiedział Spurlock.
– Nie, nie zepchnęłam – odparła Jane. – Był wystarczająco pijany, żeby spaść samemu.
– Kłamie! – parsknął oskarżony.
Młotek sędziego znów uderzył w stół.
– Milczeć, panie Rollo!
Ale Billy Wayne Rollo był już kotłem sprężonej pary, w którym puścił zawór.
– Ona i jej partner zawlekli mnie na klatkę schodową, gdzie nikt nie mógł widzieć, co ze mną robią. Czy myślicie, że ona sama byłaby zdolna mnie aresztować? Taka mała kobietka w ciąży? Dajecie sobie wciskać takie gówno?
– Sierżancie Givens, proszę wyprowadzić oskarżonego z sali.
– To był akt brutalności policji! – zawył Rollo, gdy woźny złapał go za kołnierz i postawił na nogi. – Hej, przysięgli, jesteście tępi? Nie widzicie, że to wciskanie gówna? Gliny skopały mnie na klatce schodowej tak, że spadłem.
Młotek znów opadł.
– Zarządzam przerwę. Proszę przysięgłych o opuszczenie sali.
– A więc to tak! Przerwa! – Rollo wybuchnął szyderczym śmiechem, odpychając woźnego. – W momencie, kiedy mogli dowiedzieć się prawdy!
– Sierżancie Givens, proszę go wyprowadzić!
Givens złapał Rollo za ramię. Ten, rozwścieczony, okręcił się i rąbnął woźnego bykiem w brzuch. Obaj runęli na podłogę i zaczęli się mocować. Victoria Quinlan patrzyła z otwartymi ustami, jak woźny i jej klient padają o parę centymetrów od jej szpilek od Manolo Blahnika.
Chryste, ktoś musi zapanować nad tym bałaganem.
Jane zerwała się z krzesła. Odepchnąwszy na bok zaskoczoną Quinlan, podniosła z podłogi kajdanki sierżanta, które po uderzeniu upuścił.
– Na pomoc! – krzyknął sędzia, waląc raz po raz młotkiem w stół. – Wezwijcie drugiego woźnego!
Sierżant Givens leżał na plecach, przygnieciony przez Rollo, który podnosił pięść, by zadać mu cios. Jane złapała go za przegub i zapięła na niej jedną część kajdanków.
– Co jest, do cholery? – zaklął Rollo.
Jane oparła stopę o jego plecy, wykręciła mu rękę do tyłu i rzuciła twarzą w dół na woźnego. Drugie kliknięcie i kajdanki zatrzasnęły się jego lewym przegubie.
– Zejdź ze mnie, ty pieprzona krowo! – zawył Rollo. – Złamiesz mi kręgosłup!
Sierżant Givens, przygnieciony ciężarem dwóch osób, wyglądał, jakby lada moment miał wydać ostatnie tchnienie.
Jane zdjęła stopę z pleców Rollo. W tym momencie spomiędzy jej nóg wypłynął strumień ciepłej cieczy, oblewając najpierw Rollo, a potem Givensa. Cofnęła się o krok i zaszokowana spojrzała w dół na sukienkę, która była mokra, na ciecz, spływającą z jej ud na podłogę.
Rollo przekręcił się na bok i spojrzawszy na nią, wybuchnął śmiechem. Położył się na plecach, nie mogąc się opanować.
– Popatrzcie no! – wrzasnął. – Suka obsikała sobie sukienkę!
Rozdział czwarty
W Brookline Village zatrzymało Maurę czerwone światło i w tym momencie zadzwoniła jej komórka. – Oglądałaś poranne wiadomości w telewizji? – spytał Abe Bristol.
– Nie mów mi, że ta historia stała się tematem dnia.
– Kanał Szósty. Reporterka nazywa się Zoe Fossey. Rozmawiałaś z nią?
– Krótko, wczoraj wieczorem. Co powiedziała?
– W skrócie? W worku na zwłoki znaleziono żywą kobietę i lekarz sądowy oskarża służbę ratowniczą z Weymouth i policję stanową, że omyłkowo uznano ją za zmarłą.
– Chryste, nigdy tego nie powiedziałam.
– Wiem, że nie. Ale mamy teraz do czynienia z wkurzonym szefem służby w Weymouth, a i policja stanowa nie jest szczególnie uszczęśliwiona. Louise właśnie odbiera od nich telefony.
Światło zmieniło się na zielone. Jadąc przez skrzyżowanie, Maura musiała zwalczyć nagłą chęć, by zawrócić i pojechać z powrotem do domu. Wiedziała, że czeka ją ciężka próba.
– Jesteś w biurze? – spytała.
– Przyjechałem o siódmej. Myślałem, że już będziesz.
– Jestem w samochodzie. Potrzebowałam paru godzin, żeby przygotować oświadczenie.
– Chcę cię ostrzec, że kiedy tu dotrzesz, opadną cię już na parkingu.
– Czekają na mnie?
– Przybyło mnóstwo reporterów. Biegają tam i z powrotem między naszym budynkiem a szpitalem. Wzdłuż całej Albany Street stoją wozy transmisyjne.
– Wygodnie im. Mają wszystko w jednym miejscu.
– Wiesz coś więcej o stanie pacjentki?
– Zadzwoniłam dziś rano do doktora Cutlera. Badanie toksykologiczne wykazało obecność w organizmie barbituranów i alkoholu. Musiała być nieźle wstawiona.
– To