Jeszcze się kiedyś spotkamy. Magdalena Witkiewicz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Jeszcze się kiedyś spotkamy - Magdalena Witkiewicz страница 12

Jeszcze się kiedyś spotkamy - Magdalena Witkiewicz

Скачать книгу

tłumaczę ci po prostu, czym jest defragmentacja dysku – odpowiedział spokojnie.

      Wpatrywałam się wtedy w monitor, obserwując, jak na początku przypadkowo rozmieszczone kwadraciki porządkują się i układają w kolorowe rzędy. Moje życie chyba też potrzebowało defragmentacji. Na razie jednak nie potrafiłam znaleźć właściwego polecenia, które by to moje życie skonsolidowało.

* * *

      Widywaliśmy się potem dość często. Czasem u mnie, ale przeważnie w tej samej kawiarni, w której spotkaliśmy się po raz pierwszy. Zawsze kawa, ciastko i długie rozmowy o wszystkim. Takie, których tak bardzo mi teraz brakowało.

      – Pobrudziłaś się – powiedział któregoś dnia, gdy jedliśmy wyjątkowo wielkiego ptysia. Byłam cała w bitej śmietanie.

      Cezary dotknął palcem mojego policzka, by zetrzeć ślad. Ten dotyk był bardzo intymny, a przynajmniej tak mi się wydawało. Dawno nie dopuszczałam do siebie mężczyzny tak blisko. Wzdrygnęłam się. Zapadła niezręczna cisza. Chyba jednak moje życie nie było do końca „zdefragmentowane”.

      Podniosłam pustą już filiżankę do ust, by zająć czymś myśli i ręce, gdy napotkałam na sobie wzrok. Wzrok kobiety. Z sąsiedniego stolika patrzyła na mnie z wyrzutem mama Michała.

      – Dzień dobry. – Uśmiechnęłam się niepewnie.

      Nie robiłam nic złego, ale zdawałam sobie sprawę, jak to mogło wyglądać.

      – Widzę, że się nieźle bawisz – powiedziała półgębkiem.

      Nie widziałam jej od momentu pożegnania na lotnisku. Nigdy za sobą nie przepadałyśmy, a teraz chyba już zupełnie przepadła szansa na jakąkolwiek przyjaźń.

      – Tak, piję kawę ze znajomym.

      – Widać, że to bliski znajomy – wycedziła.

      Cezary spoglądał to na mnie, to na nią, nic nie rozumiejąc.

      – Pani Zosiu, to jest Cezary Gromadzki. Wykładowca mój i Michała. Spotkaliśmy się tutaj przypadkiem… – zaczęłam się tłumaczyć.

      – Nieważne!

      Wstała bez słowa, ciągnąc za sobą równie zdezorientowaną, co Cezary, znajomą, zapłaciła rachunek i wyszła z kawiarni.

      – Chyba już pójdę – wydukałam.

      – Zrobiłem coś złego? – niepewnie zapytał Czarek.

      – Nie, ale ja najwyraźniej tak. – Pokręciłam głową.

      – Niby co? – zdziwił się.

      – Wypiłam z tobą kawę?

      – A nie możesz pić kawy, z kim chcesz? Czy to, że on wyjechał za granicę, ma spowodować, że będziesz żyła w totalnej towarzyskiej ascezie?

      – Mam chłopaka…

      – No i co z tego? Czy ci, którzy mają chłopaka, dziewczynę lub żonę, nie mogą pić kawy?

      – Mogą. – Spuściłam wzrok.

      – Wiem, o co ci chodzi. Ale zastanów się… Jego nie ma już tak długo w Polsce. Może czas wyjść z klatki? Albo chociaż ją otworzyć? I zacząć normalnie żyć?

* * *

      Cezary był wyśmienitym towarzyszem do rozmów i do śmiechu. Oprócz odwiedzania „naszej” kawiarni raz byliśmy w kinie, potem w teatrze, często chodziliśmy też na spacery. Faktycznie miałam wrażenie, że otworzyłam klatkę, która tak naprawdę nie była nigdy zamknięta, ale do tej pory ja nawet nie zauważałam drzwi.

      Michałowi nic o nim nie mówiłam. Nie chciałam go denerwować. Nie musiałam się z niczego tłumaczyć, bo też nie robiłam nic złego. A podobno tylko winni się tłumaczą.

      Kiedyś zapytał sam:

      – Kim jest ten facet, z którym moja matka widziała cię w kawiarni?

      – Cezary Gromadzki. Pamiętasz go? Mieliśmy z nim ćwiczenia z rachunkowości zarządczej.

      – Pamiętam – powiedział oschle.

      – Michał, chyba nie jesteś zazdrosny?

      – Nie – uciął krótko. – Niektórzy muszą pracować, by inni mogli się bawić.

      – Michał! Przecież chyba mogę wypić kawę ze znajomym.

      – Oczywiście, kawę możesz. Ale moja mama powiedziała, że to nie była tylko kawa – warknął i się rozłączył.

      Próbowałam się z nim połączyć, ale nie odbierał.

      To chyba było najgorsze uczucie… Wiedziałam, że nie robię nic złego, ale czułam się winna. Cholernie winna. Wtedy chyba pierwszy raz przeszło mi przez myśl, że jeżeli ktoś już mnie o coś obwinia, powinnam dać mu ku temu powód.

      Tamtego dnia Cezary dzwonił do mnie kilka razy. Nie odebrałam. Potem skłamałam, że telefon mi się rozładował czy coś podobnego. Potrzebowałam czasu, by nad wszystkim się spokojnie zastanowić.

* * *

      Jak Michał mógł mnie podejrzewać o cokolwiek? Przecież czekałam na niego, czekałam na każdą wiadomość, każdy mail. To ja częściej pisałam wiadomości niż on. Zawsze wcześniej przychodziłam do pracy i przy porannej kawie kreśliłam kilka słów. Michał miał trudniej. Nie wziął ze sobą komputera, czasem chodził do kawiarenki internetowej, by odebrać pocztę i wysłać coś do mnie. Komputer kupił dopiero potem, ale to nie spowodowało, że nagle zaczął zasypywać mnie listami. Nie miałam mu tego za złe. Wiedziałam, że pracuje. Zamykałam oczy, zaciskałam pięści i po prostu chciałam to przetrwać. Przecież kiedyś wróci… Nawet już widziałam to, jak będę ubrana na lotnisku, gdy będę go witać.

      A Cezary? Cezary był kolegą, z którym mogłam iść na kawę, ciastko z kremem, obejrzeć film i porozmawiać o defragmentacji. Defragmentacji komputera, nie życia.

* * *

      Lubiłam to uczucie, gdy się z nim spotykałam. Czułam się doceniana, zauważona. Pozwalałam na to, by pocałował mnie w policzek na przywitanie, kilka razy dostałam kwiaty. Znowu czułam się kobietą. Widywaliśmy się kilka razy w tygodniu. Nawet kilka razy u mnie nocował. W salonie, oczywiście, nie ze mną. Bo po co miał wracać nocą do domu, gdy późno kończyliśmy rozmawiać czy oglądać film? Potem trudno było odpowiedzieć na pytanie: „Jak ci minął dzień?”, które zresztą Michał zadawał coraz rzadziej.

      – Dobrze, bardzo dobrze – odpowiadałam zdawkowo. – A co u ciebie?

      Michał opowiadał o amerykańskich znajomych, którzy mnie coraz mniej interesowali, i o problemach, których kompletnie nie rozumiałam. To był zupełnie inny świat. Żył w całkiem innej bajce. I coraz częściej ogarniał mnie strach, czy ta bajka będzie miała wspólne, szczęśliwe zakończenie. A ja szczęśliwe zakończenia bardzo lubiłam. Te

Скачать книгу