Jeszcze się kiedyś spotkamy. Magdalena Witkiewicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Jeszcze się kiedyś spotkamy - Magdalena Witkiewicz страница 15
Pani Stanisława przyniosła herbatę. Siedzieli w milczeniu i mieszali tę herbatę, chyba dla zabicia czasu albo dla zajęcia myśli czymkolwiek innym niż niepewna przyszłość.
– Szybko się skończy, prawda? – Milczenie przerwała w końcu mama Franciszka.
– To będzie długa wojna. – Joachim pokręcił głową. – Trzeba się modlić, by zostać przy życiu u jej kresu.
– Sama modlitwa nie wystarczy – stwierdził Franciszek. – Trzeba walczyć.
– Z kim będziesz walczyć, do cholery? Ze mną? – zdenerwował się Joachim.
– Z wrogiem!
– A wiesz chociaż, kto nim jest? Ja? Mój ojciec? Nasz profesor od muzyki czy niemieckiego? W tych czasach wrogiem może okazać się twój najlepszy przyjaciel!
Janek i Franek spojrzeli badawczo na Joachima.
– Nie mówiłem o sobie – westchnął.
W pokoju nastała niezręczna cisza.
– Jezu, co się z wami stało? Przecież mówiłem już, że to nie jest moja wojna!
– To ja może doleję herbatki – powiedziała pani Stanisława i wyszła do kuchni.
Po chwili wróciła z dzbankiem.
– To nie czas na kłótnie. Nie czas na walkę. – Ojciec Franka pokręcił głową. – Tym bardziej między przyjaciółmi.
– Według Hitlera i Mościckiego to właśnie ten czas. Wszyscy jesteśmy żołnierzami – upierał się Franciszek.
– To nie jest moja wojna… – powtarzał Joachim i z niedowierzaniem kręcił głową. – Ja chciałem normalnego życia. I, do cholery, nawet chciałem je spędzić z Rachelą! Normalnie! Rozumiecie?
Pani Schulz usiadła naprzeciwko młodego Niemca, popatrzyła na niego ze współczuciem i pogłaskała go po policzku. Wszyscy wiedzieli, jaki stosunek ma Hitler do Żydów. Rachela była pół-Żydówką.
– Ona nie jest Żydówką… – Joachim pokręcił głową, jakby czytał w myślach pani Schulz. – Jej mama jest, ale ojciec nie. Przecież znacie go. Profesor Goldblum uczył nas muzyki. On nie jest Żydem! Czy zawsze nazwisko przesądza wszystko?
W tamtym momencie właśnie do wszystkich dotarło, że nastaną ciężkie czasy. Ktoś, kto powinien być wrogiem, może okazać się przyjacielem, a najbliższa osoba, pozornie życzliwa, może wbić nóż w plecy, a przy tym uśmiechać się jak zawsze.
Joachim nie umiał się odnaleźć w tej sytuacji. On, Niemiec, jego ojciec, wysoko postawiony urzędnik państwowy, wyznawca i czciciel Hitlera. Jego najlepszymi przyjaciółmi byli Polacy, a ukochaną – pół-Żydówka.
Joachim od urodzenia mieszkał w Grudziądzu, przy ulicy Legionów, która od teraz miała nosić imię Adolfa Hitlera, sprawcy tego całego wojennego zamieszania. Jego rodzina miała piękne trzy pokoje w kamienicy z windą. Chyba jedyną taką w Grudziądzu. Widział oczyma wyobraźni, jak kiedyś do tych pokoi wprowadza Rachelę. Widział to! I widział, jak i ojciec, i matka aprobują jego związek. Niestety… Chyba będzie musiał zweryfikować marzenia. Ale nie podda się. Tacy jak on nigdy się nie poddają.
Odezwa
Wzywa się wszystkich obywateli miasta Grudziądza i okolicy, by zgłaszali się do Ochotniczej Straży Obywatelskiej w celu utrzymania ładu i porządku w mieście w razie potrzeby.
Zgłoszenia przyjmuje się natychmiast w ratuszu, pokój 7.
Grudziądz, dnia 2 września 1939 r.
Prezydent Miasta Grudziądza, Komendant Ochotniczej Straży Obywatelskiej
– Idziemy – powiedział Franciszek. – Nie można tak siedzieć bezczynnie. To grzech.
Janek pokręcił głową.
– Co to były za piękne czasy, gdy bezczynnie i beztrosko mogliśmy leżeć na trawie – westchnął.
– One wrócą. Już niedługo. Ale teraz trzeba opanować ten bałagan, który się porobił. I to jak najszybciej.
Mężczyźni udali się do ratusza, by zgłosić swoją chęć do pomocy. Pełni ideałów i wiary w to, że mogą wszystko. Nawet szybko pokonać wroga.
Wrześniowe dni mijały. W Grudziądzu można było spotkać coraz więcej żołnierzy Wehrmachtu, ulicami jeździły potężne niemieckie czołgi. Powoli już chyba nawet wszyscy przyzwyczajali się do tego widoku.
Adela pracowała w księgarni Arnolda Kriedtego przy ulicy Mickiewicza, która zaraz po wejściu Niemców do Grudziądza została przemianowana na Pohlmann Strasse. Szła do pracy, jak co dzień, starając się odnaleźć w tych innych, zupełnie nowych dla niej czasach. Niekiedy wyjście z domu było jedyną możliwością uzyskania najświeższych informacji o bieżącej sytuacji. Szczególnie jeżeli pracowało się u Niemców.
Wracając do domu, starała się robić zakupy. Jej rodzice mieli niewielkie oszczędności – ojciec schował w domu kilka tysięcy złotych, które potem wymienił na marki niemieckie. Matka bała się, że jeżeli Niemcy wprowadzą kartki żywnościowe, to ich, Polaków, one nie obejmą, i uważała, że trzeba jak najszybciej powiększyć zapasy. Na początku Adela kupowała wszystko w polskich sklepach, głównie z poczucia patriotyzmu, jednak w krótkim czasie wszystkie interesy zostały przejęte przez Niemców. Nie miała zatem wyboru, kupowała tam, gdzie jeszcze mogła dostać cokolwiek. Gdy tak codziennie szła po mieście, była coraz bardziej przerażona. Na ulicach ludzie przystawali na widok niemieckich żołnierzy pozdrawiających się na chwałę Hitlerowi, gestem, który od tej pory miała tak często oglądać. Nie mogła na to patrzeć. Starała się iść przed siebie, nie widząc nic wokół. I robić swoje. Teraz przedwojenne marzenia, by być szczęśliwą, zamieniły się w pragnienie, by po prostu przeżyć.
Praca w księgarni? Kto w czasie wojny kupuje książki? I jakie książki? Wszystkie polskie pozycje zostały schowane albo zniszczone. Na wystawach właściciel pokazywał tylko niemiecką literaturę. Z dnia na dzień Grudziądz zmieniał się w zupełnie inne, obce jej miasto. Miasto, w którym strach było chodzić po ulicach, miasto, w którym odgłos jadących samochodów wzbudzał niepokój, a odgłos szybkich kroków za tobą oznaczał jedynie, że trzeba podjąć decyzję, czy się chować w bramie, czy uciekać.
Adela w pracy słuchała niemieckiego radia. Coraz bardziej nienawidziła tego świata i wojny. Prasa i radio przekazywały propagandowe informacje o „krwawej niedzieli” w Bydgoszczy. Według tych informacji Polacy mieli zamordować w Bydgoszczy sześćdziesiąt tysięcy Niemców. Gdy przyszła do pracy, właściciel księgarni wskazał jej artykuł na pierwszej stronie „Der Danziger Vorposten”.
– Widzisz? – powiedział.