Jeszcze się kiedyś spotkamy. Magdalena Witkiewicz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Jeszcze się kiedyś spotkamy - Magdalena Witkiewicz страница 14

Jeszcze się kiedyś spotkamy - Magdalena Witkiewicz

Скачать книгу

Ile to jest „trochę”?

      Siedział akurat przed komputerem, bo od razu odpisał.

      Michał: Nie wiem, naprawdę nie wiem.

      Justyna: Zapomniałam, jak pachniesz, nie pamiętam twojego dotyku, zapomniałam już, co to seks.

      Michał: Justyna…

      Justyna: Michał, właściwie dlaczego ty nie chcesz wrócić? Co cię tam trzyma?

      Michał: Zobowiązania. Wiesz przecież.

      Justyna: Tutaj też masz zobowiązania. Masz mnie.

      Michał: Justyna, rozmawialiśmy o tym wielokrotnie.

      Justyna: Michał, to nie jest normalne, ja tutaj, ty tam.

      Michał: Zawsze możesz przyjechać.

      Justyna: I co ja tam będę robić? Pracować na zmywaku, gnieżdżąc się w mieszkaniu z innymi Polakami, którzy szukają szczęścia? Ja mam tutaj dobrą pracę, mieszkanie, tylko brakuje mi miłości.

      Michał: Może ci się znudziło czekanie?

      Justyna: Tak, znudziło mi się! Masz rację! Bardzo mi się znudziło.

      Michał: Rozumiem. Śpij spokojnie.

      Uciął tę rozmowę i tej nocy już się do mnie nie odezwał. Ja dopiłam resztkę wina, po czym poszłam do łazienki i wszystko zwymiotowałam.

* * *

      Tamten wieczór nie należał do najbardziej udanych. Zasnęłam i obudziłam się bardzo późno. Z nadzieją zerknęłam na telefon. Żadnych nieodebranych połączeń. Czarek nie dzwonił. Skrzynka mailowa również była pusta.

      Poszłam do kuchni. Na stole leżały nie do końca pokrojone pomidory i zeschnięta mozzarella. Skrzywiłam się. Nalałam sobie wody z kranu do butelki po coca-coli, pomoczyłam ręcznik, który przyłożyłam do czoła i wróciłam do łóżka. Nad nim wisiało nasze zdjęcie. Z wakacji na Mazurach, gdy pływaliśmy jachtem, wtedy… wtedy kochaliśmy się po raz pierwszy. Nie wyszło, ale czułość Michała wynagrodziła nam wszystko.

      Życie naprawdę przypominało huśtawkę. Raz fruwasz wysoko, wysoko, by zaraz potem z hukiem spaść na ziemię i mocno się potłuc.

* * *

      Z Czarkiem spotkałam się potem jeszcze tylko raz. Minęłam go w galerii handlowej. Stał z jakąś kobietą. Rozmawiali, a on z uśmiechem poprawiał jej niesfornie spadający kosmyk włosów. Chyba nie zwrócił na mnie uwagi. Nawet nie chciałam, by mnie zauważył. Bo co mielibyśmy sobie powiedzieć? Wiadomo co: on powiedziałby, że właśnie układa sobie życie, a ja? Ja pewnie uśmiechnęłabym się i stwierdziła, że u mnie bez zmian. Że czekam. Wciąż czekam.

      Ileż, do cholery, można czekać? Całe życie?

      ROZDZIAŁ III

      Co mi, Panie, dasz, w ten niepewny czas?

      Jakie słowa ukołyszą moją duszę, moją przyszłość, na tę resztę lat?

Bajm, „Co mi, Panie, dasz?”Autor tekstu: Beata Kozidrak

      1

* * *

      „Ile można czekać? Całe życie?” – trudno zliczyć, ile razy Adela zadawała sobie to pytanie podczas tych wojennych lat.

      Nikt nie spodziewał się, że wojna będzie tak długo trwała.

      Lata, miesiące, dni oczekiwania aż to się wszystko skończy, oczekiwania na normalność, która tak bardzo jest potrzebna. Niezależnie od czasów, w których przyszło nam żyć.

      2

* * * 1 września 1939 rPolskie Radio

      Halo, halo. Tu Warszawa i wszystkie rozgłośnie Polskiego Radia. O godzinie 5.40 oddziały niemieckie przekroczyły polską granicę, łamiąc pakt o nieagresji. Zbombardowano szereg miast. Za chwilę usłyszą Państwo komunikat specjalny.

      A więc wojna. Z dniem dzisiejszym wszystkie sprawy i zagadnienia schodzą na plan dalszy. Całe nasze życie publiczne i prywatne przestawiamy na specjalne tory. Weszliśmy w okres wojny. Wysiłek całego narodu musi iść w jednym kierunku. Wszyscy jesteśmy żołnierzami. Musimy myśleć tylko o jednym: walka aż do zwycięstwa.

      Franciszka Schulza obudziło głośne stukanie do drzwi. Najwyraźniej jego rodzice też zerwali się z łóżka. To chyba matka, owinięta w podomkę, pierwsza otworzyła drzwi. U progu stał Joachim Schmidt, najlepszy przyjaciel Franka ze Szkoły Budowy Maszyn. Młody, zawsze tryskający humorem Niemiec. Tym razem nie miał jednak zadowolonej miny.

      – O tej porze? – jęknął Franek, ziewając.

      Ojciec spojrzał na syna karcąco. Panu Alojzemu wystarczyło jedno spojrzenie na Joachima, by połączyć ze sobą wszystkie fakty. Niepewność polityczną i bardzo wczesną wizytę młodego przyjaciela syna.

      – Zaczęło się? – zapytał cicho ojciec Franciszka.

      Joachim pokiwał głową.

      – Niemcy napadli na Polskę – wyszeptał. – Złamali pakt o nieagresji. Niemieckie bombowce ruszyły.

      – Boże, gdzie? – Mama Franciszka złapała się za serce.

      – Wieluń, przy granicy niemieckiej, i Westerplatte. Nie wiem dokładnie, co się tam dzieje.

      – Zaatakowaliście nas! – Franciszek rzucił się z pięściami na przyjaciela. – Jak mogliście?!

      Walił na oślep i gdyby nie Alojzy, który stanął między nimi, nie wiadomo, jak by się to skończyło.

      – Ja nikogo nie zaatakowałem. To nie jest moja wojna! – krzyknął Joachim, trzymając się za szczękę. – Nie chcę jej tak samo, jak wszyscy normalni ludzie. To wojna Hitlera i jego świty o jakieś tylko jemu znane idee. Opanuj się, Franek!

      – Jesteś przecież Niemcem, jak Hitler1! – wykrzyknął Franciszek.

      – Uspokój się – powiedziała matka, kładąc dłoń na jego ramieniu. – Uspokójcie się obaj, a ja idę zrobić wam śniadanie.

      – Mamo… – Franek spojrzał na nią z wyrzutem. – Śniadanie?

      Nie do pomyślenia wydawało mu się, że matka w tej chwili myśli o jedzeniu, że w ogóle może myśleć o czymkolwiek innym niż wojna, Hitler, bombardowanie i przyszłość.

      Po chwili ponownie usłyszeli pukanie do drzwi. Spojrzeli po sobie. Jeszcze wczoraj wyznawali zasadę „Gość w dom, Bóg w dom”. Wszyscy przypuszczali, że wkrótce może się to zmienić i przez ich drzwi będą wchodzić nie tylko ci, którzy są tam mile widziani.

      – Wojna – wysapał zdyszany

Скачать книгу


<p>1</p>

Hitler urodził się w Austrii, ale 7 kwietnia 1925 r. zrzekł się austriackiego obywatelstwa, a dopiero 26 lutego 1932 r. uzyskał niemieckie.