Jeszcze się kiedyś spotkamy. Magdalena Witkiewicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Jeszcze się kiedyś spotkamy - Magdalena Witkiewicz страница 13
– Przyjeżdżaj – powiedziałam. – Za ile będziesz? Bo siedzę w wannie i chciałabym jeszcze trochę się popluskać.
– Siedem minut. Może być?
– Może – zgodziłam się, choć nieco niechętnie.
– Dobra, siedemnaście. Skoczę jeszcze po lody.
– Siedemnaście wystarczy w zupełności. – Roześmiałam się.
Rozbrajał mnie. To właśnie tak powinnam rozmawiać z Michałem. To Michał powinien do mnie przychodzić z winem i bez pukania wparowywać do łazienki, by taplać się ze mną w pianie. Czarkowi, oczywiście, nie mogłam na to pozwolić. Bo miałam chłopaka. Chłopaka, którego nie widziałam już rok, chłopaka, który był tysiące kilometrów stąd. Już zapomniałam, jak pachnie i jak to jest, gdy się czuje pod palcami jego ciało. Czasem wyobrażałam sobie, że jest tuż obok. Dotykając się, zamykałam oczy i wyobrażałam sobie, że to jego dłonie…
Dzwonek do domofonu! Szybko wyszłam z wanny, owinęłam się ręcznikiem i otworzyłam drzwi. Miałam kilka minut, zanim wbiegnie na trzecie piętro. Szybko nałożyłam na siebie bluzę od dresu i spodnie.
– Sorry, jestem wcześniej. – Uśmiechnął się, wręczając mi wino. – Ależ pachniesz!
Chciał pocałować mnie w policzek, ale odchyliłam się i jego usta wylądowały w zgięciu mojej szyi. Ten pocałunek zdecydowanie nie był tylko przyjacielski. Chrząknęłam, a zmieszany Cezary odwrócił wzrok.
– Naleję wina – zaproponował.
Oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że coś się zmieniło. Nagle w tym dresie, bez bielizny pod spodem, poczułam się tak bardzo… nieubrana.
Czarek usiadł na sofie i upił łyk wina. Ja też sięgnęłam po kieliszek.
– Pójdę zrobić coś do jedzenia – powiedziałam.
Weszłam do kuchni, wyjęłam z lodówki pomidory i mozzarellę. Stałam przy blacie kuchennym, tyłem do drzwi, i nawet nie usłyszałam, kiedy wszedł Cezary. Zorientowałam się dopiero, gdy stanął tuż za mną. Bardzo blisko. Objął mnie, jego ręce znalazły się na moim brzuchu, pod bluzką. Nie odwróciłam się. Nie odepchnęłam go. Staliśmy tak przez chwilę. Moja ręka tylko zacisnęła się mocniej na trzonku noża. Czarek zaczął całować moje włosy, jego ręce sunęły coraz wyżej, w stronę moich piersi.
– Czarek, przestań! – Odwróciłam się do niego i go lekko odepchnęłam.
– Justyna, ja za długo już czekam. – Pokręcił głową. – Dlaczego mam przestać? Przecież…
– Bo jest Michał – wydukałam, szybko oddychając.
– Gdzie jest? Gdzie on jest, do cholery? Nie widzę go tutaj! – krzyknął. – W twojej łazience nie ma jego szczoteczki do zębów, nie ma jego wody po goleniu… nie ma go tutaj.
– Wiesz dobrze, jaka jest sytuacja…
– Sytuacja? Nie widzisz faceta prawie rok, a wciąż na niego czekasz? Ile będziesz jeszcze czekać? – pytał podniesionym głosem. – Dziesięć lat? Dwadzieścia? Czy ty jesteś jakąś męczennicą?
– Czarek, myślałam, że jesteśmy tylko przyjaciółmi…
– Tylko przyjaciółmi? Z tobą? Nie da się! Za późno, Justyna, za późno!
– Czarek, przepraszam… – Skryłam twarz w dłoniach.
– Nic nie mów! Nic już nie mów… – powtórzył. – Wychodzę. Nie wiem, przemyśl to wszystko, ja też to wszystko przemyślę, bo to, co robisz, jest kompletnie bez sensu.
– Czarek, nie wychodź… – prosiłam. – Piłeś przecież.
– Tylko łyka – warknął i zniknął za drzwiami.
Usiadłam przy stole nakrytym dla dwóch osób i przy dwóch pełnych kieliszkach wina. Najpierw duszkiem wypiłam jeden, przeznaczony dla mnie, a potem ten, którego Cezary nie zdążył wypić. Nie pomogło. Sięgnęłam po wino i prosto z butelki wlałam w siebie całkiem sporo.
Przed oczami przewijały mi się wspomnienia związane z Michałem. Nasze randki, studenckie czasy, jego śmiech i bardzo, bardzo niebieskie oczy, które zawsze na mnie patrzyły z taką fajną czułością. A Cezary? Był taki… swojski. Codzienny. A przede wszystkim był blisko. Już prawie nie pamiętałam, jak pachnie Michał, na pewno gdybym poczuła ten zapach, wiedziałabym, że to on, ale zaczęłam się zastanawiać, czy ja nie żyję tylko wspomnieniami.
Pewnie Magda by mi powiedziała, że jestem młoda, że nie powinnam czekać na kogoś, kto nigdy pewnie już do mnie nie wróci. Ja w dalszym ciągu wierzyłam, że jeszcze będziemy razem. Przecież ja, do cholery, nigdy nie dałam do zrozumienia Cezaremu, że między nami może być coś więcej! W moim mieszkaniu wszędzie stały ramki ze zdjęciami z wakacji, na których Michał mnie czule obejmował. Pocztówki ze Stanów, zasuszone kwiaty. Tak, te wszystkie suszone róże przytargałam z mojego panieńskiego pokoju do kawalerki, w której teraz mieszkałam. Nawet ten wielki bukiet, który dostałam od niego na pożegnanie. Był już zakurzony, osypywał się i miałam go sprzątnąć, ale po prostu nie mogłam. To byłoby tak, jakbym się z nim miała pożegnać na zawsze. Nie z bukietem, z Michałem.
On nawet jeszcze nie był w tym mieszkaniu. Tak bardzo chciałam mu je pokazać. Na razie ograniczyłam się tylko do wysyłania mu zdjęć. Wiadomo jednak, że zdjęcia nie oddają wszystkiego.
Kolejny łyk wina.
Do cholery, dlaczego nie mogło zostać tak, jak było?! Najchętniej chciałabym mieć ich obu. By obaj wiedzieli o swoim istnieniu i kompletnie nie mieli nic przeciwko swojej wzajemnej obecności w moim życiu.
Spojrzałam na zegarek. Dochodziła dwudziesta trzecia. Nie mogłam się doliczyć, która godzina była u Michała. Nigdy do niego nie dzwoniłam. To on to zawsze robił. Tym razem wybrałam jego amerykański numer. Nie odbierał, więc napisałam mu wiadomość:
Kocham Cię. Tęsknię. Nie chcę żadnego domu, nie chcę pieniędzy, wracaj do mnie. Teraz. Szybko. Naprawdę Cię potrzebuję.
Zasnęłam na sofie przed telewizorem. Gdy się obudziłam, czekał na mnie mail.
From: Michał Wilk
To: Justyś B.
Subject: nie da się
Date: December 1, 2000
Kochanie, to nie takie proste. Jeszcze trochę. Jeszcze trochę…
Pewnie śpisz, ale gdy się obudzisz, zajrzyj na nasz czat. Będę jeszcze tutaj przez chwilę.
Wolf
Obudziłam