Przekleństwa niewinności. Jeffrey Eugenides

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przekleństwa niewinności - Jeffrey Eugenides страница 11

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Przekleństwa niewinności - Jeffrey Eugenides

Скачать книгу

nam, że Skip znalazł pamiętnik obok toalety przy głównej sypialni, a kłódka była już wyważona, jakby państwo Lisbon sami go czytali. Nasz mądrala, Tim Winer, nalegał, aby zbadać pamiętnik. Zanieśliśmy więc ten dziennik do gabinetu, jaki stworzyli Timowi jego rodzice, z zieloną lampą na biurku, globusem z mapą konturową i encyklopediami o złoconych grzbietach.

      – Chwiejność emocjonalna – powiedział, analizując charakter pisma. – Spójrzcie na kropki nad tymi i. Są wszędzie.

      A potem, nachylając się do przodu i ukazując niebieskie żyłki wyraźnie rysujące się pod skórą cherlaka, dodał:

      – W zasadzie mamy tu do czynienia z typową marzycielką. Z kimś, kto nie ma kontaktu z rzeczywistością. Skacząc z okna, prawdopodobnie sądziła, że pofrunie.

      Obecnie, po latach, znamy już na pamięć fragmenty pamiętnika. Zanieśliśmy go na poddasze Chase’a Buella i tam, na głos, czytaliśmy fragmenty. Przekazywaliśmy sobie zapiski z rąk do rąk, gładziliśmy palcami strony i niecierpliwie szukaliśmy w nich naszych imion. Jednak w miarę zapoznawania się z treścią wspomnień dowiadywaliśmy się, że chociaż Cecilia przez cały ten czas patrzyła się na nas wszystkich, nie myślała o żadnym z nas. Nie myślała również o sobie. Pamiętnik stanowi niezwykły dokument dorastania z tego względu, że nieczęsto znaleźć można w nim opis wyłaniania się nieukształtowanego ego. Trudno tu szukać typowego poczucia zagubienia, lamentowania, stanów miłosnych uniesień i marzeń. Cecilia pisze natomiast o sobie i o swoich siostrach, jakby to była jedna istota. Często trudno wywnioskować z tekstu, którą siostrę opisuje, a wiele dziwnych zdań wywołuje w umyśle czytelnika obraz mitycznego stworzenia o dziesięciu nogach i pięciu głowach, leżącego w łóżku i jedzącego niezdrowe jedzenie albo z trudem znoszącego odwiedziny czułych ciotek. Z pamiętnika więcej mogliśmy dowiedzieć się o samym życiu dziewcząt, niż dlaczego odebrały sobie życie. Nużyło nas czytanie, co jadły („Poniedziałek, 13 lutego. Dzisiaj jadłyśmy mrożoną pizzę…”), czy też co ubierały albo jakie były ich ulubione kolory. Wszystkie nie znosiły kremu z kukurydzy. Mary wyszczerbiła sobie ząb na drabince na placu zabaw i miała założoną koronę. (– A nie mówiłem – powiedział Kevin Head przy czytaniu tego fragmentu). I tak poznaliśmy ich życie, posiedliśmy zbiorowe wspomnienia czasów, jakich nigdy nie doświadczyliśmy, skrycie podglądaliśmy Lux przechylającą się przez burtę, aby pogłaskać pierwszego wieloryba w życiu, i mówiącą:

      – Nie sądziłam, że będą tak śmierdzieć.

      Na co Therese odpowiedziała:

      – To gniją wodorosty na ich fiszbinach.

      Zapoznaliśmy się z rozgwieżdżonym niebem, które dziewczyny oglądały przed laty, obozując pod namiotem, i z ogarniającą je nudą podczas letniego włóczenia się tam i z powrotem z ogródka za domem do ogródka przed domem, a nawet z pewnym trudnym do określenia zapachem, jaki dochodził z toalet w deszczowe noce, a który dziewczęta nazywały „wonią ścieków”. Dowiedzieliśmy, co czują dziewczyny, gdy widzą chłopaka bez koszulki, dlaczego Lux fioletowym flamastrem napisała imię Kevin nie tylko na okładce swojego dużego zeszytu, ale również na stanikach i majtkach, zrozumieliśmy też jej wściekłość, gdy pewnego dnia wróciła do domu i okazało się, że pani Lisbon namoczyła jej rzeczy w wybielaczu, wywabiając wszystkie „Keviny”. Poczuliśmy ostry zimowy wiatr wdzierający się pod ich spódnice, a także jak bardzo bolały nogi od ciągłego trzymania kolan razem na lekcjach oraz jak nudne i ogromnie irytujące było skakanie przez skakankę, podczas gdy chłopcy grali w baseball. Nigdy nie mogliśmy zrozumieć, dlaczego dziewczynom tak zależało, aby dorosnąć, ani dlaczego czuły się w obowiązku chwalić się nawzajem, ale czasami, po tym jak jeden z nas przeczytał na głos dłuższy fragment pamiętnika, z trudem powstrzymywaliśmy się od przytulania się do siebie czy też mówienia sobie, jak ładnie wyglądamy. Poczuliśmy, jaką katorgą jest życie dziewczyny i jak to uwięzienie powoduje, że umysł jest równocześnie aktywny i marzycielski, a także skąd to się bierze, że wiadomo, które kolory pasują do siebie. Wiedzieliśmy, że dziewczyny były naszymi bliźniaczymi siostrami, że wspólnie istnieliśmy w przestrzeni, jak zwierzęta o identycznych skórach, i że wiedziały o nas wszystko, chociaż my nie byliśmy w stanie ich pojąć. Wiedzieliśmy, w końcu, że te dziewczyny tak naprawdę były kobietami w przebraniu, że rozumiały miłość, a nawet śmierć, i że naszym jedynym zadaniem było robienie zamieszania, które zdawało się je fascynować.

      W miarę jak pamiętnik się rozwijał, Cecilia zaczęła oddalać się od swoich sióstr, a także wycofywać się z jakiejkolwiek osobistej opowieści. Prawie zupełnie znika narracja prowadzona w pierwszej osobie liczby pojedynczej, wywołując efekt podobny do tego wprowadzanego pod koniec filmu przez odjazd kamery od głównych bohaterów, a służącego pokazaniu, w serii przenikających się obrazów, ich domu, ulicy, miasta, kraju, aż w końcu całej planety, która nie tylko ich przytłacza, ale również unicestwia. Jej tak wcześnie rozwinięta proza przechodzi do tematów bezosobowych – pojawia się opis reklamy, w której płaczący Indianin wiosłuje w kanoe w dół zanieczyszczonego strumienia, albo przedstawiona jest liczba ofiar śmiertelnych wojny relacjonowanej w wieczornych wiadomościach. W ostatniej części pamiętnika można zauważyć dwa dominujące na przemian nastroje. W romantycznych fragmentach Cecilia rozpacza nad zagładą naszych wiązów. W cynicznych dygresjach sugeruje, że drzewa wcale nie są chore i że to całe ich wycinanie jest tylko intrygą, „aby wszystko zrównać z ziemią”. Pojawiają się przypadkowe odniesienia do tej czy innej teorii spiskowej – iluminaci, kompleks zbrojeniowo-przemysłowy – ale widać, że jest to tylko pewna symbolika, jakby te nazwy miały reprezentować mnogość bliżej nieokreślonych zanieczyszczeń chemicznych. Od inwektyw przechodzi ponownie do swojej poetyckiej zadumy. Naszym zdaniem bardzo ładny jest dwuwiersz o lecie, pochodzący z jej nigdy niedokończonego wiersza:

      Drzewa niczym płuca powietrzem wypełnione

      Podła siostra moje włosy targa zwichrzone

      Ten fragment jest datowany na 26 czerwca, trzy dni po jej powrocie ze szpitala, kiedy to obserwowaliśmy ją leżącą na trawniku przed domem.

      Niewiele wiadomo o stanie psychicznym Cecilii w ostatnim dniu jej życia. Zdaniem pana Lisbona sprawiała wrażenie zadowolonej z planowanego przyjęcia. Kiedy zszedł na dół sprawdzić stan przygotowań, zobaczył Cecilię stojącą na krześle i przywiązującą baloniki do sufitu czerwonymi i niebieskimi wstążkami.

      – Kazałem jej zejść z krzesła. Lekarz powiedział, żeby nie trzymała rąk nad głową. Z powodu szwów.

      Zrobiła, jak jej polecono, i przez resztę dnia leżała na dywaniku w swoim pokoju, gapiąc się na ruchomy model zodiaku i słuchając dziwacznych płyt z muzyką celtycką, które kupiła przez dom sprzedaży wysyłkowej.

      – W tych piosenkach zawsze jakiś głos śpiewał sopranem o moczarach i zwiędłych różach.

      Ta melancholijna muzyka niepokoiła pana Lisbona, który porównywał ją do radosnych melodii swojej młodości, ale idąc w dół korytarza, zdał sobie sprawę, że to z pewnością nie było gorsze od wyjącej muzyki rockowej Lux albo nieludzkich pisków radiostacji Therese.

      Od drugiej po południu Cecilia moczyła się w wannie. W jej przypadku takie długie kąpiele nie były niczym niezwykłym, ale po tym, co się ostatnio wydarzyło, państwo Lisbonowie woleli nie ryzykować.

      – Musiała

Скачать книгу