Opcja niemiecka. Piotr Zychowicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Opcja niemiecka - Piotr Zychowicz страница 13
Niemcy szukają kogoś, kto zgodziłby się z nimi współpracować jako reprezentant Polaków – pisał Rudnicki. – Chcą stworzyć coś w rodzaju rządu proniemieckiego w kraju. Gdyby mogli przeciwstawić rządowi naszemu w Angers jakiś rząd krajowy, byłoby to niewątpliwie dla nich dużym sukcesem politycznym i mogłoby poważnie wpłynąć na opinię polską na miejscu. Krążą słuchy, że z podobną propozycją spotka się książę Janusz. Chciałem go więc poinformować o bieżącym położeniu podziemia, o naszej bezwzględnie nieprzychylnej opinii pod tym względem. Spotkanie nastąpiło za pośrednictwem Jerzego Czetwertyńskiego, w jednym z domów na placu Dąbrowskiego w Warszawie. Książę, wysłuchawszy mego sprawozdania i opinii, zapewnił, że nie spotkał się jeszcze z żadną konkretną propozycją ze strony niemieckiej. Był jedynie ogólnie badany pod tym względem przez Göringa. Gdyby wysunięto wobec niego podobne sugestie – zamierza je bezwzględnie odrzucić.
W tym miejscu warto zatrzymać się na chwilę i poświęcić kilka słów polskim arystokratom. Oprócz Radziwiłła ofertę współpracy otrzymał między innymi utrzymujący już przed wojną kontakty z elitami III Rzeszy hrabia Alfred Potocki z Łańcuta. Arystokrata ten w latach trzydziestych polował z Göringiem, na krótko przed wybuchem wojny gościł w swoim pałacu Ribbentropa. Po kampanii 1939 roku starzy znajomi szybko się do niego zgłosili, został nawet zaproszony do Berlina.
Z prowadzonych tam rozmów nic nie wyszło, ale obie strony utrzymały co najmniej poprawne stosunki. Przez całą wojnę w pałacu w Łańcucie stacjonował sztab Wehrmachtu i stosunki oficerów z gospodarzem układały się bardzo dobrze. W 1944 roku, gdy do Łańcuta zaczęła zbliżać się Armia Czerwona, Niemcy oddali do dyspozycji hrabiego pociąg i eskortę pododdziału piechoty. W ten sposób uratował on przed bolszewikami swój majątek: bezcenne meble, dywany i dzieła sztuki.
Oprócz Radziwiłła i Alfreda Potockiego rozmaite oferty od Niemców otrzymali również Zdzisław Lubomirski, Leon Sapieha, Adam Tarnowski i Maurycy Potocki. Podłożem tych kontaktów była wspólnota interesów. Arystokraci zdawali sobie bowiem sprawę, że jeżeli Niemcy przegrają wojnę i na teren Polski wkroczy Armia Czerwona, będzie to koniec ich świata. Jeżeli spełni się ten najczarniejszy scenariusz – stracą wszystko.
Jeżeliby więc musieli wybierać z dwojga złego – wybierali Niemców. Zwolennikiem utworzenia polskiego rządu u boku Niemiec jesienią 1939 roku miał być hrabia Adam Ronikier, który podobno optował za tym rozwiązaniem na zamkniętym spotkaniu u hrabiego Tyszkiewicza. Z kolei hrabia Maurycy Potocki z Jabłonnej zapraszał Niemców na wystawne przyjęcia, w których udział brali również oficerowie tajnej policji. Co ciekawe, był on też jednym z dowódców konspiracyjnej Tajnej Organizacji Wojskowej, a później członkiem AK.
Powstała sieć kontaktów nieformalnych – pisał niemiecki historyk Michael Foedrowitz. – Niemieccy oficerowie darzyli Polską szlachtę dużą estymą, schlebiając własnej próżności. Pójść na polowanie z prawdziwym księciem – to było to! Niektórzy przedstawiciele polskiej magnaterii znaleźli protektorów w hitlerowskich dygnitarzach, również w marszałku Rzeszy Göringu. Stworzyła się w rezultacie struktura powiązań między katami a bliskimi ich ofiar. Takim pośrednikiem między krewnymi i politycznymi przyjaciółmi więzionych a policją bezpieczeństwa był Maurycy Potocki, który mógł służyć tym pierwszym pomocą dzięki swoim kontaktom z dr. Ernstem Kahem i dr. Ludwigiem Hahnem, dostojnikami warszawskiej SD. Jego „towarzyski urok” pozwolił – w połączeniu z dużymi pieniędzmi – wydostać z Pawiaka wielu Polaków.
Potockiemu przydała się przedwojenna znajomość z Göringiem, z którym często polował. W efekcie w 1939 roku otrzymał od dowódcy Luftwaffe list żelazny: „To mieszkanie stanowi własność mego przyjaciela Maurycego hr. Potockiego. Wstęp dla policji i innych służb porządkowych wzbroniony. Uszanować mój rozkaz. Marszałek Hermann Göring”. Arystokrata wsadził list pod szkło i powiesił na drzwiach pałacu w Jabłonnej. W efekcie ukrywał w nim przez całą okupację broń i „spalonych” ludzi.
Wróćmy jednak do Janusza Radziwiłła. Wstrząśnięty narastającym terrorem niemieckiego okupanta postanowił interweniować u swojego starego znajomego z Berlina. 6 stycznia 1940 roku ruszył w podróż do stolicy III Rzeszy, na spotkanie z Hermannem Göringiem. Niemieckie władze nie ośmieliły się robić trudności ustosunkowanemu polskiemu arystokracie i bez problemu otrzymał od warszawskiego gubernatora Fishera odpowiednie przepustki.
Po przybyciu na miejsce książę Janusz skierował się jednak do… ambasady sowieckiej. Przysłano stamtąd po niego limuzynę i przyjęto go z „niezwykłą atencją”. A Radziwiłł wręczył sowieckim dyplomatom kopertę z obiecanym listem do Berii. Co w nim było? Nie wiadomo. Ale właśnie ta wizyta i ta koperta stały się powodem do oskarżeń księcia o rzekomą współpracę z NKWD. Pisali o niej w swoich wspomnieniach słynny czekista Paweł Sudopłatow oraz syn Berii, Sergo.
W rzeczywistości jednak poza tym jednym listem Radziwiłł nie nawiązał żadnych kontaktów z NKWD. Niewykluczone więc, że dokument zawierał tylko zdawkowe pozdrowienia i ogólniki. Radziwiłł mógł go wysłać jako człowiek honoru (dał słowo, że napisze) i polityk (znajomość z Berią mogła się jeszcze przydać). Zresztą dalsze losy księcia zdają się wykluczać możliwość jego pracy dla Sowietów, po wojnie został bowiem uwięziony przez bolszewików w łagrze.
Spotkanie z dowódcą Luftwaffe odbyło się 10 stycznia 1940 roku. Janusz Radziwiłł został przyjęty przez Göringa w jego willi przy Prinz-Leopold-Straße. Rozmowa trwała trzy godziny, a dostojnik III Rzeszy zachowywał się wobec polskiego arystokraty „nie tylko uprzejmie, ale wręcz nadskakująco”. Radziwiłł odczytał mu memoriał, którego treść uzgodnił z polskim podziemiem. Zawierał on ostrą krytykę brutalnej polityki okupacyjnej i szereg bulwersujących przykładów niemieckich zbrodni.
Słysząc to, Göring dostał szału. Jak pisał Jarosław Durka, Niemiec „chodził po pokoju, krzyczał i bił pięścią w stół”. Oburzył się szczególnie na wieść o podstępnym aresztowaniu i umieszczeniu w obozie profesorów krakowskich. W obecności polskiego księcia kazał się połączyć z Himmlerem i przez telefon udzielił mu ostrej reprymendy. Gdy jednak Radziwiłł poprosił go o pomoc w zorganizowaniu audiencji u Hitlera, Göring powiedział, że nie ma na to najmniejszych szans, bo Führer „w ogóle słuchać nie może o Polakach”.
Göring obiecał, że Niemcy zaprzestaną wywózek młodzieży do Rzeszy, i zapowiedział, że surowy kurs władz okupacyjnych wobec Polaków zostanie złagodzony. Jak wiadomo, stało się odwrotnie. Czy Göring kłamał, czy też nie miał większego wpływu na sytuację w Polsce – trudno ocenić. Wiadomo jednak, że interwencja Radziwiłła doprowadziła do wściekłości niemieckich władców okupowanej Polski.
Po powrocie księcia Janusza gubernator warszawski Ludwik Fischer miał mu oświadczyć, że jeżeli jeszcze raz spróbuje pojechać na skargę do Berlina, może trafić do „jednej z tych miejscowości, z których często w ogóle się nie powraca”. Radziwiłł nie przejął się jednak tymi groźbami. Jako prawnuk Luizy Hohenzollern podejmował liczne interwencje na rzecz aresztowanych. A niemieckich urzędników strofował znakomitą niemczyzną.
Jednocześnie