Opcja niemiecka. Piotr Zychowicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Opcja niemiecka - Piotr Zychowicz страница 14
Rozdział 9
Studnicki pisze do Hitlera
Nigdy, podczas całej II wojny światowej, żaden Polak nie ośmielił się mówić w ten sposób do Niemców. Żaden Polak nie wywołał również takiego zamieszania i tak zażartych sporów na szczytach machiny władzy III Rzeszy. W sporach tych brał bowiem udział Joachim von Ribbentrop, Joseph Goebbels, Reinhard Heydrich, dwa ministerstwa i Gestapo. A w końcu do całej awantury wciągnięty został Adolf Hitler. Mowa o berlińskiej wizycie Władysława Studnickiego na początku 1940 roku.
Studnicki przyjechał do Berlina z Generalnego Gubernatorstwa 28 stycznia. Zatrzymał się w jednym z najlepszych stołecznych hoteli – Central przy Friedrichstraße. Tam oddano do jego dyspozycji tłumacza i maszynistkę. Wizytę Studnickiego poprzedził artykuł na jego cześć opublikowany w prestiżowym periodyku „Monatshefte für Auswärtige Politik”, oficjalnym organie Ministerstwa Spraw Zagranicznych III Rzeszy. Właśnie ten resort sprowadził Polaka do Berlina.
Wśród urzędników Auswärtiges Amt znajdowała się bowiem spora grupa rozsądnych i przyzwoitych ludzi, przerażonych tym, co mordercy z Gestapo wyrabiają w okupowanej Polsce. Uważali, że terror wprowadzony w Generalnym Gubernatorstwie jest nie tylko niemoralny, ale i poważnie szkodzi Niemcom – zamienia bowiem okupowaną Polskę w tykającą bombę. Jedną z czołowych postaci tego stronnictwa był Hans von Moltke.
Według byłego ambasadora w Warszawie i jego stronników rozwiązanie mogło być tylko jedno: natychmiastowa liberalizacja polityki okupacyjnej i powrót do koncepcji odtworzenia państwa polskiego pod skrzydłami Rzeszy. Należy porozumieć się z Polakami, dopóki nie jest za późno. Dopóki nie przelano zbyt wiele krwi. Osobą, z którą powinno się na ten temat rozmawiać – uważali rozsądni dyplomaci – był zaś właśnie Studnicki. Wygląda na to, że udało im się skłonić do rozważenia tej koncepcji samego Joachima von Ribbentropa.
Władysław Studnicki po przybyciu do Berlina nie chciał być jednak tylko narzędziem w rękach niemieckich dyplomatów i potulnie czekać, aż minister raczy się z nim spotkać. Studnicki z charakterystyczną dla siebie odwagą i brawurą przywiózł memoriał, który był jednym wielkim aktem oskarżenia wymierzonym w niemieckie rządy w Polsce. Czytając go dzisiaj, trudno wręcz uwierzyć, że ten siedemdziesięciotrzyletni mężczyzna odważył się na coś podobnego.
W memoriale wyliczał zbrodnie i niegodziwości dokonywane przez Niemców w Polsce, pisząc o nich wprost jako o „bandytyzmie”. Opisywał ze szczegółami konfiskaty, deportacje, tortury Gestapo, skrytobójcze mordy i masowe rozstrzeliwania zakładników, haniebne deptanie godności Polaków i Żydów. Protestował przeciwko aresztowaniom profesorów. „Generalne Gubernatorstwo to nie jest żaden Lebensraum dla polskiego narodu. Jest to tylko Sterbensraum” – pisał, ostro ganiąc przy tym gestapowców i niemieckich urzędników. Domagał się, żeby Führer się opamiętał i wystąpił z uroczystą pojednawczą deklaracją do Polaków.
Ten oskarżycielski memoriał Studnicki nie tylko przywiózł do jaskini lwa, do samego serca totalitarnej III Rzeszy, ale jeszcze natychmiast po przyjeździe przesłał go Adolfowi Hitlerowi, Hermannowi Göringowi i do sztabu Wehrmachtu. W dołączonych do memoriału listach w tonie nie znoszącym sprzeciwu domagał się udzielenia mu natychmiastowych audiencji.
Trzy lata temu – pisał do Hitlera – gdy byłem gościem na Parteitagu w Norymberdze, wysłałem Panu moją książkę z następującą dedykacją: „Dla wodza niemieckiego narodu i przyszłego wodza Europy”. Wodzostwo to nie miało polegać jednak na uciskaniu narodów Europy, ale na pokojowym zjednoczeniu Europy w jeden ekonomiczny i polityczny blok. Najpierw Europy Środkowej, a potem reszty kontynentu, oczywiście bez Wielkiej Brytanii i Rosji. W imię idei Centralnej Europy wzywam Pana teraz do zmiany polityki okupacyjnej wobec Polski. Jako dziennikarz i polityk, przez wiele lat, mimo licznych przeciwności, walczyłem o polsko-niemieckie przymierze. Dzięki mojej długiej, pełnej poświęceń pracy dla mojego narodu i dzięki temu, że prowadziłem energiczną walkę przeciwko wojnie z Niemcami, cieszę się obecnie wśród rodaków wielkim zaufaniem. Wszystko to uprawnia mnie do wystąpienia o audiencję. Podczas niej będę mógł osobiście wytłumaczyć panu, dlaczego postępowanie Niemców wobec Polaków musi zostać zwekslowane.
Niestety Studnicki popełnił poważny błąd. Kopię memoriału przeznaczoną dla Goebbelsa, zamiast posłać pocztą, postanowił przekazać osobiście. W Ministerstwie Propagandy przy Wilhelmplatz, przyjęty przez sekretarza ministra, zażądał natychmiastowego spotkania z jego szefem. Gdy ten odesłał go do dyrektora jednego z departamentów, doszło do niebywałego jak na stosunki panujące w III Rzeszy incydentu.
Otóż – jak wynika z niemieckiej notatki sporządzonej na ten temat – zirytowany Studnicki powiedział, że „nie ma zamiaru iść do żadnego Dyrektora Departamentu, ale życzy sobie, by minister przyjął go osobiście”. Następnie zaś z charakterystyczną dla siebie bezpośredniością, jak pisał historyk Jan Weinstein, „albo nieściśle wypowiedział się na temat miejsca pobytu Dyrektora, albo zrobił pod jego adresem sugestię, względnie propozycję, natury intymnej”.
Można tylko wyobrazić sobie osłupienie, w jakie wpadli urzędnicy wpływowego resortu, gdy usłyszeli takie słowa z ust Polaka. Decydujący dla powodzenia misji Studnickiego – a raczej jej niepowodzenia – okazał się jednak sam memoriał. Gdy bowiem Goebbels przeczytał dokument, niemal spadł z krzesła. Był po prostu przerażony na myśl, że tak kompromitujący Niemców materiał mógłby wypłynąć na Zachód.
„Polski przywódca (Polenführer) Studnicki przysyła mi memoriał o wydarzeniach w Generalnym Gubernatorstwie” – zapisał Goebbels w swoim dzienniku 9 lutego 1940 roku. – „Ze szczegółowymi danymi. W tym momencie mogą one być dla nas bardzo niebezpieczne. Na wszelki wypadek każę go osadzić w areszcie”.
Do hotelu Central natychmiast przyjechało czarną limuzyną dwóch gestapowców. Udali się prosto do apartamentu Studnickiego. Doszło przy tym do zabawnego incydentu, gdyż Polak akurat spodziewał się wizyty dwóch nastawionych propolsko niemieckich konserwatystów. Gdy gestapowcy zapukali do jego drzwi, Studnicki otworzył im ze słowami: „Słyszałem, że panowie mają przyjść, bardzo rad jestem”.
Funkcjonariusze szybko wyjaśnili pomyłkę i przeszukawszy pokój, skonfiskowali pozostałe egzemplarze memoriału. Następnie „karetką więzienną” dzielny Polak został przetransportowany do aresztu. Tam osadzono go w celi i poddano intensywnym przesłuchaniom. Gestapowcy chcieli wiedzieć, komu przekazał memoriał, ile było kopii, kto mu pomagał go przetłumaczyć i kto odbijał je na powielaczu. Ponieważ Studnicki odmawiał odpowiedzi, przesłuchania ciągnęły się długimi godzinami. Podczas jednej z „sesji” Studnicki doznał zawału serca.
Badającym mnie powiedziałem – wspominał – znacie moją biografię, z niej możecie wiedzieć, że jestem człowiekiem o silnej woli. Jeżeli wam mówię, że nie dam odpowiedzi na pytania, kto tłumaczył, kto odbijał – to odpowiedzi nie otrzymacie. Łatwiej jest złamać moje zdrowie niż moją wolę. Postawcie sobie pytanie, czy trzymanie mnie w więzieniu,