Tajemniczy pamiętnik. Zygmunt Zeydler-Zborowski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Tajemniczy pamiętnik - Zygmunt Zeydler-Zborowski страница 7

Tajemniczy pamiętnik - Zygmunt Zeydler-Zborowski Kryminał

Скачать книгу

jednak wrócił. Downar był zdziwiony.

      – Co się stało? Zmieniłeś zdanie?

      – Nie. Tylko widzisz, wydaje mi się, że muszę ci coś powiedzieć, co może mieć znaczenie dla śledztwa.

      – Zaciekawiasz mnie. O co chodzi?

      – Dziś po południu spotkałem się Pod Kurantem z moją byłą żoną.

      – No i…?

      Wroński opowiedział o przebiegu spotkania z Agnieszką i o nagłym przerwaniu ich rozmowy.

      – Znasz tego faceta? – spytał Downar.

      – Nie, nigdy go przedtem nie widziałem.

      – Wysoki brunet, powiadasz?

      – Tak. Bardzo przystojny. Typ urody południowca.

      Downar poklepał przyjaciela po plecach.

      – No, trzymaj się, Stachu. Zadzwonię do ciebie. Dziękuję ci za tę informację.

      Podszedł do nich Zarecki.

      – Czy nie sądzicie, towarzyszu kapitanie, że możemy się już stąd likwidować?

      – Tak – zgodził się Downar. – Zwłoki na sekcję, a wóz trzeba wziąć na linę i odstawić do komendy. Jeszcze się go spokojnie przebada. Ale, ale, powiedzcie mi, co znaleźliście przy denacie?

      – Nic specjalnego. Portfel, notes, wieczne pióro, pilnik do paznokci i klucze, najprawdopodobniej od mieszkania.

      Downar pomyślał chwilę.

      – Wszystko to zdacie w komendzie, a klucze wezmę ze sobą. Mogą mi się przydać. Aha, i jeszcze jedno. Sprawdźcie, czy w tym moskwiczu jest benzyna w baku. Na razie to chyba byłoby wszystko. Jutro się z wami skomunikuję.

      Żądni sensacji gapie zaczęli się powoli rozchodzić. Ulica wracała do normalnego życia. Z kościoła wyszło kilka osób i zatrzymało się na chodniku.

      Downar otworzył drzwiczki wozu.

      – Dokąd jedziemy, towarzyszu kapitanie? – spytał Sikora.

      – Na spacer, na Bielany. Wiecie, gdzie jest aleja Zjednoczenia?

      – No pewnie, że wiem.

      Agnieszka była w domu. Spojrzała ze zdziwieniem na nieznajomego mężczyznę. Downar pokazał legitymację służbową i wszedł do przedpokoju. Zauważył, że bardzo się zmieszała.

      – Czym mogę panu służyć?

      – Chciałbym z panią chwilę porozmawiać.

      – Proszę, może pan pozwoli do gabinetu?

      Pokój był duży, widny, urządzony nowocześnie. Półki z książkami, biurko z jasnego drzewa, foteliki z metalowych rur. Na podłodze barwny dywan, a na ścianach parę abstrakcyjnych obrazów.

      Usiedli koło niskiego, okrągłego stolika i Downar wyjął papierośnicę.

      Podsunęła mu popielniczkę.

      – Więc słucham pana?

      Downar, nie spiesząc się, wyjął z kieszeni klucze, które dostał od Zareckiego.

      – Czy to są klucze od pani mieszkania? – spytał.

      Była zdziwiona albo udawała zdziwioną.

      – Nie. To nie są klucze od mojego mieszkania. Nie rozumiem, o co panu chodzi…

      Downar podniósł się i poszedł do przedpokoju, aby obejrzeć drzwi wejściowe. Agnieszka mówiła prawdę. Klucze rzeczywiście nie pasowały do tych zamków.

      Wrócił na fotelik z metalowych rur i powiedział:

      – Dziś po południu spotkała się pani w kawiarni Pod Kurantem z panem Wrońskim, czy tak?

      Zmarszczyła brwi.

      – Nie rozumiem pańskich pytań. Czy może mi pan łaskawie wyjaśnić, co znaczy to wszystko i jaki charakter posiada pańska wizyta?

      Downar uśmiechnął się.

      – Przychodząc tutaj, nie usiłowałem zachować incognito. Pokazałem nawet pani moją legitymację służbową. Wizyta oficera śledczego ma na ogół dość jednoznaczny charakter. Dlatego pytanie pani wydaje mi się nieco dziwne.

      – Więc pan prowadzi śledztwo?

      – Takie sformułowanie jest bliskie prawdy. Tak, prowadzę śledztwo. Mógłbym oczywiście wezwać panią do komendy na przesłuchanie, ale sądziłem, że mniej oficjalna forma rozmowy będzie pani bardziej dogadzała.

      Poruszyła się niecierpliwie. Spokojny i niezwykle uprzejmy ton tego milicjanta drażnił ją. Nie umiałaby zapewne tego uzasadnić, ale w danej sytuacji wolałaby, żeby zachowywał się mniej układnie, a nawet grubiańsko. Spytała:

      – O co właściwie panu chodzi? Czego się pan chce ode mnie dowiedzieć?

      – Różnych rzeczy. A więc spotkała się pani dziś po południu z panem Wrońskim?

      – Tak. To jest mój były mąż. Czyżby przytrafiło mu się coś złego?

      Downar udał, że nie dosłyszał ostatniego pytania.

      – Pani były mąż powiedział mi, że pani zadzwoniła do niego, prosząc o to spotkanie. Miała pani jakoby jakąś bardzo ważną sprawę. Chciałbym się od pani dowiedzieć, co to była za sprawa?

      – Widzę, że Staszek dokładnie informuje milicję o swoich prywatnych spotkaniach. Szkoda tylko, że te informacje niezupełnie są zgodne z prawdą.

      – Dlaczego pani tak twierdzi?

      – Dlatego, że nie było między nami mowy o żadnych ważnych sprawach. Po prostu, miałam chwilę czasu i chciałam w jego towarzystwie wypić filiżankę kawy. To wszystko.

      Downar wolno palił papierosa i obserwował uważnie twarz Agnieszki. „Albo to jest urodzona aktorka, albo Stachowi rzeczywiście coś się przywidziało” – pomyślał.

      – Więc tylko po to chciała się pani spotkać z Wrońskim, żeby wypić z nim kawę, tak?

      – Tak. Czy pana to dziwi?

      – W moim zawodzie nie ma miejsca na tego rodzaju uczucia jak zdziwienie. Niczemu się nie dziwię, ja tylko usiłuję dociec prawdy. Niech mi pani łaskawie powie, jak pani sądzi, dlaczego Wroński twierdzi, że miała pani do niego jakąś bardzo ważną sprawę, jeśli w rzeczywistości tak nie było?

      Agnieszka nieznacznie wzruszyła ramionami.

      – Nie mam pojęcia. Nie umiem panu na to odpowiedzieć. Może po prostu tak sobie powiedział, a może… Widzi pan, Staszek

Скачать книгу