Miasto luster. Justin Cronin
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Miasto luster - Justin Cronin страница 6
– Tak bardzo cię kocham – powiedział.
– A ja kocham ciebie.
– To był cudowny dzień, prawda?
Skinęła głową, przytulona do niego.
– I będzie ich znacznie więcej. Ocean dni.
Przytulił ją jeszcze mocniej. Na zewnątrz trwała zimna, cicha noc.
– To była piękna melodia – odezwał się. – Cieszę się, że znalazłem to pianino.
I z tymi słowy, skuleni razem w dużym, miękkim łóżku na poddaszu, odpłynęli w sen.
Cieszę się, że znalazłem to pianino.
To pianino.
To pianino.
To pianino…
Peter wzniósł się na poziom świadomości i stwierdził, że jest nagi, okręcony mokrymi od potu prześcieradłami. Przez chwilę leżał w bezruchu. Czy był…? I nie był…? W ustach czuł taki smak, jakby jadł piasek, pęcherz ciążył mu niczym kamień. Za oczami pierwsze dźgnięcie kaca zapowiadało długi, męczący dzień.
– Sto lat, poruczniku.
Lore leżała obok niego. Nie tyle obok, ile owinięta wokół niego; ich ciała były splecione i śliskie od potu w miejscu, gdzie się stykały. Korzystali wcześniej z tej chałupy – z tylko dwoma izbami i wychodkiem na tyłach – choć nie wiedział, do kogo należy. Okienko nad łóżkiem było szarym prostokątem przedświtu letniego dnia.
– Najwyraźniej z kimś mnie mylisz.
– Och, wierz mi – położyła palec pośrodku jego piersi – nie ma mowy o pomyłce. Jak się czujesz, mając trzydzieści lat?
– Jak dwudziestodziewięciolatek z pękającą głową.
Posłała mu uwodzicielski uśmiech.
– Cóż, mam nadzieję, że podobasz się sobie taki. Wybacz, że zapomniałam o kartce.
Odrzuciła prześcieradła, usiadła na brzegu łóżka i podniosła koszulę z podłogi. Miała szerokie, silne ramiona i długie włosy, które wiązała w koński ogon. Wcisnęła się w brudne spodnie, wsunęła stopy w buty. Obróciła się nieco i spojrzała na niego.
– Wybacz, że zmykam, mi amigo, ale muszę odprawić cysterny. Zrobiłabym ci śniadanie, tylko poważnie wątpię, czy jest z czego. – Pochyliła się, żeby szybko pocałować go w usta. – Pozdrów ode mnie Caleba, dobrze?
Chłopiec spędził noc u Sary i Hollisa. Żadne z nich nie zapytało Petera, dokąd idzie, chociaż z pewnością domyślali się, co zamierza.
– Dobrze – rzucił.
– Zobaczymy się, jak następnym razem będę w mieście? – Nie odpowiedział, więc przechyliła głowę i spojrzała na niego. – A może… raczej nie.
W zasadzie nie miał odpowiedzi. Nie łączyła ich miłość – ten temat nigdy się nie pojawił – ale było to coś więcej niż fizyczne pożądanie. Uczucie wpadało w szarą strefę pomiędzy; nie będąc ani jednym, ani drugim, i właśnie na tym polegał problem. Przebywanie z Lore przypominało mu o tym, czego nie mógł mieć.
Posmutniała.
– Cholera. A ja tak piekielnie cię lubiłam, poruczniku.
– Nie wiem, co powiedzieć.
Westchnęła, odwracając wzrok.
– Przypuszczam, że to nie miało szans na przetrwanie. Żałuję, że nie pomyślałam, żeby rzucić cię pierwsza.
– Przepraszam. Nie powinienem pozwolić, żeby sprawy zaszły tak daleko.
– Wierz mi, przejdzie. – Zadarła głowę, patrząc w sufit, i odetchnęła głęboko, żeby się uspokoić, po czym przepędziła łzę. – Pieprzyć to, Peter. Widzisz, do czego mnie doprowadziłeś?
Czuł się okropnie. Nie przewidział czegoś takiego. Jeszcze minutę temu był pewien, że oboje będą dryfować, niesieni nurtem tego, cokolwiek to było, aż w końcu stracą sobą zainteresowanie albo ktoś nowy pojawi się w ich życiu.
– Nie chodzi o Michaela, prawda? – zapytała Lore. – Bo już ci mówiłam, że między nami koniec.
– Sam nie wiem – mruknął, po czym przyznał: – Dobra, może trochę. Dowie się, jeśli będziemy to ciągnąć.
– No to się dowie… i co z tego?
– Jest moim przyjacielem.
Otarła oczy i parsknęła cichym, pełnym goryczy śmiechem.
– Twoja lojalność jest godna podziwu, ale możesz mi wierzyć, zajmuję ostatnie miejsce na jego liście ważnych spraw. Pewnie ci podziękuje, że dzięki tobie ma mnie z głowy.
– To nieprawda.
Wzruszyła ramionami.
– Mówisz to tylko dlatego, że jesteś miły. I może właśnie dlatego tak bardzo cię lubię. Ale nie musisz kłamać. Oboje wiemy, co robimy. Ja wciąż sobie powtarzam, że wyrzucę go z pamięci, chociaż oczywiście tego nie robię. Wiesz, co mnie dobija? Nawet nie może powiedzieć mi prawdy. Ten cholerny rudzielec! O co chodzi z tą dziewczyną?
Peter przez chwilę czuł się zagubiony.
– Mówisz o… Alicii?
Lore spojrzała na niego ostro.
– Peter, nie bądź tępakiem. Jak sądzisz, co Michael robi w tej swojej durnej łodzi? Minęły trzy lata, odkąd Alicia zniknęła, a on wciąż nie może o niej zapomnieć. Gdyby rzeczywiście gdzieś była, może wtedy miałabym szanse. Ale przecież nie można rywalizować z duchem.
Przemyślenie