Miasto luster. Justin Cronin
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Miasto luster - Justin Cronin страница 8
Powiedział Sarze, że nie chce żadnej imprezy, ale przeczuwał, że ta kobieta coś wymyśli. „Po wszystkim, przez co przeszliśmy, trzydziestka to nie w kij dmuchał. Zajrzyj po pracy. Będzie nas tylko piątka. Obiecuję, nic wielkiego”. Peter odebrał Caleba ze szkoły i poszedł do domu się umyć. Kilka minut po osiemnastej zjawił się z synem w mieszkaniu Sary i Hollisa, gdzie oczywiście czekało przyjęcie, którego nie chciał. W dwóch maleńkich dusznych pokojach tłoczyły się dziesiątki ludzi – sąsiedzi i współpracownicy, rodzice kolegów Caleba, mężczyźni, z którymi służył w wojskach ekspedycyjnych, nawet siostra Peg w ponurym szarym habicie, śmiejąca się i gawędząca jak wszyscy inni. Sara uściskała go zaraz za progiem i życzyła mu stu lat, a Hollis wsunął Peterowi szklankę w rękę i poklepał go po plecach. Caleb i Kate chichotali jak szaleni, nie mogąc się pohamować.
– Wiedziałeś o tym? – zapytał Peter syna. – A ty, Kate?
– Oczywiście, że wiedzieliśmy! – krzyknął chłopiec. – Żałuj, tato, że nie widziałeś swojej miny!
– No to masz wielki kłopot. – Peter mówił jak rozsierdzony ojciec, chociaż sam też się śmiał.
Były jedzenie, picie, tort, nawet kilka własnoręcznie zrobionych albo wycyganionych prezentów, niektórych zabawnych: skarpety, mydło, scyzoryk, talia kart, wielki słomkowy kapelusz, który Peter od razu nasadził na głowę, żeby wszystkich rozbawić. Od Sary i Hollisa dostał kompas kieszonkowy, przypomnienie o wspólnych podróżach. Hollis dorzucił jeszcze małą stalową butelkę.
– Najnowszy wyrób Dunka, coś wyjątkowego – powiedział, puszczając oko. – I nie pytaj, jak to zdobyłem. Wciąż mam szemranych znajomych.
Kiedy Peter rozpakował ostatnie prezenty, siostra Peg wręczyła mu zrolowany arkusz papieru. Widniał na nim nagłówek, Sto lat naszemu Bohaterowi, a poniżej były podpisy – jedne czytelne, drugie nie – wszystkich dzieci z sierocińca. Peter, któremu wzruszenie ścisnęło gardło, objął starszą kobietę, czym zaskoczył ich oboje.
– Dziękuję. Dziękuję siostrze i wszystkim.
Dochodziła północ, kiedy przyjęcie się skończyło. Caleb i Kate spali w łóżku Sary i Hollisa, jedno na drugim jak szczeniaki. Peter i Sara siedzieli przy stole, podczas gdy Hollis sprzątał.
– Jakieś wieści od Michaela? – spytał Peter.
– Ani słowa – odparła Sara.
– Martwisz się?
Ściągnęła brwi i wzruszyła ramionami.
– Michael to Michael. Nie rozumiem tej sprawy z łodzią, ale zrobi to, co chce zrobić. Myślałam, że może przy Lore się ustatkuje, ale to chyba zamknięty rozdział.
Peter poczuł wyrzuty sumienia. Dwanaście godzin temu był w łóżku z tą kobietą.
– Jak w szpitalu? – zapytał, licząc na zmianę tematu.
– Istny dom wariatów. Kazali mi odbierać porody. Rodzi się mnóstwo dzieci. Jenny jest moją asystentką.
Sara mówiła o znalezionej w Ojczyźnie siostrze Gunnara Apgara. Ciężarna Jenny przyjechała do Kerrville z pierwszą partią ewakuantów i zdążyła na czas, żeby urodzić w szpitalu. Rok temu wyszła za mężczyznę z Iowa, chociaż Peter nie miał pojęcia, czy to on jest ojcem dziecka. W wielu wypadkach takie związki były improwizowane.
– Przeprasza, że nie mogła przyjść – dodała Sara. – Wiele dla niej znaczysz.
– Poważnie?
– Nie tylko dla niej, prawdę mówiąc. Nie mogłabym zliczyć, ile osób mnie pytało, czy cię znam.
– Żartujesz.
– Wcale nie. Nie widziałeś tego plakatu?
Zakłopotany, wzruszył ramionami, choć w głębi duszy odczuwał zadowolenie.
– Jestem zwyczajnym cieślą. I to nie najlepszym w tym fachu, jeśli chcesz znać prawdę.
Sara się roześmiała.
– Mów, co chcesz.
Dawno minęła godzina policyjna, ale Peter umiał unikać patroli. Caleb ledwie otworzył oczy, kiedy wziął go w ramiona i ruszył do domu. Zdążył położyć chłopca do łóżka, gdy usłyszał pukanie do drzwi.
– Peter Jaxon?
Mężczyzna w drzwiach był wojskowym, z pagonami sił ekspedycyjnych na ramionach.
– Jest późno, mój syn śpi. Co mogę dla pana zrobić, kapitanie?
Oficer podał mu zapieczętowaną kartkę.
– Dobrej nocy, panie Jaxon.
Peter po cichu zamknął drzwi, przeciął wosk nowym scyzorykiem i rozłożył kartkę.
Panie Jaxon, czy mogę prosić o wizytę w moim biurze w środę o ósmej rano? Brygadzista został powiadomiony, że spóźni się pan do pracy.
– Tato, czego chciał ten żołnierz? – Caleb wszedł do pokoju, trąc oczy pięściami.
Peter jeszcze raz przeczytał wiadomość. Czego może od niego chcieć Sanchez?
– Nic takiego – odparł.
– Znowu jesteś w wojsku?
Spojrzał na chłopca. Dziesięć lat. Rósł tak szybko.
3
CZERWONA STREFA
Lucius Greer, zwany Wiernym, zajął miejsce na ambonie godzinę przed świtem. Miał pieczołowicie odnowiony sztucer kalibru .308 z wypolerowaną drewnianą kolbą i celownikiem optycznym, którego soczewkę przyćmił czas, ale wciąż nadawał się do użytku. Zostały mu tylko cztery naboje, więc niedługo będzie musiał wybrać się do Kerrville, żeby kupić więcej. Ale tego ranka, pięćdziesiątego ósmego dnia, wcale się tym nie martwił. Wystarczy jeden strzał – to wszystko, czego potrzebował.
Rzadka mgiełka zawisła w nocy nad polaną. Jego pułapka – wiadro zmiażdżonych jabłek – stała sto metrów po nawietrznej, w kępie wysokiej trawy. Lucius czekał, siedząc