Wiedźma. Anna Sokalska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Wiedźma - Anna Sokalska страница 10
Nina, zajęta rozmową, nawet nie zauważyła, kiedy karetka zabrała jej ciało. Teraz kierowca, który ją potrącił, rozmawiał z policjantami, ale Nina całkowicie straciła zainteresowanie tym, co się wydarzyło. Odwróciła się na pięcie i poszła w stronę akademika.
Nie weszła jednak do środka. Nie mogła się na to zdobyć. Przesiedziała do rana obok drzwi wejściowych, z absurdalnym podekscytowaniem wyczekując pojawienia się pierwszych studentów. Czy naprawdę jej nie zobaczą? Nie usłyszą, kiedy ich zawoła?
Wydawało jej się, że ostatnie kilka godzin było tylko koszmarnym snem, majakiem wywołanym nadużyciem alkoholu. Ale gdy drzwi otworzyły się i minęła ją pierwsza, a potem druga osoba, zupełnie jakby ona sama była przezroczysta, znów poczuła silny, zimny dreszcz. Kolejni ludzie przechodzili obok, a Nina nie miała odwagi stanąć im na drodze, krzyknąć ani nawet do nich pomachać. Przez chwilę zdawało jej się, że jej oczy spotkały się z czyimś wzrokiem, ale było to tylko złudzenie. Umarła. Nie miała już co do tego żadnych wątpliwości.
Wkrótce zrozumiała, że nie odczuwa nie tylko dotyku ani temperatury, ale też głodu ani zmęczenia. Godzinami mogła krążyć po ulicach, nie doświadczając zupełnie niczego poza wzbierającymi w niej emocjami. Nauczyła się tylko, by unikać tłocznych miejsc – wpadanie na ludzi i przedmioty nie było przyjemne, bo albo się od nich odbijała, albo przenikała przez ich ręce, co w wyjątkowo nieprzyjemny sposób przypominało jej o stanie, w którym się znalazła. Dotarła wreszcie do parku, gdzie tonąc stopami w świeżym śniegu, szła przed siebie, nie zostawiając najdrobniejszego śladu. Usiadła na pustej ławce i, mimo braku efektów, grzebiąc palcem w kołderce białego puchu, zastanawiała się, jak będzie wyglądać jej zetknięcie z wodą. Pogrążona w myślach nie dostrzegła, że obok niej ktoś usiadł.
– Nowa jesteś? – zapytał chłopak. Miał na sobie jesienną, skórzaną kurtkę, poszarpane jeansy i ciężkie buty.
Nina gwałtownie podniosła głowę i nie kryjąc zaskoczenia, obejrzała go z góry do dołu. Mimo odsłoniętych kolan, wystającej spod kurtki cienkiej koszuli w czerwoną kratę i braku choćby szalika czy rękawiczek nie wyglądał, by było mu zimno. Był tylko blady, ale jego brązowe oczy miały żywy wyraz i bystro spoglądały na dziewczynę.
– No co, ducha zobaczyłaś? – zapytał i zaśmiał się sam ze swojego żartu.
– Ty mnie widzisz? – wypaliła Nina.
– Widzę, widzę. Czyli jesteś nowa, co? – powtórzył, teraz już pewien swoich podejrzeń. – Kiedy zeszłaś?
– Co?
– No, kiedy umarłaś?
Nina zamrugała, nieco oszołomiona surrealistycznym pytaniem.
– W nocy – wymamrotała.
– Moje kondolencje – chłopak poklepał ją po ramieniu, szczerząc przy tym zęby.
– A ty? – pytanie wyszło z ust Niny automatycznie, jak w sytuacjach, gdy ktoś pyta nas o zdrowie, samopoczucie albo jakąkolwiek inną błahostkę dnia codziennego.
– O, ja to już kilka lat temu – machnął lekceważąco ręką. – Już nawet dokładnie nie pamiętam.
– Kilka lat temu? Ale... podobno mamy czterdzieści dziewięć dni... – zauważyła Nina niepewnie.
– Tak, tak, ale ja wolałem zostać tutaj.
– Dlaczego?
Chłopak przekrzywił głowę, przyglądając się jej badawczo, i jednocześnie westchnął z namysłem.
– Hm... Po prostu. Wiesz, to taki głos serca. Coś ci mówi, żeby tam nie iść. Niby widzisz czasem tych ludzi, co idą z kostuchami i nawet się nie zastanawiają. Wiesz, jest wypadek, patrzysz, jak taki wychodzi sam z siebie, zaraz pojawia się ponurak, gadka szmatka i po kilku minutach odchodzą razem. Bez żadnych wątpliwości. No i gadałem też z jedną zmorą, która znała inną zmorę, co ostatecznie poszła dalej, znaczy do Zaświatów. Musisz to poczuć. Naprawdę tego chcieć. Ale wiesz, serce nie sługa.
– A co, jeśli się zostanie? – spytała Nina powoli, wbijając wzrok w kołdrę ze śniegu przykrywającą cały park.
– To się trwa.
– Żałujesz?
– Wielu rzeczy żałuję, ale tego najmniej.
Na śniegu przed nimi wylądował wróbelek. Zatańczył wesoło, zostawiając po sobie rozgałęzione ślady łapek. Niespodziewanie z jednego z krzaków wystrzelił jak z procy pręgowany kocur. Szczęśliwie dla ptaszka przeliczył swoje możliwości; wróbel odfrunął, a niezadowolony kot odszedł z powrotem do swojej kryjówki.
– Miałam uporządkować myśli, ale coś mi nie idzie – wyznała Nina, wzdychając ciężko.
Chłopak roześmiał się lekko.
– Bo to tak nie działa. W głębi duszy już wiesz, czy tu zostaniesz, czy pójdziesz dalej. Musi to tylko do ciebie dotrzeć. Żadne rozmyślania, rachunki sumienia ani kalkulacje tego nie zmienią. Czy te siedem tygodni przesiedzisz w jednym miejscu, czy przelatasz, podglądając życie swojej rodziny i przyjaciół, to nie ma znaczenia. Jeśli czujesz dystans do tamtego życia, to choćbyś poszła na własny pogrzeb i widziała płacz matki, i tak pójdziesz do Zaświatów. Ale jeśli coś cię tu trzyma, to nawet legion ponuraków cię nie ruszy.
– Więc po co te siedem tygodni? – spytała Nina.
– To już tutejsza metafizyka. Czasem i po czterdziestu dniach okazuje się, że jest za późno. Nasza tutejsza postać w pewnym sensie zanieczyszcza się atmosferą Międzyświata i staje zbyt gęsta, zbyt ciężka, by pójść dalej. Tak mówią. Według niektórych to nasz własny żal i smutek osadzają się jak nalot i blokują przejście. Inni z kolei uważają, że zmienia się struktura cząsteczek albo częstotliwość drgań duszy czy tej „życiowej energii”, co trzyma nas w kupie. Prawda jest taka, że nikt tego nie zbadał, bo zmory, chochliki i cała reszta mają swoje zmartwienia, a ponuraki ani nikt inny nie powiedzą nam, jak to jest naprawdę. Może po tym czasie zwyczajnie nie chce im się już nas pilnować i przechodzimy do rejestru Baby Jagi. Tak czy siak, nawet jak się już zechce, to bez ich pomocy i tak nie przejdzie się do Zaświatów. Tyle wiem. Aha, no i nie można za bardzo świrować, bo jak się straci wolę istnienia, to można się rozpaść. Dusza podobno zostaje, ale uwięziona w pustce i wtedy jest już całkiem beznadziejnie. Tak z kolei mówią pomocnicy Baby Jagi, ale może to ich sposób, żeby nas zmobilizować do przejścia do Zaświatów. Kto ich tam wie. Wszędzie te same urzędasy.