Wiedźma. Anna Sokalska

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wiedźma - Anna Sokalska страница 8

Wiedźma - Anna Sokalska

Скачать книгу

piwo, zapakowała śmieci do torby i powoli ruszyła w kierunku samotnego kosza, poszczącego przed zbliżającym się piątkiem. W przypływie niezwykłego natchnienia nakarmiła go samymi tylko opakowaniami po chipsach, a foliówkę z opróżnionymi puszkami związała i zawiesiła na podtrzymującym kubeł słupku, z myślą o zbieraczach aluminium. Przyglądając się swojemu dziełu, jakby było instalacją godną miana sztuki nowoczesnej, doznała refleksji, że musiałaby uzbierać i oddać biednym kilka ton puszek, jeśli miałaby w ten sposób zrównoważyć swoje złe uczynki z ostatniego miesiąca. Zrezygnowana zaklęła pod nosem i – niczym najprawdziwsze zaklęcie – dodało jej to animuszu. Wymamrotała głośniej jeszcze kilka przekleństw i z nową odwagą sięgnęła po komórkę.

      Doskonale znała profil Dawida w mediach społecznościowych. Nie wrzucał do internetu zbyt wielu zdjęć czy informacji o sobie, a jeśli już to robił, dotyczyły konferencji, wolontariatów albo rozmaitych akcji, w których brał udział. Pojawiał się czasem na zdjęciach innych osób, uśmiechniętych i pełnych ambicji, tak jak on sam. Na tym etapie życia jeszcze się lubili, wierząc, że poznali ludzi nadających na tych samych falach, ale coraz śmielej w ich sercach odzywała się zazdrość i wzajemnie napędzana rywalizacja.

      Nina kliknęła przycisk otwierający okno wiadomości i płynąc na fali wewnętrznego impulsu, napisała:

      Ej, ja ci odam te hajsy, postram sie szybko, nie chcialam zeby to tak wyszlo chbeznadzijnie, i to co mowilam to ja tak wcale nie mysle, bylam zla i wgle. Wiem ze glupio zrobilam ale bylam pijana a Karol znam cale zycie i jej nie jest latwo i nie chcialam zeby się u niej wszystko posypalo bo i tak ma trudno. Prosze cie zrozum i jak nie chcesz to mi nie wybaczaj, ale zrozum i daj mi jakas kare zebym mogla zaplacic za swoj blad i zeby ci pomoc w tym co ci zepsulam i proszę nie bądź zly na Karol, to nie jej wina.

      Nie czytając drugi raz, nacisnęła „wyślij” i z wzrokiem wlepionym w ekran powoli ruszyła przed siebie. Przeszła tak ze dwie ulice, nim status wiadomości zmienił się na „odczytany”. Z nerwów aż zakłuło ją serce. Bojąc się odpowiedzi, opuściła rękę z telefonem i przyspieszyła kroku, w nadziei, że intensywny spacer otrzeźwi ją i popędzi bieg czasu. Gdy minęło kilkanaście minut, a ściskające ją napięcie rozluźniło swój kłujący uścisk, odważyła się znów spojrzeć na ekran. Odblokowała komórkę i włączyła aplikację. Ale coś było nie tak. Imię Dawida w oknie rozmowy stało się szare, a linki do jego konta nieaktywne.

      – Zablokował mnie – powiedziała na głos w zdumieniu, nie wierząc własnym oczom. Nerwowo dotykała telefonu, ale nic się nie zmieniało. – Zablokował mnie – powtórzyła ponuro.

      Pierwsze uczucie przygnębienia niemal natychmiast zalał wrzątek wzburzenia i niezgody. Nina nie traciła czasu na myślenie – od razu przechodziła do działania, wierząc swojej intuicji, szczęściu i umiejętności wyłgania się z niemal każdego rodzaju tarapatów. Zacisnęła dłonie w pięści – w jednej trzymała zdjętą rękawiczkę, w drugiej telefon – i puściła się pędem w stronę akademika. Chciała odnaleźć Dawida i mu powiedzieć... Co – tego dokładnie jeszcze nie wiedziała, ale nie to było ważne. Musiała jakoś to załatwić. Musiała coś zrobić. Wierzyła, że uda jej się coś wykombinować, zaczarować rzeczywistość tak, żeby wszystko jakoś się ułożyło.

      Czy to jej myśli biegły zbyt szybko, by mogło za nimi nadążyć ciało, czy to z opóźnieniem zadziałał alkohol wzmocniony pulsem gorącej krwi, dość, że Ninie zakręciło się w głowie. Albo może to świat wywinął orła, w każdym razie niebo i ulica zamieniły się miejscami i zaraz po tym zgasły wszystkie światła.

      Nina ocknęła się na środku jezdni. Nad nią, klęcząc na jednym kolanie, pochylał się młody mężczyzna ze znużoną miną i podkrążonymi oczami. Jego skóra była tak jasna, jakby pokrywał ją szron. Bił od niego swoisty blask mimo cienia rzucanego przez czarny kapelusz tkwiący na czubku jego głowy.

      – Proszę pani, czy pani mnie słyszy? – powtórzył formułkę podniesionym, lecz beznamiętnym głosem, jednocześnie bez większego zaangażowania potrząsając ramieniem Niny. Dziewczyna wprawdzie odczuwała, że jej ręka się porusza, ale doznanie to zdawało się dochodzić z jej wnętrza, a nie z zewnątrz. Co gorsza, przez całe jej ciało przebiegało mrowienie połączone z irytującym łaskotaniem. Gdy, chcąc usiąść, oparła się rękami o asfalt, nie poczuła ani jego chropowatej struktury, ani bijącego od ulicy zimna.

      – Dziwnie się czuję – powiedziała z trudem, przyciskając ręce do skroni.

      – To minie – odparł mężczyzna i wyprostował się, prezentując wysoką, szczupłą sylwetkę, podkreśloną dopasowanym czarnym płaszczem sięgającym za kolana. Ninie przeszło przez myśl, że może jest księdzem, ale zaraz dostrzegła wojskowe oficerki i brak koloratki. Wzrokiem powędrowała ku jego długim, białym jak kości palcom, którymi sięgnął właśnie do wewnętrznej kieszeni na piersi, by wyjąć z niej mały tablet obsługiwany rysikiem. Aktywował urządzenie, odblokowując je odciskiem palca, i nie pytając o zgodę, zrobił siedzącej bezradnie na ulicy Ninie zdjęcie sytuacyjne. Dziewczyna, słysząc dźwięk imitujący migawkę i nie rozumiejąc, co nieznajomy wyprawia, przezwyciężyła dziwne odrętwienie i niezgrabnie dźwignęła się na nogi.

      – Co to miało być? – warknęła na niego. – Kim pan jest w ogóle? Gadaj albo dzwonię na policję!

      W poszukiwaniu komórki zaczęła obmacywać kieszenie kurtki, gdy przypomniała sobie, że przecież miała ją w ręce. Rozglądając się dookoła po ulicy, odwróciła się i spojrzała za siebie.

      – Czas zgonu: pierwsza osiemnaście w nocy, dwudziesty drugi stycznia roku dwa tysiące szesnastego. – Mężczyzna w czerni na głos odczytywał to, co zapisywał właśnie na tablecie.

      Niną wstrząsnął gwałtowny, zimny dreszcz, po którym uczucie mrowienia i łaskotania zaczęło gwałtownie słabnąć, pozostawiając po sobie nienaturalną pustkę, osobliwą iluzję stanu nieważkości. Kilkanaście metrów dalej, na przejściu dla pieszych leżała Nina. Oblewało ją światło reflektorów samochodu, a obok niej krążył kierowca, wydeptując nerwowe kółka w oczekiwaniu na przyjazd pogotowia i policji.

      – Przyczyna śmierci: wypadek drogowy. Dane osobowe... – Mężczyzna tym razem sięgnął do zewnętrznej kieszeni płaszcza i wyciągnął z niej złożoną na czworo karteczkę. – Przepraszam, mogłaby pani mi pomóc? – zwrócił się do Niny tonem rzeczowym i pozbawionym emocji. – Mieliśmy awarię systemu i muszę zweryfikować dane.

      Nina odwróciła się do niego, gapiąc się oczami otwartymi tak szeroko jak nigdy za całego swojego życia.

      – Data urodzenia: dwudziesty sierpnia tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt trzy. PESEL... Niestety nie mamy. Mogłaby pani podać? Bez tego nie wypełnię...

      Nina gwałtownie wyrwała mu kartkę z rąk, zgniotła ją i cisnęła do najbliższej studzienki burzowej. Mężczyzna zniósł to ze stoickim spokojem, ale na wszelki wypadek schował tablet z powrotem do kieszeni płaszcza, nie chcąc narażać urządzenia na temperament dziewczyny.

      – Skąd znasz moje dane? – wybuchła Nina, doskakując z powrotem do niego. – Kim jesteś? I... w ogóle... – Język plątał się jej i potykał o własne myśli. – Jaki zgon? Jaki zgon?! Co ja tam... co ja... przecież...

      – Proszę się uspokoić. Jestem aniołem śmierci – wyjaśnił sucho.

Скачать книгу