Odwet. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Odwet - Vincent V. Severski страница 7
Roman przyszedł już o szesnastej. Przyniósł ze sobą teczkę personalną Olgierda Rubeckiego. Przejrzał ją jeszcze raz i w swoim żółtym kołonotatniku zrobił drobne zapiski. Nie było ich wiele.
Rubecki miał wzorowy życiorys oficera wywiadu i trudno było znaleźć w nim coś konkretnego, co mogłoby wzbudzać podejrzenia. Nie był synem żadnego polityka, dziennikarza ani dzieckiem resortowym. Był jedynym potomkiem znanego biznesmena z branży budowlanej, a do wywiadu został zwerbowany, gdy kończył w Poznaniu prawo.
Roman wiedział jednak, że teczkę personalną trzeba umieć czytać. Najważniejsza była weryfikacja oficjalnych opinii kadrowca, psychologa i przełożonych w zestawieniu z donosami, które też się tam znajdowały.
Ostatnia zjawiła się Monika. Spóźniła się ponad kwadrans, ale nawet nie przeprosiła, tylko rzuciła torbę na kanapę i poszła do kuchni. Od razu zauważyli, że przyniosła ze sobą złą aurę. Po chwili wróciła z zieloną butelką napoju aloesowego i zasiadła w fotelu naprzeciwko Dimy, który czytał teczkę Rubeckiego.
– Co? – rzuciła, widząc jego ironiczne spojrzenie.
– Nic – odparł i znów zajął się lekturą.
– No więc o co chodzi? Co tak patrzysz? Co się dzieje, Roman? Jakaś robota?
– Niespecjalnie. Na polecenie szefa mamy przejrzeć życie Olgierda Rubeckiego.
– Rubeckiego? – niemal krzyknęła. – Tego Rubeckiego… bohatera narodowego i nadzieję wszystkich turbo-Polaków? – dodała z ironią. – Po co mamy go prześwietlać? To przecież już cywil, co on nas obchodzi? Przystojny i inteligentny, ale nie w moim typie…
– Planujemy wciągnąć go w pułapkę namiętności, pani kapitan Arent? – odezwał się Dima i z rogu pokoju dobiegł śmiech Witka i Eli.
– To miał być dowcip? – odparła hardo Monika. – Słaby.
– Jestem jeszcze tylko do końca tego tygodnia, jak wiecie, więc w tym czasie mamy zbadać temat, a ja muszę zdążyć napisać raport dla szefa. – Roman podniósł się, odszedł od biurka i przysiadł do Moniki. – Tak naprawdę… to jest polecenie premiera.
– Ja pierdolę! – oburzyła się Monika. – Roman… jak możesz pozwalać temu dyktatorkowi wciągać wywiad do wewnętrznych rozgrywek? Ja się nie zgadzam… rzucam wszystko i jadę w Bieszczady. – Spojrzała na Dimę, który kartkował teczkę. – A ty dlaczego milczysz? Powiedz coś!
– Mamy przedstawić raport dotyczący okresu, kiedy Ekiert był w służbie. Jest emerytowanym oficerem wywiadu, a właściwie rencistą z aktualnym dopuszczeniem do informacji niejawnych, poziom CS, więc mamy podstawy, by się nim zająć – odpowiedział spokojnie Roman. – I to jest zgodne z prawem, nie zajmujemy się jego poglądami politycznymi. Szef może nam zlecić taką robotę, ale wiemy, do czego może to być wykorzystane, jeżeli znajdziemy coś podejrzanego. Dlatego też dał to akurat nam, żeby sprawę utrzymać w tajemnicy. Ekiert, czyli Rubecki, ma mnóstwo przyjaciół na Miłobędzkiej i sprawa zaraz by wyciekła. Zgadzam się, to jest podejrzane etycznie, ale lepiej, żebyśmy zrobili to my niż jakaś inna służba. Potraktujmy to jako sprawę rodzinną.
– Najbardziej podejrzany etycznie to jest ten premier, dla którego mamy pracować – rzuciła Monika z emfazą. – Rzygać się chce. Właściwie to powinniśmy wesprzeć naszego byłego kolegę. Nie sądzicie? Jest o klasę lepszy od całej tej zgrai z przypadku i nieszczęścia. – Uśmiechnęła się ironicznie i znów rzuciła do Dimy: – Już coś tam wyczytałeś? Nasz Bonduś ma jakieś zdanie?
– Nawet gdybyśmy chcieli, trudno byłoby mu zaszkodzić – zaczął Dima. – Kawaler, bezdzietny, żadnych skandali. Piętnaście lat wzorowej służby i sporo donosów, a to o czymś świadczy. Jeśli dobrze wykonamy swoją pracę, tylko zrobimy mu przysługę. Może Olgierd Rubecki jest jakąś nadzieją dla tego kraju. A może pod maską patrioty kryje się zwykły fake, taki sam cwaniak jak inni, krętacz i manipulant. – Wszyscy zamilkli, jakby dotarła do nich prosta prawda. – Musimy to sprawdzić. Więc jaki masz plan, Roman?
– „Plan” to za duże słowo. Założymy mu obserwację na kilka dni. Pewnie się zorientuje, ale nie będziemy nad tym płakać… – Roman zdjął okulary i zaczął je przecierać chusteczką. – Zrozumie, że jest obrabiany przez Agencję…
– A może po prostu porozmawiać z nim i powiedzieć mu prawdę – wtrąciła Monika. – Po co takie dziecinne podchody? To naiwne.
– Nie możemy tego zrobić – odparł Roman, zakładając okulary na czoło. – Tak, Dima ma rację, Olgierd Rubecki to teraz polityk, więc musimy mieć do niego ograniczone zaufanie. Polityka zmienia ludzi, nawet takich jak on… i my. Niestety… mamy wiedzę i doświadczenie w tej kwestii. Ale możemy mu coś podpowiedzieć. – Opuścił okulary na nos i rozejrzał się po pokoju. – Robimy standardowo. Monika i Dima zajmą się obserwacją Olgierda: obejrzą sobie jego dzień powszedni w realu oraz poznają jego znajomych i przyjaciół… Wiecie, co macie robić. Ela i Witek będą was zmieniać i też zajmą się jego dniem powszednim, znajomymi i przyjaciółmi, tyle że w świecie wirtualnym.
– Dobrze, a co z materiałami dotyczącymi jego słynnej akcji w Iraku? Jaki to był kryptonim? – zapytał Dima, podając teczkę Monice.
– „Sindbad”… chyba – odezwała się Ela.
– Aaa… tak. To przecież kamień węgielny Olgierda jako polityka – ciągnął Dima. – W personalnej sprawie nic nie ma na temat tej operacji, a nie będziemy chyba opierać się na gazetach. Rzeczywistość wygląda inaczej niż przekaz medialny. Mylę się?
– Ani trochę – odpowiedział Roman. – Problem w tym, że teczka, z oczywistych powodów, jest w sejfie WBW. Pilnuje jej naczelniczka Gerber, ale teraz jest w delegacji, wraca w czwartek, a ja wolę, by nikt nie zauważył, że zajmujemy się Rubeckim. Dobrze… analiza materiałów to moja działka.
– Późno – wtrąciła się Monika. – Zdążysz? Wątpię.
– Zależy, co tam jest i ile tego jest – uściślił Dima. – Przypuszczam, że sprawa musi być opasła. To nie była pierwsza lepsza operacja, tylko akcja dekady albo i wszech czasów. I sporo ludzi w niej uczestniczyło. Więc…
Roman pomyślał, że Dima ma rację, ale od razu do niego dotarło, że musiałby wtedy odwołać wyjazd w Bieszczady, a to nie wchodziło w grę i nie było takiej sprawy w Agencji, która mogłaby temu przeszkodzić. Zawsze wyjeżdżali z Bronkiem, żeby nie być w Warszawie w rocznicę wypadku Hani ani w dniu jej śmierci, czyli przez te dwa tygodnie, kiedy trwali przy jej łóżku. Hania była żoną Romana i siostrą Bronka, więc łączyła ich więź nie tylko dzieciństwa, ale też miłości i śmierci. Nie mogło być silniejszego związku, przynajmniej dla nich, ale o tym