Odwet. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Odwet - Vincent V. Severski страница 8
Zauważyła, że Roman od jakiegoś czasu wierci się w fotelu i odpływa gdzieś myślami. Miała wrażenie, że chce coś powiedzieć, ale szuka właściwych słów i czegoś się obawia. To było dziwne, bo nigdy się tak nie zachowywał. Monika ufała jednak swojemu trzeciemu oku i patrzyła na niego z mieszaniną niepokoju i zaskoczenia. Czuła jednak, że to nie może być nic złego.
– Chcesz nam coś powiedzieć, Roman? – Nie wytrzymała. – Coś się stało?
– Nie, nic… nic takiego – odparł niepewnie. – A właściwie to tak. Mam wam coś ważnego do zakomunikowania. – Zdjął okulary i zaczął je przecierać.
Wszyscy wiedzieli już, że Roman jest naprawdę przejęty.
– No więc… – odezwał się zaniepokojony Dima.
– No więc… – powtórzył Roman – no więc tak, nasz zespół się rozrasta… no i… – Założył okulary i spojrzał na cztery wpatrzone w niego twarze.
– No i co? – dopytał Dima.
– Ktoś do nas dołączy? – dorzuciła Monika.
– Tak.
– Rany boskie, Roman! Wyduś to w końcu z siebie – zaniepokoił się Dima. – Ktoś do nas dołączy, i dobrze! W czym masz problem? My się cieszymy… prawda? – Uśmiechnął się do Moniki, która jednak nie zareagowała i wyglądała na szczerze zaskoczoną.
– Tak, po sprawie Pańskiego doszedłem do wniosku, że Sekcja jest zbyt słaba, wystawiona na niebezpieczeństwo nawet na własnym terenie, a przecież to nie koniec naszego funkcjonowania i zawsze może być gorzej. Na świecie coraz goręcej, i to nie z powodu ocieplenia. – Roman spróbował zażartować, ale tylko Dima wciąż się uśmiechał. Witek i Ela słuchali go w skupieniu. – Widzicie, co się dzieje, a politycy są coraz bardziej ogłupiali, coraz słabsi, znerwicowani, klaun prezydentem USA, w Rosji monarchia dziedziczna, a u nas…
– Roman, na litość… daruj! – przerwała mu Monika. – My to wszystko wiemy. Kto do nas przychodzi?
– Uznałem, że potrzebny jest nam specjalista od broni, walki, obserwacji, ktoś doświadczony. Chciałbym, żebyście bardziej się skupili na analizach… rozpracowaniu…
– Dajemy radę, ale na pewno ktoś taki nam się przyda – przerwał mu Dima. – Prawda? – Przebiegł wzrokiem po zebranych, wyraźnie dając znać, że mają Romana poprzeć i pokazać mu, że cieszą się z jego decyzji.
– Pewnie, szefie! I to bardzo! – odezwał się Witek z niepewnym entuzjazmem, a Ela pokiwała głową.
Tylko Monika milczała. Zrobiło jej się smutno. Domyśliła się, że Roman powiększa Sekcję, bo przygotowuje się do odejścia. Powoli będzie wtajemniczał Dimę w swoje kompetencje, wyciągnie go z cienia Sekcji, wprowadzi do centrali Agencji, w świat szefów i polityki. I nic już nie będzie takie jak kiedyś. Dima zostanie szefem, a Roman zniknie z jej życia. Poczuła ucisk w dołku i pomyślała, że jeśli zaraz nie wyjdzie, to rozpłacze się na oczach wszystkich. Podniosła się i z ostentacyjną obojętnością poszła do łazienki.
Wszyscy czuli, że coś się dzieje, ale tylko Monika wiedziała co i dlaczego. Nie myliła się. Roman zaczynał się zastanawiać nad swoim odejściem. Miał to być główny temat ich rozmów w Bieszczadach, bo Bronek nosił się z takim samym zamiarem. Dawno już sobie obiecali, że żaden nie zostanie w służbie dłużej niż miesiąc po odejściu pierwszego. Potem kupią sobie domek w Solinie i zamieszkają w nim na stałe.
Roman od początku zakładał, że Monika natychmiast się połapie, dlaczego postanowił przyjąć nową osobę do Sekcji, ale nie był pewien, jak zareaguje. Nie chciał jej sprawiać bólu. I nie wiedział, czy postępuje słusznie, bo może powinien powiedzieć im to wprost, od razu. Dlatego był tak zdenerwowany. Ale musiał zrobić ten pierwszy krok bardzo delikatnie.
Wiedział, że poszła do łazienki wytrzeć oczy i nos. Musiał na nią zaczekać, jeśli miał im powiedzieć prawdę. Nie mógł już dłużej ukrywać swojej decyzji, którą dopiero planował podjąć. Ale bez ich zgody nie mógł tego zrobić i chciał im to wytłumaczyć.
Monika wróciła po minucie. Tylko Roman zauważył jej delikatnie zaczerwieniony koniec nosa. Usiadła na swoim miejscu z wyraźnym fochem.
– Naszym nowym kolegą będzie… – Roman spojrzał w stronę Witka i Eli – wasz kolega z Wydziału Q, Lutek.
Z rogu pokoju rozległ się przeciągły gwizd i głośny okrzyk radości Eli.
Dima i Monika spojrzeli na siebie zaskoczeni. Nie wiedzieli, kim jest Lutek, ale uśmiechnęli się do siebie, widząc tak spontaniczną reakcję młodych.
– Rozumiemy, że to dobry wybór – odezwał się Dima. – Wydział Q… świetna rekomendacja.
– Zaraz wam o nim opowiem, a jak coś pokręcę, to Witek i Ela mnie poprawią. – Roman umościł się w fotelu i spoważniał. – Wcześniej jednak muszę o czymś was poinformować. Nie podjąłem jeszcze decyzji, kiedy dokładnie… – spuścił wzrok – ale zamierzam przejść na emeryturę i powinniśmy powoli zacząć się na to przygotowywać. Nasza Sekcja będzie pracować dalej.
| 6 |
Monika Arent – córka Bogumiła, weterynarza, i Marii, nauczycielki – urodziła się dwudziestego czwartego grudnia o osiemnastej, więc nikt nie mógł być obojętny wobec tego wydarzenia. Konserwatywna rodzina ojca uważała, że to znak boży, a jeszcze bardziej konserwatywni krewni matki traktowali to jako profanację. Monika zawsze dostawała wspaniałe prezenty pod choinkę, ale oprócz rodziców nikt życzeń urodzinowych jej nie składał. W dzieciństwie jednak liczyły się głównie prezenty, a nie życzenia, więc Monika bardzo lubiła Boże Narodzenie.
Już w szkole podstawowej odkryła w sobie zamiłowanie do rysowania, kolorowania i lepienia, które z każdym rokiem się pogłębiało, absorbując ją czasowo i intelektualnie. W szkole średniej zamieszkała w internacie i na krótko wsiąkła w środowisko punków, po czym zostało jej sporo przekłuć i bardzo dobrych graffiti w okolicach dworca w Mońkach. Był to okres buntu i szaleństwa hormonów, więc Monika, ku uldze rodziny, rzadko przyjeżdżała do domu i przestała drażnić sąsiadów swoim wyglądem.
Okres punkowania zakończył się jednak gwałtownym i głębokim wstrząsem. Okazało się, że Monika zupełnie zapomniała o matematyce, co groziło jej powtarzaniem trzeciej klasy. Jednej nocy zniknęły więc wszystkie kolczyki, pióropusz spłynął w toalecie, a glany wylądowały w śmietniku. Mimo tej odmiany dalej nie przyjeżdżała na rodzinne święta do Komornicy. Wzięła się ostro do nauki i zdała maturę z wyróżnieniem.
Wiedziała już, kim chce być, i przez całą czwartą klasę przygotowywała się do egzaminu na Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie. Dostała się za pierwszym razem, co zaskoczyło ją samą. Nie była już tylko maturzystką z Moniek i kiedy pierwszy raz wchodziła do gmachu na Krakowskim Przedmieściu jako studentka malarstwa, czuła, jakby jej płuca wypełniało