Głód. Graham Masterton
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Głód - Graham Masterton страница 20
Sally przyglądała im się znad swojego talerza, bardzo zdziwiona. Season dotknęła palcem swoich ust, nakazując mu milczenie przy małej córeczce. Ale kilka minut później powiedziała cicho:
– Wiesz przecież, że tak właśnie zrobię.
Poranne słońce padało na stół poprzez okna. Z Dilys krzątającą się w kuchni w nieodłącznym bawełnianym fartuchu w kratę, scena ta przypominała bezsensowne seriale z lat pięćdziesiątych, w których wszyscy sąsiedzi byli dla siebie przyjaciółmi, opychali się płatami boczku i całymi pętami tłustej kiełbasy, i nie spotykało ich nigdy nic gorszego niż rzadkie, krótkotrwałe sąsiedzkie nieporozumienia.
– Zatelefonuję do ciebie, jak tylko znajdę się na miejscu – powiedziała Season, kiedy zbliżali się do portu lotniczego. Wkrótce Ed obserwował, jak wielki DC 10 kołuje na pas startowy. Zapach startującego samolotu przeniknął urządzenia klimatyzacyjne samochodu i Ed poczuł się nagle bardzo samotny, wręcz przerażony, jakby nigdy już nie miał zobaczyć Season, trzymać jej w objęciach i kochać się z nią.
Podjechał do hali odlotów.
– Nie kupiłem ci nic na drogę – powiedział do Season. – Chcesz jakąś książkę, kolorowy magazyn coś w tym rodzaju?
Season przecząco potrząsnęła głową.
– Nie, dziękuję, mam wiele rzeczy do przemyślenia. A Sally nigdy jeszcze nie leciała nad Wielkim Kanionem. Myślę, że podczas lotu obie będziemy bardzo zajęte.
Przyciągnął ją do siebie.
– Cóż – powiedział dziwnie ochrypłym nagle głosem. – Chciałbym, żebyś jednak wzięła ze sobą coś ode mnie.
Popatrzyła na niego, lecz nic nie powiedziała. Ed opuścił głowę; zdawało mu się, że w ten sposób łatwiej będzie mu się opanować.
– Chciałbym, żebyś zabrała ze sobą moją miłość – odezwał się z nadzieją, że te słowa nie brzmią zbyt sztucznie. – Chcę, żeby we wszystkim, co robisz, towarzyszyła ci myśl o mnie. Kocham cię, Season, i pragnę, abyś zawsze była ze mną.
Pocałowała go wilgotnymi, ciepłymi ustami.
– Również cię kocham, Ed. Naprawdę, bardzo cię kocham. Bardzo będę za tobą tęskniła. Jednak jadę, bo wiem, że kiedy powrócę, wszystko już będzie dobrze.
– Dlaczego nie jedziesz z nami, tato? – zapytała Sally. – Moglibyśmy razem pływać i robić tyle innych rzeczy. Ciocia Vee powiedziała, że zabierze mnie nad ocean.
Ed odwrócił się do niej i ujął jej rękę.
– Muszę zebrać pszenicę z pól, kochanie, bo jeśli tego nie zrobię, to w przyszłym roku nie będziemy mieli co jeść.
– Kocham cię, tatusiu – powiedziała Sally. – I Merry kocha cię również.
Ed ucałował ją.
– Kocham cię, maleństwo.
Wysiadł z samochodu. Dzień był już niemiłosiernie gorący, mimo że ładnych kilkunastu minut brakowało do godziny dziesiątej. Odbite od połyskliwego kamiennego chodnika promienie niemal oślepiały. Ed otworzył tylne drzwi samochodu i wyciągnął walizki. Już na nie czekał bagażowy o jasnoczerwonej twarzy i włosach obciętych na jeża.
– Los Angeles? – zapytał.
Ed pokiwał głową. Następnie obszedł auto, żeby otworzyć drzwiczki dla Season i Sally.
– Posłuchaj – powiedział do Season. – Nie będę już czekał. Mam umówione spotkanie z doktorem Bensonem w laboratorium.
Season objęła go czule.
– Do zobaczenia, Ed – szepnęła. Płakała. Wzięła Sally za rękę i obie powędrowały ku błyszczącym drzwiom budynku odlotów. Ed obserwował je, aż zniknęły, po czym wyciągnął chusteczkę i otarł pot spływający mu po szyi. Być może ścierał też z siebie część ogromnego napięcia, jakiemu poddane były wszystkie jego nerwy. Usiadł w fotelu kierowcy i włączył silnik.
Na moment zamknął oczy.
Tego ranka nie chciał już rozmawiać z Season o problemach z pszenicą. Przyznał jedynie, że sytuacja pogorszyła się, lecz jest pewien, że wkrótce zostanie całkowicie opanowana. Nie powiedział jej, że już o szóstej trzydzieści, kiedy pijąc kawę, czytał poranne gazety, Willard przybiegł do niego i oderwał go od tej czynności. Nie powiedział, że Willard zdążył powrócić z helikopterowego rekonesansu nad farmą.
Willard stwierdził, że przynajmniej ósma część zasiewów sczerniała w ciągu nocy i że zaraza rozszerza się jeszcze szybciej niż do tej pory. Jeśli do poniedziałku lub najpóźniej do wtorku sytuacja nie zostanie opanowana, stracą wszystko.
Ed pokazał Willardowi poranny „Kansas City Herald-Examiner”. Biorąc pod uwagę skalę zjawiska i to, że wielu farmerów z Kansas zostało już nim dotkniętych, doniesienia na ten temat były dziwnie oszczędne. Godne uwagi były jedynie wzmianki na trzeciej stronie. „Nasz reporter z terenu” donosił, że „kilku farmerów zanotowało na swych polach niezidentyfikowaną do tej pory chorobę dojrzałej pszenicy”. Rubryka „Z Waszyngtonu” donosiła lakonicznie, że „w laboratoriach federalnych badane są przyczyny nieszczęścia i poszukiwane są sposoby zapobiegania podobnym zdarzeniom w przyszłości”.
Najbardziej jednak zdenerwował Eda telefon od Waltera Klugmana, właściciela sąsiedniej farmy, który chciał sprawdzić, czy sytuacja na South Burlington jest podobna jak u niego.
– Cholera, Ed, zdaje się jednak, że jesteś w lepszej sytuacji – powiedział. – U mnie zgniło już ponad trzydzieści procent pszenicy i jeśli szybko czegoś nie wymyślimy, po prostu wszystko spalę.
Gdy Ed z Willardem włączyli telewizor, aby wysłuchać porannego dziennika, stwierdzili, że wszystkie informacje na temat zarazy zbożowej są powierzchowne i traktują kryzys lekceważąco.
– Dla farmerów z Kansas i Północnej Dakoty nie będzie to najlepszy rok – raportowało ABC. – W tych dniach poważnym zmartwieniem stał się dla nich tajemniczy pasożyt, który już całe akry dojrzałej pszenicy zamienił w łany czarnej, śmierdzącej zgnilizny. Mówi się już jednak, że naukowcy, którzy natychmiast zajęli się sprawą, opanowali problem i wkrótce wszelkie zagrożenie zostanie zlikwidowane. Ponadto senator Shearson Jones, od lat określany jako „przyjaciel farmerów”, zapowiedział powołanie specjalnego funduszu pomocy finansowej dla tych, którzy z powodu zarazy ucierpieli najbardziej.
Nalewając kawy do filiżanki, Willard potrząsnął głową i aż zagwizdał.
– Ucierpieli? Jak tak dalej pójdzie, to po prostu stracimy wszystko.
Przejeżdżając przez Wichita Ed włączył radio w samochodzie, ale żaden dziennik nie wspominał o zarazie. Zamiast tego Ed wysłuchał długiej opowieści o nauczycielu, który próbował przywrócić obowiązkowe modlitwy w swojej szkole.
– Ta