Ernest Hemingway. ОтÑутÑтвует
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Ernest Hemingway - ОтÑутÑтвует страница 12
– Właśnie tak. Tym właśnie wszyscy jesteście – zawtórowała Panna Stein. – Wszyscy wy, młodzi, którzyście poszli na wojnę. Jesteście straconym pokoleniem.
– Czyżby? – zapytałem.
– Owszem – odparła z uporem. – Nie szanujecie niczego. Zapijacie się na śmierć…
– Czy ten młody mechanik był pijany? – spytałem.
– Ależ skąd.
– A czy widziała mnie pani kiedyś pijanego?
– Nie. Ale twoi koledzy piją.
– Mnie też zdarzało się upić – zauważyłem – ale nie przychodzę do pani pijany.
– Oczywiście, że nie. Przecież tego nie powiedziałam.
– Szef chłopaka zdążył się zapewne urżnąć jeszcze przed jedenastą rano – dociekałem – i pewnie stąd z jego ust takie piękne, okrągłe zdania.
– Nie odszczekuj się, Hemingway – odparowała Panna Stein – bo nic ci to nie da. Jesteście straconym pokoleniem, wszyscy co do jednego, tak jak powiedział właściciel warsztatu99.
Hemingway próbuje ironizować, ale wyraźnie czuje się urażony ostrą wypowiedzią pisarki, którą podziwia i szanuje. Starając się delikatnie wskazać Gertrudzie Stein niestosowność uogólnienia, które byłby (może) skłonny wybaczyć myślącemu nieskomplikowanymi kategoriami właścicielowi warsztatu, ale którego nie może pominąć milczeniem, kiedy pozwala sobie na nie najwyższej próby intelektualistka, pisarz próbuje podjąć z nią racjonalny dialog zapewne w nadziei, że jego mentorka i przyjaciółka zrewiduje swoje zdanie. Ta wszelako uparcie trwa przy swoim stanowisku i brutalnie ucina rozmowę, odbierając młodszemu pisarzowi możliwość kontynuowania światopoglądowych negocjacji. Mimo to ostatnie słowo należy jednak do Hemingwaya: argumenty nigdy niewypowiedziane w przedwcześnie zakończonej rozmowie trafią ostatecznie na karty jego wspomnień100.
Znacznie później, kiedy moja pierwsza powieść miała iść do druku, podjąłem próbę zrównoważenia cytatu, który Panna Stein zaczerpnęła z wypowiedzi właściciela warsztatu, mottem z Eklezjastesa. Ale maszerując do domu tamtego wieczora, myślałem nieustannie o chłopcu z warsztatu; zastanawiałem się czy i jego nie zwieziono z pola bitwy jedną z tych przerobionych w naprędce na karetkę ciężarówek. Przypomniałem sobie, jak kierowcy, których auta napakowane były do niemożliwości rannymi palili hamulce, zjeżdżając w dół stromymi górskimi drogami, hamując biegami, a w końcu wrzucając wsteczny, i jak ostatnie z tych karetek przemierzały zbocza puste, żeby można było je zastąpić dużymi Fiatami z porządnymi skrzyniami biegów i metalowymi klockami. Myślałem o Pannie Stein i o Sherwoodzie Andersonie, rozpamiętywałem egotyzm i intelektualne lenistwo, i zachodziłem w głowę nad tym, kto kogo faktycznie ma prawo wyzywać od straconego pokolenia. I kiedy zbliżałem się już do Closerie des Lilas, oświetlając latarką brązową figurę mego starego przyjaciela – ożywiony grą cieni i przesączającego się przez liście światła posąg marszałka Neya – dzierżącego w dłoni obnażoną szablę, samotnego, bez wsparcia, z pełną świadomością kipiszu, jaki spowodował pod Waterloo – skonstatowałem, że wszystkie pokolenia są z jakiegoś powodu stracone, zawsze były i zawsze będą. I zatrzymałem się przy Lilas, by dotrzymać rzeźbie towarzystwa i wypić zimne piwko zanim wrócę do domu, do mieszkania nad tartakiem. Ale siedząc tam z piwem w ręku, patrząc na pomnik i próbując przypomnieć sobie, ile dni Ney przewalczył z bronią w ręku, kiedy francuska ariergarda wycofywała się spod Moskwy, spod której Napoleon, w towarzystwie Caulaincourta, umknął już wcześniej powozem, pomyślałem sobie o tym, jaką ciepłą i serdeczną przyjaciółką była dla mnie dotąd Panna Stein i jak pięknie zwykła była mówić o Apollinairze i o jego śmierci w dniu Rozejmu z 1918 roku, kiedy to tłum skandował „à bas Guillaume”, a Apollinaire, trawiony delirium, myślał, że to właśnie jego tłum atakuje. I postanowiłem, że zrobię co w mojej mocy, żeby ją wspierać, i że o to, by świat doceniał jej znakomitą pracę będę dbał, dopóki sił mi wystarczy – tak mi dopomóż Bóg i Mike Ney. Ale do diabła, mogłaby sobie darować całą tę gadkę o straconym pokoleniu i wszystkie zafajdane, proste etykietki101.
Komentując opisywane zajście, pisarz nie kryje rozczarowania brakiem pogłębionej refleksji ze strony Gertrudy Stein ferującej, delikatnie rzecz ujmując, nieszczególnie empatyczną ocenę osób z jego środowiska, w tym także jego samego. Właściciel warsztatu, udzielając reprymendy mechanikowi, ucieka się wszak do generalizacji niemającej związku z doświadczeniami wojennymi pokolenia reprezentowanego przez młodego człowieka (który przecież mógł nie wiedzieć, kim jest Gertruda Stein i dlaczego jej samochód musi być naprawiany w pierwszej kolejności), a więc generalizacji podobnej do tej, którą przypisuje się często Sokratesowi: „[n]asza młodzież ma dziś silne pragnienie luksusu, ma złe maniery, pogardza władzą i autorytetem, brak im poszanowania dla starszych. Wolą zajmować się bzdurami zamiast nauki […]”102. Używając pojęcia génération perdue, krytykuje postawę „młodych”, w domyśle zakłada, że „niegdyś” młodzież była „lepsza”, że ta „dzisiejsza” jest nic niewarta i szkoda dla niej zachodu. Stein pozwala sobie na podobne uogólnienie, mówiąc Hemingwayowi, że jego pokolenie „nie szanuje niczego” i „zapija się na śmierć”. Jednak natychmiast zawęża krytykowaną grupę do osób naznaczonych piętnem wojennej traumy: „Właśnie tym jesteście. Wszyscy wy, którzy służyliście podczas wojny. Jesteście straconym pokoleniem”.
Mimo upływu czasu poirytowanie pisarza nie mija. W świetle jego wspomnień wydaje się jasne, że Stein przekroczyła granicę etykiety, nie tylko przyjmując postawę roszczeniową (pierwszeństwo w obsłudze samochodu), ale także przyznając sobie prawo do tego, by wtórując właścicielowi warsztatu, autorytarnie postponować całe pokolenie ludzi, którzy starli się z bezsensownym okrucieństwem militarnego konfliktu i zapłacili za to kolosalną cenę. Zdaje się nie pamiętać, że jej pokolenie uczestniczyło w Wielkiej Wojnie jedynie pośrednio i dziś cieszy się względnym komfortem wyłącznie dzięki temu, że to „stracone”, od którego wyraźnie się odcina, trafiło na całopalny stos, złożone w ofierze przez polityków. Kierująca się chwilowym impulsem pisarka, być może nie w pełni świadomie, uderza w czułą strunę Hemingwaya: „Jesteście straconym pokoleniem” – czyli jakim? Takim, które straciło na wartości w wyniku wojny, a więc w którym nie należy pokładać nadziei? Takim, które nie wniesie już istotnego wkładu w rozwój świata i jego świetlaną przyszłość, a więc „straconym” z punktu widzenia optymistycznego, modernistycznego projektu poddanego rewizji przez wojnę? Jak to możliwe, żeby komukolwiek przeszło przez myśl, by pokolenie weteranów podsumować jako generację bezwartościowych alkoholików? A jednak – owszem, to możliwe, a nawet nierzadkie: pisarzowi nieobcy jest złośliwy chichot historii. Być może właśnie dlatego generał Michel Ney – wielokrotnie ranny w służbie Francji bohater spod Valmy, Neerwinden, Mainzu, Neuwied, Mannheim, Magdeburga, Innsbrucku, bohater kampanii rosyjskiej, Marszałek Imperium, zwycięzca wielu bitew i wielki przegrany spod Waterloo, który po upadku Napoleona został oskarżony o zdradę przez francuską Izbę Parów, skazany i rozstrzelany – okazuje się postacią wyjątkowo
99
Ernest Hemingway,
100
Wspomnienia i notatki pisarza – zebrane i zredagowane przez Mary Hemingway – opublikowane zostały dopiero w 1964 roku, pod wspólnym tytułem
101
Ibidem, s. 46.
102
Cyt. za: artykułem podpisanym inicjałami J. B.,