.
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу - страница 12
– W tym Londynie nie jest tak źle. – Z uśmiechem od ucha do ucha spragniony Jasem wypija kolejne piwo. – Może jakoś przeżyjemy? – zwraca się do swoich kolegów, poznanych na uniwersytecie, na który wcale nie chciał iść. London School of Economics. Nigdy żadną ekonomią się nie interesował. Nie miał takiej potrzeby. Matka pakowała w niego pieniądze, chcąc zagłuszyć wyrzuty sumienia, a i ojciec, dyrektor szkoły muzycznej, przy swoich niewielkich potrzebach, gwarantował mu całkiem dostatni żywot. – Na jeszcze jedną nóżkę? – Proponuje Sajfowi al-Islam Kaddafiemu57, który jako syn potężnego libijskiego dyktatora opływa we wszelkie dostatki, i księciu Anwarowi al-Saudowi, który tonie w petrodolarach oraz własnym tłuszczu.
– Pewnie, pewnie. – Saudyjczyk nigdy nie odmówi ani jedzenia, ani napitków. Ile trzeba jeść, żeby ważyć sto osiemdziesiąt kilogramów, tego Jasem nie jest w stanie sobie wyobrazić. – Może coś do tego przekąsimy? – Jak zawsze grubas pragnie papu. – Głodny się robię.
Na to oświadczenie towarzysze obżartucha wybuchają śmiechem. Jasem z jednej strony nim gardzi, ale też nie może go nie lubić, bo młokos jest pogodny i dobrotliwy, naiwny jak cielę i oddany całym sercem tym, którzy okażą mu choć odrobinę zainteresowania.
– Zamówię coś w pubie Swan. Zjemy w domu – wychodzi z propozycją Sajf.
– Dobra. – Anwar już się oblizuje. – Ja poproszę dwa… nie, trzy podwójne burgery. – Szczupli koledzy ponownie chichrają. – I niech będą z bekonem, tylko dobrze wypieczonym – instruuje obżartuch.
– Przypominam panu Obeliksowi58, że to będzie double59 haram. – Libijczyk, który w ogóle nie przestrzega szariatu, robi sobie hece.
– Do diabła z tym. – Wahabita się nie przejmuje. – A ty, Jasem? – Jest ciekaw zamówienia kumpla, bo grzeszyć zawsze raźniej w grupie.
– Co ja? Ja na pewno nie wezmę trzech. – Podśmiechuje się. – A bekon i owszem, przecież jestem Brytyjczykiem.
– Dobra, dobra, panie Syryjczyk. – Wydaje im się, że wszystko o sobie wiedzą, bo jak na razie z niczego nie robią tajemnic. – To szybciutko zamawiajmy. – W Anwara wstępują nowe siły. – Powiem ochroniarzom, żeby się zbierali. – Kieruje się do drzwi wielkiego, osiemdziesięciometrowego salonu i prawie biegnie korytarzem do służbówki, którą zajmują jego pracownicy.
– Czekaj! – woła organizator wyżerki. – Dzisiaj załatwi to mój człowiek.
– Ale czemu? Przecież ja mam aż trzech darmozjadów, którzy nie mają nic do roboty.
– Nie licytujmy się. – Starszy kolega o negocjatorskich zdolnościach zawsze potrafi postawić na swoim. – Dzisiaj poznacie mojego szczególnego pracownika. A twoi ludzie mogliby się zająć czymś innym.
– Na przykład? Wynoszeniem śmieci? Sprzątaniem? – Gospodarz zatacza ręką krąg, pokazując swoje luksusowe lokum w najbardziej ekskluzywnej dzielnicy Londynu Knightsbridge przy Hyde Parku. Wszystko tu aż lśni od czystości, bo wraz z księciem przyleciały azjatyckie sprzątaczki i kucharki.
– Na przykład… – Sajf zawiesza tajemniczo głos i figlarnie mruga okiem. – W końcu moglibyśmy zorganizować jakąś wspólną imprezkę. Mamy metę w genialnej lokalizacji i wystarczające fundusze.
– Niezły pomysł, ale… – Niezbyt zachwycony Anwar z rezygnacją klapie na swój ulubiony wielki fotel. Nie rwie się do tego pomysłu, bowiem na salonach czuje się jak słoń w składzie porcelany. – Kto miałby przyjść do nikomu nieznanego saudyjskiego opasłego gówniarza? – Pomimo tytułów i bogactwa inteligentny książę patrzy na siebie trzeźwym okiem.
– Twój sekretarz zapewne wie, jak książętom i szejkom z Zatoki organizuje się party, więc daj mu wolną rękę, a ja podrzucę parę numerów telefonów, żeby nie były to tylko bajzel i jebanko w waszym bliskowschodnim stylu. – Libijczyk jest szczery aż do bólu. – Dobrze by było zorganizować kreatywne spotkanie wyższych sfer. Dzięki temu załapiesz się do rurociągu towarzyskiego.
– Co ty na to, Jasem? – Saudyjczyk znów chce poznać opinię swojego rówieśnika.
– Ja tu tylko sprzątam. I tak czasami zastanawiam się, co w ogóle z wami robię. Nie zaliczam się raczej do elit.
– Co ty gadasz, człowieku?! – oburza się Sajf. – Chciałbym mieć taką matkę jak twoja. Jesteś szczęściarzem. – Syryjczyk poważnieje, a jego oczy stają się zimne jak stal. – Załatwisz nam kiedyś wejściówkę na koncert?
Libijczyk błyskawicznie wyczuwa napięcie i znów powraca do błaznowania. Z tymi nieopierzonymi gówniarzami nie trzyma się po to, żeby poruszać poważne tematy. Z nimi ma się bawić i relaksować. Dość traumy ma w domu, w Libii. A i tutaj załatwia dla tatusia wszystkie śmierdzące sprawy. Widać, każdy niesie swój krzyż, podsumowuje reakcję chłopaka.
Po piętnastu minutach rozlega się dzwonek do drzwi i wybucha małe zamieszanie.
– Nic wam nie przekażę, bo mam wręczyć przesyłkę do rąk własnych mojego pana. – Słychać podniesione głosy i szamotaninę.
– Mustafa, wchodź! – woła Sajf.
– Wpuścić go – potwierdza Anwar.
Do salonu wchodzi jak żywy Sajf al-Islam Kaddafi, którego bliźniacza wersja siedzi rozparta na sofie i uśmiecha się szelmowsko.
– Co?
– Ale jaja!
– Niesamowite!
Syn sławnej matki i rodowity książę przekrzykują się ze zdumienia.
– Niewiarygodne!
– Wiecie, w takich reżimowych krajach jak Libia musimy mieć bazę sobowtórów. – Zaśmiewa się zadowolony dowcipniś. – Mój ojciec ma pięciu, a jeden wypisz wymaluj Muammar. Trzymamy go na specjalną okazję.
– Jaką? – Głupio wyrywa się Anwarowi, który z systemem rządzenia ma niewiele wspólnego.
– Szczególną.
– Ale ten Mustafa to skóra zdjęta z ciebie. – Jasem obchodzi dookoła mężczyznę, dumnego ze swojej pozycji i roli. – Nawet ja dałbym się nabrać.
– Nie gadaj! Ma jeden mankament. Jedną wyróżniającą go cechę, którą wcześniej czy później trzeba będzie poprawić.
– Ależ nie! Absolutnie! Gdzie?
56
Brytol (slang, pejoratywnie) – Brytyjczyk.
57
Indeks nazwisk.
58
Obeliks – postać z francuskiego cyklu komiksów
59