Arabski książe. Tanya Valko

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Arabski książe - Tanya Valko страница 10

Arabski książe - Tanya Valko Arabska żona

Скачать книгу

o twojej umowie z Royal Opera House w Londynie. Dostałeś zaliczkę… – przerywa, bo brak jej tchu – …zaliczkę w wysokości dwudziestu tysięcy funtów, a mnie co powiedziałeś? Pięć tysięcy! Tylko pięć pieprzonych tysięcy!

      Jasem nic nie rozumie z rozmowy rodziców, ale podekscytowanie matki i jej krzyki, a także zimny, stalowy wręcz głos ojca powodują u niego drżenie serca.

      – Kochanie, jeszcze nie dostałem całej kwoty…

      – Znów kłamiesz! – Wrzask Muniry rozsadza bębenki w uszach. Aż dziw, że nikt w całej kamienicy nie reaguje. – Kłamca! Kłamca! Kłamca! – powtarza kobieta jak dziecinną wyliczankę.

      – Anti taliq49. Anti taliq. Anti taliq. – John jakby dołączył do zabawy, bo też bębni w kółko te same słowa.

      – Oszalałeś? – Munira wybucha śmiechem, ale mężczyźnie wcale nie jest wesoło, bo właśnie w tej chwili wysycha jego jedyne źródełko niemałych dochodów.

      – Rozwodzę się z tobą, ty szarmuto – oznajmia z całą brytyjską oziębłością i wyniosłością. – Mam dość twojego kurewskiego prowadzenia się, karczemnych awantur i zachowania rodem ze straganu. Śpiewaj sobie znów w knajpach i wątpliwej jakości arabskich teatrzykach. Jesteś skończona. Ja chcę tylko odzyskać moje życie i moją godność.

      – Życie biedaka – prycha kobieta. – Godność zwykłego zjadacza chleba. Nikogo, o kim warto by pamiętać. O kim zapomina się zaraz po zamienieniu z nim dwóch słów. Proszę cię bardzo, rozstańmy się, ale by otrzymać rozwód, potrzebni są prawnicy, notariusz lub sąd. Bełkocząc coś po arabsku, możesz się rozejść co najwyżej z pasterką kóz. Trzeba ustalić podział majątku, a ja z pewnością wyegzekwuję moje pieniądze. Musisz również zagwarantować swojemu synowi dobre zagraniczne wykształcenie. Wy, Europejczycy, jesteście takimi propagatorami demokracji, więc liczę na twoje wielkopańskie maniery. Chyba nie skrzywdzisz dziecka ani kobiety, matki twojego syna. Jako że to ty – podkreśla – zażądałeś rozwodu, co cała rodzina i wszyscy sąsiedzi wyraźnie słyszeli i zrozumieli, bo wypowiadałeś się po arabsku, mój ty wspaniały poligloto, będziesz musiał zapłacić odszkodowanie za porzucenie żony. Tak to u nas wygląda. Nie trafiłeś na kozojebców, za jakich nas uważasz, lecz na nowoczesnych Arabów. A teraz – przerywa, by nabrać powietrza w swoje piękne karminowe usta – imszi barra50!

      – Imszi barra! – drze się strażnik, który przypomina sobie o torturowanym w izbie kaźni więźniu. Gwałtownie zwalnia kołowrotek z dźwignią podtrzymującą sine ręce Jasema. Zbrodniarz jak worek kartofli upada na pobrudzone ekskrementami lastriko. – Imszi! Jalla51!

      Jasem Alzani, gwiazda samozwańczego kalifatu i quasi-Państwa Islamskiego, człowiek kameleon, postać widmo, niezniszczalny osobnik, który potrafił się ukryć i uciec przed wszystkimi wywiadami świata, zostaje wrzucony do izolatki. Pada na brudne klepisko w cieszącym się najgorszą sławą więzieniu w północnej Afryce – libijskim Abu Salim. Leży nieprzytomny w swoich wciąż ciepłych odchodach i cicho jęczy. Po pewnym czasie jęk przechodzi w mruczenie, a potem w nucenie. Jeśli się dobrze przysłuchać, można rozpoznać arie operowe, które dobywają się z zaschniętego gardła…

      – Mamusia zaśpiewa ci piosenkę. – Po symbolicznym rozwodzie roztrzęsiona Munira przychodzi do swojego małego synka i nie zważając na obsikane spodnie od piżamki, przytula malca do serca. – Co ci zaśpiewać? – Dzisiaj wyjątkowo to ona potrzebuje czułości i miłości.

      – Carmen. – Maluch pomimo młodego wieku zna się na muzyce operowej jak niejeden koneser. – Arię torreadora.

      – Tę, którą całkiem nieźle grasz na fortepianie? – Matka z zadowoleniem poklepuje malca po plecach i zaczyna nucić, by po chwili teatralnym szeptem zaśpiewać na prywatnym domowym koncercie w sypialni synka, tak jakby śpiewała w La Scali.

      Oto już ucichła wrzawa,

      zamilkli wszyscy w krąg, niejeden z trwogi zbladł

      Głuche milczenie wtem na arenie,

      wzbiła się kurzawa, dziki zwierz wypadł zza krat!52

      Jasem teraz znów śpiewa z matką, tak jak te trzydzieści lat temu, a niezwykła muzyka kołysze go do snu.

      Kraty, wszędzie kraty, mury, metalowe drzwi. Zamiast sufitu nad korytarzem rozpostarto metalową siatkę, tworząc w ten sposób naturalną wentylację. Wąski hol prowadzi z izolatki Jasema do sali tortur. Co krok – po prawej i lewej stronie – znajdują się drzwi do kolejnych cel. Dwadzieścia z jednej i dwadzieścia z drugiej. Może nawet więcej. Tylko na tym poziomie. A są jeszcze co najmniej dwa piętra. I budynek jest rozgałęziony. Więzień nigdy nie spotyka w przejściu nikogo, kiedy na coraz słabszych nogach zmierza w jedną stronę. Z powrotem zazwyczaj jest odnoszony i wrzucany do celi jak kupa gnoju. Zresztą coraz bardziej tę kupę gnoju przypomina. Pamięta dokładnie, kiedy tu dotarł, ale na miejscu stracił rachubę czasu, bo dzień miesza się z nocą, wschód słońca myli z zachodem. Dlatego też nie wie, ile się nie mył, nie jadł… O piciu nie myśli, bo woda podczas tortur jest w niego wlewana w takich ilościach, że o ile całkiem nie rozerwie mu płuc i żołądka, na pewno mu jej nie zabraknie. Odkasłuje ją całymi nocami, bo zalega w obolałych płucach. Coraz częściej słyszy arie operowe, cały czas w duszy gra mu muzyka. Żeby nie umarł z wycieńczenia, kaci utrzymują go przy życiu suplementami, które wpychają mu do gardła niczym gęsi albo wstrzykują bezpośrednio do żył. Nikt o nic go nie pyta. Niczego nie chcą się od niego dowiedzieć. Po co więc te męki? Katowany nie może tego zrozumieć. Powinni przecież inwigilować go o miejsca, adresy, telefony, nazwiska, kontakty. Przynajmniej o numery jego rachunków bankowych. Czy konto ma na Kajmanach czy bezczelnie w Szwajcarii? Ich jednak nic nie interesuje. Analityczny umysł Jasema nie może sobie poradzić z tą absurdalną sytuacją, więc pogrąża się w chaosie konfabulacji i wspomnień. Co rusz wracają do niego mary przeszłości, naturalnie zmarli i tragicznie zabici przez niego ludzie, dźwięki, a nawet zapachy. Alzani, niezwykły jednak człowiek, całe życie był perfekcjonistą, więc i teraz perfekcyjnie potrafi się swym duchem teleportować z miejsca własnej kaźni.

      – Jasem, powiedz mi, o co ci chodzi? – Humorzasta i nerwowa Munira po raz kolejny ma do syna nieuzasadnione pretensje. – Czego ty chcesz, chłopcze? – Awantura oczywiście ma miejsce w rodzinnym domu, w pięknym, wielkim mieszkaniu w kamienicy na starym mieście w Damaszku, z tradycyjnym ażurowym balkonem, z którego rozpościera się niezwykły widok na starożytną cytadelę. – Co znów jest nie tak? O co biega?

      Matka, która zagląda do ojczyzny między jednym tournée po świecie a drugim, usiłuje wszystko ustawić na zaś. Na trzy miesiące lub nawet pół roku do przodu. A Jasem potrzebuje matki na co dzień. Od lat wychowuje się bez ojca, a teraz w zasadzie już bez obojga rodziców.

      – Czym ten wuj tak ci imponuje? Widzisz, dokąd zaprowadziły go jego wywrotowe poglądy? – Kobieta w typowo arabski sposób podkreśla swoją dezaprobatę, a to cykając językiem o podniebienie, a to wyginając pogardliwie wargi lub wywracając oczami.

      – Matko! Jego aresztowano w meczecie! – oburza

Скачать книгу


<p>49</p>

Anti taliq (arabski) – Jesteś rozwiedziona; Jesteś odrzucona; Oddalam cię.

<p>50</p>

Imszi barra – Spierdalać, spierdalaj.

<p>51</p>

Jalla (arabski) – pierwotnie: zawołanie na wielbłądy; kolokwialnie: ruchy, chodź, wychodź, w drogę.

<p>52</p>

G. Bizet, Carmen.