Arabski książe. Tanya Valko
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Arabski książe - Tanya Valko страница 21
– A czemu w ogóle ze mną rozmawiasz?
– Przyszedłem ci powiedzieć, że polepszymy twoje warunki bytowe. I nie tylko twoje. Nie chcemy przecież ponownie doprowadzić do buntu więźniów czy do zejścia podczas przesłuchań choćby jednego gagatka w naszym zakładzie penitencjarnym, bo to psuje nam opinię, na którą musimy pracować.
– Mam w dupie historię tego parszywego pierdla i jego pozycję w światowym rankingu! – Więzień traci cierpliwość. – Do czego to wszystko zmierza? Kiedy sąd? Kiedy wyrok? Gadaj!
– Czyś ty zgłupiał? Ludzie siedzieli w tym karcerze i dwanaście, i dwadzieścia lat bez żadnego wyroku.
– Czego zatem ode mnie chcesz? Przestań opowiadać dyrdymały i choć raz powiedz prawdę.
– Chcę, żebyś zobaczył, jak dobrze nam zrobiłeś. Ludzie rozpaczają, że nabrali się na twoje miłe słówka. Teraz uwierzą nam we wszystko. Już jedzą nam z ręki. Pójdą do urn z pełnym przekonaniem i uwielbieniem. Wszyscy zagłosują jednogłośnie.
– Na mojego dawnego kolesia?
– Aleście dobrze grali. Odstawiliście teatrzyk na najwyższym poziomie. Miałem ubaw po pachy!
– Ja w sumie też nieźle się bawiłem, nie powiem – przyznaje terrorysta, z rozgoryczeniem wspominając czasy, kiedy przebywał na wolności w pięknych górach, w uroczej miejscowości Gharian, w kolonialnej rezydencji swojej libijskiej żony Dżamili Muntasir. To tam z łatwością zdobywał popleczników, którzy mieli go wywindować na najwyższy w tym kraju stołek, na fotel prezydenta. – Więc jaki jest plan? – Wie, że wygłoszona tyrada służy jedynie temu, żeby go psychicznie złamać, a zasadnicza przyczyna polepszenia jego sytuacji tkwi zdecydowanie głębiej.
– Musimy cię trochę podtuczyć i podleczyć, bo możliwe, że wymienimy cię na Zachodzie.
– Za kogo?
– Za co. Za oczyszczenie i przywrócenie dobrego imienia naszemu przyszłemu prezydentowi Sajfowi al-Islam Kaddafiemu. Oni cofną głupoty, którymi go szkalowali, oskarżając o ludobójstwo, a my damy im ciebie.
– Że co? Sądzą, że powiem im coś więcej niż wam?
– Nie… Nikt nie potrzebuje, żebyś cokolwiek gadał. Po co? Twoje pękate dossier69 mają wszystkie agencje wywiadowcze na świecie. Starczyłoby na dziesięć wyroków śmierci, i to nie tylko dla ciebie, ale i dla twoich kolesiów. Zresztą na wyciąganie informacji za pomocą tortur to nawet MI6 do nas tak zwane ludzkie paczki przysyłało. Znęcanie się to według nich przywilej Arabów. Oni sobie takim gównem rąk nie brudzą, bo u nich przecież jest demokracja, którą koniecznie chcieli nam narzucić.
– To po co ja im jestem potrzebny w tej zgnitej Europie? – Zaślepiony terrorysta dalej nic z tego nie rozumie. – Przecież ostatecznej kary już się tam nie wykonuje.
– Dla przykładu i ostrzeżenia. Jak takiego gagatka schwytaliśmy, to was wszystkich, pieprzonych terrorystów, wykopiemy spod ziemi.
Tymi słowami Musa Kusa kończy rozmowę i zadowolony wychodzi z izby chorych.
UCIECZKA DŻIHADYSTY
Ktoś tłucze się przez pół nocy. Wali w rury. Wali i nie chce przestać. Jasemowi czaszka pęka, tym bardziej że rozsadzają ją refleksje dotyczące jego przegranej sytuacji. Z tego szamba już się chyba nie wywinie. Nie ma szans.
– Czego łomocze, na Allaha?! – w końcu nie wytrzymuje i krzyczy na całe gardło.
Na chwilę wszystkie odgłosy cichną, ale zaraz znów się zaczyna. Trzy krótkie, trzy długie, trzy krótkie. Nagle Jasem doznaje olśnienia. To przecież SOS! Może sygnał ratunkowy jest przeznaczony dla niego? Może ktoś wie, że zna alfabet Morse’a.
Szybko wszystko sobie przypomina, znajduje biegnącą przy ścianie rurę z wodą, bierze metalowy pogięty kubek i zaczyna nadawać.
– Czego chcesz? – Długa, krótka, długa, krótka, trzy długie.
– Pozdrawiamy w imię Allaha. – Odpowiedź przychodzi natychmiast. – Allahu akbar.
– Allahu akbar. Wa Rahmatullah wa barakatuhu70 – wymieniają islamskie grzeczności.
– Pamiętamy o tobie. Jesteś naszym bohaterem, a teraz, po przetrzymaniu ostatniej kaźni, męczennikiem. Szykujemy się na twoją ucieczkę. Bądź dobrej myśli.
– Teraz już jestem.
– Przeniosą cię do lepszej celi.
– Wiem.
– Upomni się o ciebie Europa.
– To też wiem. – Jasema niecierpliwi opieszałość rozmówcy. – Powiedz coś, czego nie wiem.
– Transfer na Zachód jest dla ciebie szansą. Nie tylko wyjdziesz z Abu Salim, ale odzyskasz wolność. Dzięki temu powrócisz w szeroki świat. Urządzimy ci wielki come back71.
Zadowolony Jasem Alzani uśmiecha się po raz pierwszy od niepamiętnych czasów. Po raz pierwszy od największej w swoim życiu porażki.
– Powiedz mi, czy mój syn żyje? – Wieziony więzienną furgonetką Jasem ciągnie za język swojego sprzymierzeńca Abdula, męża Amerykanki Judith, zwolennika rozprzestrzeniającego się po świecie pseudo-Państwa Islamskiego. Mężczyzna przeniknął do służb legendarnego libijskiego więzienia Abu Salim w Trypolisie, co świadczyłoby o tym, że nie jest totalnym idiotą, jak o nim sądzono.
– Nie wiem, panie – odpowiada chłopek ze spłoszoną miną, co świadczy o tym, że kompletnie nie umie kłamać. Robi tajemnicę, by złymi wieściami nie zdenerwować swojego nadpobudliwego wspólnika.
– Jak to nie wiesz? Co ty mi tutaj kit wciskasz? – Zbulwersowany ojciec rzuca się w jego stronę, ale łańcuchy, które krępują nie tylko jego nadgarstki i stopy, ale również są przymocowane do obroży na szyi, stopują go gwałtownie w miejscu i przygwożdżają do metalowej ławki w więźniarce.
– Panie, spokojnie… – Abdul boi się żywiołowych reakcji, bo wie, że kiedy Jasem zacznie szaleć, wszystko się wyda, a wtedy razem wylądują w Abu Salim. – Syn ponoć jest już lepszy. Wzięli go w góry, do Gharianu. Do rodziny.
– Jakiej, kurwa, rodziny?! – Rozsierdzony zbrodniarz aż charczy, wywraca oczy i toczy pianę z pogryzionych do krwi ust. – Spokojnie… Uskut… Uskut72… – napomina sam siebie.
– Z babcią Blanką krzywda mu się nie stanie.
– Jaka babcia?! – Do Jasema nadal nic nie dociera.
– No
69
70
71
72