Virion 4. Szermierz. Andrzej Ziemiański
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Virion 4. Szermierz - Andrzej Ziemiański страница 28
Nadal nie mogła uwierzyć, że Virion mówi poważnie. Patrzyła na niego z wielką podejrzliwością.
– I gdzie mam niby uderzyć?
– O tu. – Ujął dłoń Natrii i położył palce na swojej szyi. – Czujesz? Tutaj jest właściwy punkt. Takie miękkie zagłębienie.
– Czuję.
– U mężczyzny łatwo znaleźć, bo jest tuż pod widoczną grdyką. Kobietę bardzo trudno w ten sposób załatwić, bo wy macie smuklejsze szyje i niełatwo zobaczyć to miejsce. Można chybić. U mężczyzny się nie pomylisz.
W dalszym ciągu nie wiedziała, czy Virion mówi poważnie, czy tylko specjalnie chce, żeby palcami dotykała jego szyi. Postanowiła więc sprawdzić. Ot tak.
Nagle i bez ostrzeżenia nacisnęła palcem to miejsce. Nie uderzyła, nie walnęła z całych sił, tylko zdecydowanie nacisnęła, i to jednym palcem.
Virion zakrztusił się momentalnie. Odskoczył o krok i zaczął kaszleć. Natrija patrzyła oniemiała, a on ledwie wyrzęził po dłuższej chwili:
– No… no… no po co ci… – złapał głębszy oddech – to pokazuję?
– O? – Dziewczyna była autentycznie zdziwiona. – To działa.
Chciał rozmasować sobie gardło, ale zapomniał, że w dłoni trzyma przecież pochodnię. O mało nie podpalił sobie włosów.
– Czemu ma nie działać? – wychrypiał.
– No bo ja myślałam, że ty tylko tak… Ot, zaimponować dziewczynie. – Zrobiła minę, jakby nagle odkryła coś niesamowitego. – Ty mnie uczysz naprawdę!
Wzruszył ramionami. Dobrze, że nie pokazał jej, jak łamie się kark. Leżałby tu teraz martwy. A jednak było w Natrii coś naturalnego. Coś, co przekonywało Viriona, że ona naprawdę potrzebuje znaleźć oparcie. W czymkolwiek poza rodzicami. Walka i poznawanie sposobów jej prowadzenia pomogły już niejednemu. Co prawda pierwszy raz widział kobietę z taką potrzebą, ale… Łatwiej było przyjąć, że w swoim dość krótkim życiu Virion więcej rzeczy nie widział, niż widział.
– Ty naprawdę chcesz się nauczyć?
Potwierdziła z taką energią, że nie miał już wątpliwości co do jej szczerych intencji. Musiało się coś odbić na jego twarzy, bo zapytała:
– Ale nie mam szans, prawda? Drobna, mała kobietka…
– Wprost przeciwnie – przerwał jej z ogromną pewnością w głosie.
Patrzyła zadziwiona. Nie mogła domyślić się, skąd on bierze takie zdecydowanie.
– Muszę ci coś opowiedzieć. – Virion uśmiechnął się kojąco. – Mówił mi to jako pierwszy nauczyciel zapasów w gimnazjonie. A potem życie zweryfikowało opowieść i pokazało dobitnie, że nauczyciel miał absolutną rację.
– Zamieniam się w słuch.
– Widzisz, dobierali nas do ćwiczeń według wagi i wzrostu. Chodziło o to, żeby kurdupel nie walczył z wielkoludem, bo to nie ma sensu. Podobnie jest na zawodach. Biorących udział dzieli się na kategorie, żeby nie zrobiło się śmiesznie od pierwszej chwili.
– Brałeś udział w zawodach?
– Nigdy. Byłem taką dupą wołową, że nigdy się nie zakwalifikowałem.
Wyraźnie nie mogła uwierzyć. Ale też dobrze wyczuwała ton Viriona i wiedziała, że nie kłamie. Ta zagadka wyraźnie ją podniecała.
– Co powiedział trener?
– Że nigdy nie będę gotowy na walkę. A przeciwnik zawsze będzie większy, silniejszy i bardziej zdecydowany.
– O? – Spojrzała zaskoczona. – To jak w moim przypadku.
– Właśnie.
– I co można z tym zrobić?
Cmoknął cicho, najwyraźniej nie potrafiąc od razu ubrać swojej myśli w słowa.
– Nie da się żyć, bez przerwy planując walkę. Nie da się żyć, bez ustanku będąc gotowym na poświęcenie własnego życia, na to, że w każdej dosłownie chwili będziesz musiała, i to natychmiast, stoczyć koszmarną walkę z samą sobą. I wmówić sobie, że potrafisz wygrać. Czy w ogóle jesteś w stanie wyobrazić sobie taką sytuację, że świeci piękne słońce, ptaszki ćwierkają, ty jesz śniadanie przytulona do ukochanego, który opowiada ci, co zaplanował na waszą podróż poślubną, a jednocześnie jesteś w tym samym momencie absolutnie gotowa na własną śmierć w męczarniach, na poświęcenie wszystkiego?
Musiał brzmieć sugestywnie, bo Natrija słuchała jak urzeczona. Potraktowała słowa Viriona poważnie, długo nie mogła zebrać myśli. W końcu jednak powiedziała:
– Nie, to jest w ogóle nie do pomyślenia.
– No właśnie.
Spojrzała bardzo zaciekawiona.
– A ten trener zaproponował jakieś wyjście?
– Tak. Nawet miał na to nowe słowo, o którym już ci zresztą mówiłem.
– Jakie?
– Procedura. Ty masz nie myśleć o walce. Ty masz zacząć wykonywać instrukcję walki krok po kroku, po prostu.
– Jaką instrukcję?
– Na przykład ktoś cię chce zabić, a ty zaskakujesz go, wykonując następujące kroki: wywołujesz u siebie bezwarunkową agresję, podchodzisz do niego szybko, urywasz głowę, chłepczesz jego krew, porzucasz niepotrzebną ci głowę, uciekasz z miejsca zdarzenia, upewniasz się, że nie ścigają, ukrywasz się w bezpiecznym miejscu, włączasz myślenie, by zastanowić się i zrozumieć, co się stało.
Zaczęła się śmiać.
– Wiem, że nie żartujesz. Wiem, wiem. Tylko tak mówisz żartobliwie, bo nie chcesz mnie przestraszyć. Daj mi chwilę, żeby dotarło do mnie, co powiedziałeś.
Zaimponowała mu tymi słowami. Natrija opuściła głowę, myśląc intensywnie nad tym, co usłyszała.
– No dobrze – powiedziała wreszcie, wciąż zamyślona. – A jak zrozumieć… Nie… Jak wymyślić, że właśnie teraz nadszedł moment, w którym mam wstać, urwać komuś głowę i wypić krew?
– Uuuuuu…! – To pytanie zrobiło na Virionie wrażenie. – Jesteś najbardziej pojętną uczennicą na świecie!
– Dziękuję. – Uśmiechnęła się i dygnęła, unosząc lekko spód tuniki. – Ale nie zbywaj mnie, panie nauczycielu, komplementami.
Kręcił