Siostra Słońca. Lucinda Riley
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Siostra Słońca - Lucinda Riley страница 39
Po tradycyjnym Auld Lang Syne orkiestra grała dalej, a Tarquin jakoś nie przejawiał ochoty, by zostawić Cecily, póki nie pojawiła się piękna Kiki i nie pociągnęła go za rękę.
– Byłbyś tak dobry i odprowadził mnie do mojego apartamentu? Przetańczyłam całą noc i moje biedne stopy bolą mnie niemiłosiernie. Muszę zrzucić te buty. Zaprosiłam kilka osób, więc możemy kontynuować zabawę na górze. Oczywiście ty też musisz pójść z nami, Cecily, kochanie.
– Dziękuję, Kiki, ale szofer na pewno już na nas czeka.
– To powiedz mu, żeby poczekał jeszcze trochę. – Kiki się zaśmiała.
– Niestety, czas wracać do domu. – Po kilku bezsennych nocach Cecily miała wrażenie, że mogłaby teraz naprawdę usnąć na stojąco w ramionach Tarquina.
– No, skoro musisz, ale zobaczymy się jeszcze przed moim wyjazdem do Kenii. Mówiłam Cecily, że powinna mnie tam odwiedzić.
– Koniecznie. – Tarquin spojrzał na Cecily. – Cieszę się ogromnie, że mogliśmy się poznać. – Sięgnął do jej dłoni i uniósł ją do ust. – Z wielką przyjemnością pokażę ci Kenię, jeśli się tam wybierzesz. Mam nadzieję, że niedługo znów się spotkamy. Dobranoc.
Cecily patrzyła, jak wyprowadza z sali Kiki, po czym rozejrzała się za matką i ojcem. Pomyślała, że nawet gdyby miała już nigdy więcej nie zobaczyć kapitana Tarquina Price’a, to tego wieczoru naprawdę był dla niej księciem, który w samą porę przybył na ratunek.
10
Jak wszyscy w Nowym Jorku, Cecily nie przepadała za styczniem, ale w tym roku ten miesiąc był dla niej szczególnie przykry. Zwykle cieszył ją widok za oknem: Central Park w śniegu. Na razie jednak padał deszcz, a chodniki pokryło błoto pasujące do pochmurnego nieba.
Nim tak nagle z jej życia zniknął Jack, wypełniała sobie dni snuciem planów, jak będzie wyglądał ich ślub, i pomaganiem matce i jej przyjaciółkom w organizowanych przez nie niestrudzenie akcjach charytatywnych. Jej wydawało się to stratą czasu. Tyle godzin zabierało zdecydowanie, gdzie ma się odbyć przyjęcie, a potem wybór menu. Wreszcie trzeba było ustalić listę gości – uzależnioną całkowicie od tego, ile dolarów otrzymujący zaproszenia mogli wnieść do puli. Dorothea polegała na informacjach córki dotyczących tego, kogo miały poślubić jej koleżanki z balu debiutantek. Jeśli narzeczony albo nowy mąż był dość zamożny, Cecily je zapraszała.
Choć na pewno matka i jej koleżanki działały w najlepszej wierze, Cecily nigdy nie widziała, żeby którakolwiek z nich ubrudziła swoje śliczne jedwabne rękawiczki, odwiedzając osobiście jakiś wspomagany przez zebrane fundusze ośrodek. Kiedy Cecily zaproponowała, że wybierze się do Harlemu i tamtejszego sierocińca, dla którego podczas dobroczynnej kolacji zdobyły ponad tysiąc dolarów, Dorothea popatrzyła na nią jak na osobę niespełna rozumu.
– Cecily, skarbie, co ty sobie wyobrażasz? Ci Murzyni obrabują cię, zanim zdołasz wysiąść z auta. Twoja działalność pomaga zapewnić pieniądze dla tych biednych kolorowych dzieciaczków. To wystarczy.
Od czasu zamieszek w Harlemie, które wybuchły w 1935 roku, kiedy była na studiach, Cecily miała świadomość istniejących napięć społecznych. Wiele razy kusiło ją, by spytać Evelyn, czarną pokojówkę pracującą u nich od dwudziestu lat, jak wygląda jej życie, ale nie wypadało rozmawiać ze służbą na tematy osobiste. Evelyn mieszkała na mansardzie z resztą służby i wychodziła z domu jedynie w niedziele, jak mówiła: „do swojego kościoła”. Archer, szofer, miał żonę, a gosposia Mary – męża. Mieszkali w Harlemie. W Vassar było kilka śmiałych kobiet, które domagały się reform społecznych. Koleżanka Cecily, Theodora, często w weekendy znikała z kampusu, żeby brać udział w demonstracjach na rzecz swobód obywatelskich. W niedzielę przed północą zakradała się z powrotem do akademika przez okno, pachnąc dymem i kipiąc z wściekłości.
– Świat musi się zmienić – szeptała gniewnie, wkładając koszulę nocną. – Może zniesiono niewolnictwo, ale nadal traktuje się dużą część Amerykanów jak niższą rasę, nie jak ludzi. Przez segregację rasową nie mogą nic osiągnąć. Mam tego serdecznie dość, Cecily…
W styczniu na domiar złego także w sferze działań dobroczynnych panował zastój. Cecily głównie siedziała w domu, zamknięta w czterech ścianach ze swoimi myślami. Nawet radio nie przynosiło pocieszających wieści. Hitler wygłaszał nadal swoje agresywne przemówienia, atakując ostro Brytyjczyków i żydowskich „podżegaczy”.
– Zima tego roku to nie najlepszy czas do życia – mruczała pod nosem Cecily. Spacerowała po spowitym mgłą Central Parku, żeby choć na trochę wyrwać się z domu.
Dorothea wyjechała do swojej matki w Chicago. Gdy Cecily siedziała z ojcem przy ogromnym stole w jadalni wychodzącej na zaśnieżony ogród, zastanawiała się, czy kiedykolwiek zdobędzie się na odwagę i zaproponuje, żeby w takich sytuacjach jedli kolacje przy małym stole w o wiele bardziej przytulnym pokoju porannym.
– Podoba ci się nowy wystrój? – zapytał Walter, biorąc łyk wina i wskazując na smukłe linie modnych mebli.
Dom przy Piątej Alei, budynek o imponującej kamiennej fasadzie wychodzącej na Central Park, został ostatnio przez Dorotheę urządzony od nowa w modnym stylu art déco. Cecily z początku sama nie wiedziała, co myśleć o tych zmianach. Miała wrażenie, że gdziekolwiek spojrzy, widzi swoje odbicie w lustrach, i tak naprawdę tęskniła za ciężkimi mahoniowymi meblami z dzieciństwa. W jej sypialni jedyną pozostałością z tamtych czasów był Horace, wiekowy miś.
– Wiesz, lubiłam, jak tu było dawniej, ale mama najwyraźniej cieszy się z tej odnowy – zaryzykowała.
– O tak, i to jest dobre.
Gdy ojciec umilkł, zdecydowała się poruszyć temat, który jej chodził po głowie.
– Czytałam wiadomości i chciałam cię o coś spytać. Dlaczego Hitler nadal podżega do wojny? Przecież dostał, czego chciał, w porozumieniu zawartym w Monachium.
– Bo, moja droga – zaczął Walter – to psychopata, w pełnym znaczeniu tego słowa. Nie ma poczucia winy, wstydu i wątpliwe, by trzymał się jakichkolwiek umów, które podpisał.
– A więc wojna w Europie jest możliwa?
– Kto wie? – Walter wzruszył ramionami. – Prawdopodobnie zależy to tylko od tego, co akurat ubzdura sobie Hitler. Pewnie zauważyłaś, że niemiecka gospodarka kwitnie. Hitler odwrócił trend. Niemcy mogą więc pozwolić sobie na wojnę, jeśli będzie miał takie widzimisię.
– Wszystko sprowadza się do pieniędzy, prawda? – Cecily westchnęła, obracając na talerzu kotlet jagnięcy.
– Wiele spraw tak, ale nie wszystko. No, a co ty dziś robiłaś?
– Nic. Absolutnie nic – odparła.
– Żadnych lunchów z przyjaciółkami?