Konferencja ptaków. Ransom Riggs
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Konferencja ptaków - Ransom Riggs страница 12
– Ludzie mówią różne rzeczy, kiedy są zdenerwowani – mruknął Hugh. – To nie znaczy, że im na tobie nie zależy.
– Jesteśmy rodziną. – Olive wzięła się pod boki i popatrzyła na mnie surowo. – Nie wiedziałeś?
Grymas na jej twarzy sprawił, że poczułem, jak odrobinę topnieję w środku.
– Buuu, buuu, buuu! Przyjaciele byli dla mnie niemili! – zajęczał Enoch, z wysiłkiem znosząc po schodach ciężkie wiadro pełne chlupoczącego płynu. – Samotnie zacznę zgrywać bohatera i wpakuję się w takie tarapaty, że trzeba mnie będzie ratować. Wtedy pożałują!
– Też się cieszę, że cię widzę.
– Cała przyjemność po twojej stronie. Przez ciebie od dwóch dni musimy przerzucać łopatami płonący nawóz i przepychać zatkane rury ściekowe. – Przechodząc, trącił mnie ramieniem, po czym wylał na ulicę ciecz przemieszaną z podejrzanymi grudami i otarł brudne czoło wierzchem jeszcze brudniejszej dłoni. – Oni mogą być miłosiernie usposobieni, ale ja ci tak łatwo nie odpuszczę, Portman.
– Niech będzie – odparłem.
Wyciągnął do mnie mokrą rękę.
– Witaj z powrotem.
Udałem, że nie zauważam brudu, i uścisnąłem wyciągniętą dłoń.
– Dzięki.
– Jak się zakończyła akcja ratowania tej dziewczyny? Rozumiem, że klapą, skoro nigdzie jej nie widzę...
Odwróciłem się z niepokojem.
– Noor?
– Przed chwilą tu była – zdumiała się Bronwyn.
Niemal spanikowałem, ale nagle rozległ się jej głos.
– Tutaj!
Odwróciłem głowę w chwili, gdy Noor wyłaniała się z płatu mroku, którego nie było, kiedy wchodziliśmy. Ledwie widzialne światełko powoli spłynęło w głąb jej gardła.
Wypuściłem powietrze z płuc. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że wstrzymuję oddech.
– Robi wrażenie – przyznał Millard.
– Nie musisz się chować – oznajmiła Olive. – Nie gryziemy.
– Nie chowałam się – odparła Noor. – Po prostu wyglądało na to, że potrzebujecie chwili dla siebie, i tyle.
Podszedłem do niej. Było mi głupio, że jeszcze jej nie przedstawiłem.
– Niektórzy z was już ją poznali, ale nie wszyscy – powiedziałem. – Oto Noor Pradesh. Noor, oto wszyscy.
Noor pomachała ręką.
– Cześć wszyscy – oznajmiła.
Gdy moi przyjaciele podeszli, żeby się z nią przywitać, wydawała się dziwnie spokojna. Nikt by nie uwierzył, że za nic w świecie nie chciała wejść do zamrażarki w kostnicy Niedotykalnych.
– Witaj na Diabelskim Poletku. – Horace z powagą uścisnął jej rękę. – Mam nadzieję, że nie wydaje ci się zbyt obrzydliwe.
– Na razie jestem zaskoczona – wyznała Noor.
– Mam nadzieję, że z nami zostaniesz – oświadczył Hugh. – Po tym wszystkim, przez co przeszłaś, zasługujesz na odpoczynek.
– Miło poznać cię osobiście – dodała Olive. – Inni tak dużo o tobie mówili. Znaczy, głównie krzyczeli...
Poklepałem ją po ramieniu i leciutko popchnąłem.
– Wystarczy, Olive, dziękuję.
Emma podeszła i obdarzyła Noor uściskiem, który wydał mi się wymuszony.
– Nie myśl, że nie cieszymy się z twojego przybycia, bo mówiliśmy to, co mówiliśmy. Cieszymy się.
– Otóż to! – przytaknął Millard.
Enoch wytarł dłoń o spodnie i wyciągnął ją do Noor.
– Miło cię znowu zobaczyć – powiedział. – Cieszę się, że Jacob tym razem tego nie schrzanił, przynajmniej nie tak bardzo, jak mógł.
– Był świetny – odparła Noor. – On i ten starszy pan byli...
Wzdrygnęła się na to wspomnienie.
– Co się stało? – zapytała Emma.
Noor zerknęła na mnie, a potem znowu spojrzała na Emmę.
– Umarł – powiedziała z powagą.
– H wyciągnął Noor z pętli Leo – dodałem. – Postrzelili go, ale jeszcze przez jakiś czas się trzymał i zdołał zaprowadzić Noor do siebie. Tam ich znalazłem.
Odniosłem wrażenie, że jestem bezduszny, mówiąc to tak zwięźle i rzeczowo, no ale cóż.
– Przykro mi to słyszeć – odezwał się Millard. – Nie miałem okazji go poznać, ale każdy kompan Abe’a z pewnością był dobrym człowiekiem.
– O mój Boże – westchnęła Emma. – Biedny H.
Poza mną tylko ona go znała. Posłała mi smutne spojrzenie, jakby chcąc powiedzieć, że porozmawiamy o tym później.
– Zawdzięczam mu wolność – odezwała się cicho Noor.
Chyba nie było nic więcej do dodania.
Przez chwilę staliśmy w niezręcznej ciszy, którą w końcu przerwał Millard.
– Cieszę się, że nie jesteś już w rękach tego okropnego Leo Burnhama – zwrócił się do Noor.
– Ja też się z tego cieszę – odparła. – Był...
Powoli pokręciła głową, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów.
– Nie zrobili ci krzywdy, prawda? – zaniepokoiła się Bronwyn.
– Nie. Zadawali mnóstwo pytań i powiedzieli, że będę w ich armii. A potem na dwa dni zamknęli mnie w jakimś pokoju, ale nic mi nie zrobili.
– Przynajmniej tyle. Bogu dzięki – odetchnąłem.
– Warto było, Jacob? – rozległ się cieniutki głosik. – Tak dużo dla niej ryzykować?
Odwróciłem się ku drzwiom i ujrzałem, że Claire piorunuje mnie wzrokiem. Ponury wyraz jej twarzy mocno kontrastował z żółtymi