Sprzedawca. Krzysztof Domaradzki
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Sprzedawca - Krzysztof Domaradzki страница 10
– Mam się umyć? – spytała. – Teraz?
– Tak.
– Przy tobie?
Kochana, jeśli to stanowi dla ciebie problem, to daleko nie zajedziemy.
– Muszę mieć pewność, że zrobisz to dokładnie.
Nie nazwałbym siebie ekspertem w tym, czym się zajmuję. Zresztą to na tyle niszowe hobby, że nie mam pewności, czy w ogóle można tu mówić o specjalizacji. Ale coś tam wiem. Coś tam widziałem. Poczyniłem pewne obserwacje i udało mi się wyciągnąć kilka wniosków. Między innymi taki, że nigdy nie wiadomo, kiedy pacjentka się rozpadnie.
Weźmy Renulkę. Zupełnie nieźle zniosła moje wejście ze szlauchem – dygot ciała był rezultatem zziębnięcia, a nie rozpaczy. Jakoś sobie poradziła z poleceniem połknięcia garści dziwnych pigułek. Względnie przyzwoicie zniosła też to, że musi się umyć. Ale wiadomość, że w tym czasie będę się jej przyglądał, kompletnie ją rozmontowała. Pannę, która chwilę wcześniej żonglowała cyckami przed stadem nieznajomych facetów.
Zadziwiające, że dopiero teraz pojęła, co ją czeka. Dopiero po paru dniach, w trakcie których musiała się żywić idiotyczną nadzieją, że nie spotka jej nic złego, zwizualizowała sobie najbliższą przyszłość. Następne kilka godzin. Być może kolejne parę dni. Cały czas, jaki jej został, zanim zainicjuję wielki finał.
Patrzyłem na jej niespodziewaną histerię. Napawałem się nią. Delektowałem się każdym pęknięciem w jej psychice.
Owszem, zdarzało mi się mieć wyrzuty sumienia. Zastanawiać się, czy aby na pewno mogę sobie pozwolić na tak ekstrawaganckie hobby. Ale przecież życie ma się tylko jedno. W dodatku krótkie. Byłbym skończonym frajerem, gdybym nie próbował go w pełni wykorzystać.
– Świetnie – powiedziałem, kiedy Renulka pozbyła się ciuchów i zaczęła namydlać ciało. – Kiedy skończysz, dam ci ręcznik.
– A potem?
Musiała być niewiarygodnie naiwna.
– Potem będziemy się namiętnie rżnąć.
Tym razem nie eksplodowała szlochem, tylko dalej wolno i starannie wodziła mydłem po skórze. To znak, że chemia zaczęła działać.
Doskonale. Właśnie o to chodziło. Przecież nie chciałem, żeby cierpiała. Chciałem, żeby była moja.
Od teraz już na zawsze.
* * *
– Nie wydarzyło się ostatnio nic dziwnego? Nie kręcił się koło niej żaden człowiek? Nie wspominała o jakichś przykrych sytuacjach?
Maria bombardowała pytaniami współlokatorki Renulki, a te kręciły łbami, jakby uskuteczniały jakiś dziwaczny taniec synchroniczny. Nie powinno to nikogo dziwić, ponieważ były bliźniaczkami. Dwiema przebrzydłymi raszplami. Potwierdzającymi teorię, że niezłe dupy lubią się otaczać pasztetami, aby wzmacniać poczucie własnej wartości. Z kolei raszple chętnie kręcą się koło ślicznotek, by psim swędem znaleźć się w orbicie zainteresowania przystojnych albo chociaż kasiastych typów. A przy odrobinie szczęścia, sprytu, alkoholu, narkotyków albo desperacji przerobić któregoś z nich na męża.
– Jakiś czas temu rozstała się z chłopakiem – odpowiedziała bardziej rozmowna z bliźniaczek. – Było dosyć ostro. Trzaskanie drzwiami, flugi, groźby.
– Z obu stron?
– Głównie ze strony Renaty. Przemek to spokojny chłopak. Wyważony. I w ogóle całkiem spoko, tyle że po pijaku robi się z niego straszny donżuan.
– Jak się Renata zachowywała po rozstaniu?
– Zwyczajnie. Przez parę dni miała doła, ale potem doszła do siebie. Zaczęła się spotykać z ludźmi. Szybko wróciła do żywych.
– Imprezowała?
– Kilka razy wyszła na miasto. Nic szczególnego.
Marii momentalnie zaświeciła się lampka ostrzegawcza. Kilka imprez w ciągu dwóch tygodni od rozstania z niewiernym facetem. Kilka okazji, żeby się na nim odgryźć. Kilka szans na poznanie faceta, który uprowadza kobiety i wywozi je z Warszawy.
– Gdzie się bawiła?
– Zaczynała nad Wisłą, a potem lądowała w klubach na Poznańskiej lub Parkingowej. Renata woli domówki, ale latem wszyscy stawiają na plener i clubbing.
– Sporo w tym czasie piła?
– Może trochę więcej niż zazwyczaj. Ale nie aż tyle, żeby wracać do mieszkania na czworakach.
– Narkotyki?
Rozmowna bliźniaczka uciekła przed wzrokiem Marii, jej milcząca siostra również. Gapiąc się na swoje kolana, wyglądały jak zakonnice przyłapane na namiętnym nożycowaniu.
– Chcemy się dowiedzieć, co się stało z Renatą – powiedziała łagodnie Maria. – Nic więcej.
Trochę to trwało, zanim raszple pojęły, że mogą być z policjantami szczere.
– Wspominała, że paliła skręta nad Wisłą – powiedziała wygadana bliźniaczka. – Zdarza jej się to od czasu do czasu. Ale nigdy się nie upala. Zwykle bierze bucha albo dwa. Dla towarzystwa.
Maria zerknęła na Olega, który wszystko skrzętnie notował. Umówili się, że to ona będzie mózgiem przedsięwzięcia, a on jej milczącym i wiernym giermkiem. Jak Sherlock Holmes i doktor Watson.
– Czy według was mogła się wplątać w coś nielegalnego? W coś, co by ją zmusiło do ucieczki z kraju? Albo do ukrycia się?
Bliźniaczki synchronicznie pokręciły głowami. Nie dopuszczały do siebie myśli, że ich współlokatorka mogła wpaść w tarapaty. Ograniczało je kretyńskie przekonanie, że ładne dziewczyny nie spotyka nic złego. Że wiodą sielankowe życie. Że otacza je wianuszek przystojnych chłopców z dobrych domów. Że nawet jeśli w sprawach sercowych czasem im coś nie wyjdzie, to mają na sobie tarczę chroniącą je przed mętami, nadgorliwymi adoratorami, gwałcicielami czy zabójcami. Żyły w banieczce, którą napompowały swoim poczuciem niższości i wstydu.
– Chcielibyśmy zobaczyć jej pokój.
Siostry zaprowadziły policjantów w głąb mieszkania. Renata od dwóch lat wynajmowała w nim pokój, płacąc za to tysiąc dwieście złotych, czyli mniej więcej jedną trzecią swojego miesięcznego wynagrodzenia. Było to wąskie pomieszczenie z oknem wychodzącym na Grójecką. Latem wybrzmiewało wszystkimi dźwiękami stolicy: warkotem silników, szumem tramwajów, stukotem obcasów i gwarnymi rozmowami. Przypominało trochę kwaterę krasnoludka: płytka szafa, krótkie łóżko, stoliczek na komputer, półeczka z książkami. A na niej pierdyliard pozycji dobranych według jakiegoś dziwacznego klucza: od Blanki Lipińskiej po