Dracul. Dacre Stoker

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dracul - Dacre Stoker страница 5

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Dracul - Dacre Stoker

Скачать книгу

po nocy spędzonej w pubie?

      – Niedługo znów znikniesz, prawda?

      W tym momencie włączyła się Matylda:

      – Nie, ciociu! Nie wolno ci! Obiecałaś pozować mi do portretu!

      – Ale masz już ich dziesiątki…

      – Obiecałaś – powtórzyła Matylda, obrażona.

      Ellen podeszła do niej i pogładziła ją palcem po karku.

      – Nie będzie mnie tylko dzień, góra dwa. Przecież zawsze wracam. A wtedy zapozuję ci do kolejnego portretu. Pod moją nieobecność zajmuj się, proszę, bratem i pomagaj matce. Ma ręce pełne roboty z małym Richardem. Myślisz, że mogę ci powierzyć opiekę nad domem na czas mojej nieobecności?

      Matylda niechętnie pokiwała głową.

      – Dobrze więc. Najlepiej będzie, jeśli zejdę na dół i pomogę przy obiedzie. – Znowu położyła mi na czole chłodną dłoń. – Jeśli ci się nie poprawi, będę musiała wezwać twojego wujka Edwarda.

      Na dźwięk tych słów ścisnął mi się żołądek, ale nic nie powiedziałem.

* * *

      Matylda odprowadziła ciocię Ellen wzrokiem i podbiegła do mnie.

      – Muszę ci coś pokazać.

      – Co takiego?

      Rzuciła okiem na otwarte drzwi, następnie na swój szkicownik, który zostawiła na komodzie, kiedy weszła do pokoju. Kiedy po niego wstała, zamknęła drzwi i przytrzymała klamkę, aby upewnić się, że hulające po domu przeciągi nie porwą ich i nie zatrzasną. Wzięła swój zeszyt i wróciła na łóżko.

      – Czy uważasz mnie za świetną artystkę?

      – Wiesz, że tak. – Nie było w tym przesady. Od czasu, gdy miała trzy albo cztery lata, było oczywiste, że talentem przewyższa rówieśników. W ostatnim czasie jej rysunki dorównywały pracom wielu poważanych dorosłych twórców. By tego dowieść, mama poprosiła znajomą o pokazanie jednego z obrazów Matyldy bogatemu koneserowi sztuki z Dublina. Kobieta nie wyjawiła mu, że autorką jest mała dziewczynka; po prostu oznajmiła, że ma w rodzinie taki wartościowy przedmiot i chciałaby go wycenić. Mężczyzna zaoferował za niego dziesięć szylingów, ale mama odmówiła, wyjaśniając, że obraz jest jej zbyt drogi i nie potrafiliby się z nim rozstać.

      Wkrótce potem Matylda dostała się do Akademii Sztuk Pięknych w Dublinie.

* * *

      Z jej miny wywnioskowałem jednak, że potrzeba jej świeżej pochwały.

      – Jesteś wspaniałą artystką. Naprawdę!

      Matylda zmrużyła oczy i poklepała szkicownik.

      – To, co ci teraz pokażę, musi pozostać między nami. Obiecaj, że nie będziesz o tym rozmawiał z nikim innym.

      Zanim zdążyłem odpowiedzieć, dostałem napadu kaszlu, w piersi palił mnie każdy chrapliwy oddech. Matylda szybko nalała wody do szklanki i przystawiła mi do ust. Wypiłem łapczywie, zimny płyn schłodził podrażnione gardło. Kiedy atak wreszcie minął, powiedziałem tylko „przepraszam”. Matylda nie zwróciła na to uwagi, jak zwykle, kiedy chodziło o moją chorobę. W sumie to nie pamiętam, żeby kiedykolwiek jakoś ją komentowała. Znów poklepała w szkicownik, tym razem ze zniecierpliwieniem.

      – Obiecujesz?

      Kiwnąłem głową.

      – Nie pisnę ani słówka.

      Najwyraźniej to jej wystarczyło, ponieważ otworzyła okładkę i przekartkowała ileś stron, zanim dotarła do właściwej. Podsunęła mi rysunek.

      – Kto to jest?

      – William Cyr. – Był to rolnik mieszkający na wzgórzu w Puckstown, a szkic przedstawiał go w trakcie pracy w polu.

      Przerzuciła stronę.

      – A to?

      – Pewnie Robert Pugsley – odparłem. Na rysunku jechał swoim wozem rzeźnika.

      – No a tutaj?

      – Mama.

      – A tutaj?

      – Thornley doglądający kur.

      – A tu?

      Przez chwilę studiowałem pracę – widniała na niej kobieta w wieku siedemnastu, osiemnastu lat, ale jej nie rozpoznałem.

      – Nie wydaje mi się, żebym ją znał.

      Matylda zerknęła na mnie przelotnie i przeskoczyła na następną stronę.

      – A tę?

      Kolejna dziewczyna, nieco starsza od poprzedniej. Wydawała się jakby znajoma, ale nie mogłem skojarzyć jej twarzy. Pokręciłem głową.

      Matylda pokazała mi jeszcze rysunki trzech innych kobiet, z których najstarsza miała góra dwadzieścia lat. Ostatnia była namalowana akwarelami; obraz był dynamiczny, żywa osoba została uchwycona niebywale szczegółowo, wydawało mi się, że mógłbym wyciągnąć rękę, dotknąć papieru i poczuć ciepło jej skóry. Nie zidentyfikowałem tych kobiet, co wydało mi się dziwne, bo znałem większość mieszkańców bliskiej okolicy, a Matyldzie nie było wolno zanadto oddalać się od domu, chyba że w towarzystwie dorosłego.

      – Nie znasz żadnej z tych kobiet?

      Zacząłem bez pośpiechu cofać się do początku zeszytu, uważniej przypatrując się pracom. Nie umiałem powiązać twarzy z nazwiskami.

      – Nie znam. Może spotkałaś je, będąc z mamą na rynku albo na mieście, beze mnie?

      Matylda wolno pokręciła głową. Nachyliła się do mnie i wyszeptała mi do ucha:

      – Wszystkie szkice przedstawiają ciocię Ellen.

      Zmarszczyłem czoło i wróciłem do portretów.

      – Ale one wcale… wcale nie są do niej podobne.

      – Wcale nie są podobne, a jednocześnie wszystkie są do niej podobne. Mogłabym pokazać ci kilkanaście innych i żadna nie wydałaby ci się znajoma.

      – Nie rozumiem.

      – Ja też nie – powiedziała i dodała ciszej: – Wygląda na to, że za każdym razem, gdy rysuję ciocię Ellen, portret w ogóle jej nie przypomina. Nie potrafię jej uchwycić, choć staram się, jak mogę; jej obraz wciąż mi umyka.

      Nie wiedziałem, jak to skomentować, więc zmieniłem temat.

      – A czego jeszcze dowiedziałaś się o Thornleyu?

      Ponieważ

Скачать книгу