Gambit królowej. Уолтер Тевис
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Gambit królowej - Уолтер Тевис страница 16
![Gambit królowej - Уолтер Тевис Gambit królowej - Уолтер Тевис Poza serią](/cover_pre806620.jpg)
Pani Wheatley potrząsnęła głową, jakby miała coś na włosach.
– Och, szachy! – powtórzyła. – Królewska gra. Jak miło.
– Gra pani? – zapytała Beth.
– O Boże, nie! – Roześmiała się autoironicznie. – Jestem na to za głupia. Ale mój ojciec grywał. Był chirurgiem i, pod pewnymi względami, bardzo wytwornym mężczyzną. Sądzę, że w swoim czasie był znakomitym szachistą.
– Mogę z nim pograć?
– Obawiam się, że nie – powiedziała pani Wheatley. – Umarł lata temu.
– A jest ktoś inny, z kim mogłabym pograć?
– W szachy? Nie mam pojęcia. – Pani Wheatley przyjrzała się Beth. – Czy to nie jest gra głównie dla chłopców?
– Dziewczynki też grają.
– Jak miło! – Pani Wheatley wyraźnie była myślami gdzie indziej.
Pani Wheatley przez dwa dni sprzątała dom przed przyjściem panny Farley, a rano w dniu wizyty trzy razy odsyłała Beth na górę, żeby się uczesała.
Pannie Farley towarzyszył wysoki mężczyzna w kurtce bejsbolówce. Ku zaskoczeniu Beth okazało się, że był to Fergussen. Wyglądał na nieco skrępowanego.
– Cześć, Harmon – powiedział. – Wprosiłem się w gości.
Wkroczył do salonu pani Wheatley i stanął z rękami w kieszeniach.
Panna Farley przyniosła plik formularzy i kwestionariusz do wypełnienia. Chciała wiedzieć, jak Beth się odżywia, jak sobie radzi w szkole i co będzie robiła w wakacje. Mówiła głównie pani Wheatley. Beth zauważyła, że z każdym kolejnym pytaniem nabiera coraz większej swady.
– Nie macie pojęcia, jak wspaniale Beth przystosowała się do nowego środowiska. Nauczyciele bardzo ją chwalą…
Beth nie przypominała sobie, żeby pani Wheatley choć raz rozmawiała z nauczycielami, ale wolała się nie odzywać.
– Liczyłam na to, że zastanę pana Wheatleya – powiedziała panna Farley. – Wróci niedługo?
– Allston zadzwonił, żeby uprzedzić, że niestety nie zdąży. Bardzo ciężko pracuje, naprawdę. – Nie przestając się uśmiechać, zerknęła na Beth. – Jest bardzo pracowity i świetnie zarabia.
– Udaje mu się spędzić trochę czasu z Beth? – spytała panna Farley.
– Oczywiście! – wykrzyknęła pani Wheatley. – Jest wspaniałym ojcem.
Beth ze zdumieniem patrzyła na swoje dłonie. Nawet Jolene nie umiała tak świetnie kłamać. Wyobraziła sobie ojcowskiego Allstona Wheatleya, który istniał jedynie w słowach pani Wheatley, i na chwilę sama w niego uwierzyła. Ale szybko przypomniała sobie tego prawdziwego: ponurego, oziębłego i małomównego. A poza tym wcale nie zadzwonił.
Przez całą godzinną wizytę Fergussen prawie się nie odzywał. Kiedy wstali, żeby się pożegnać, podał jej rękę i Beth na chwilę zamarło serce.
– Fajnie cię było zobaczyć, Harmon – powiedział.
Uścisnęła jego dłoń nieszczęśliwa, że musi wyjść, że nie może z nią zostać.
Kilka dni później pani Wheatley zabrała ją do miasta na zakupy. Kiedy podjechał autobus, Beth wsiadła bez wahania, chociaż nigdy wcześniej nie jechała takim środkiem lokomocji. Była ciepła jesienna sobota i Beth pociła się w wełnianej spódniczce z Methuen. Nie mogła się doczekać, kiedy dostanie nową. Zaczęła liczyć przecznice między ich przystankiem i śródmieściem.
Wysiadły na siedemnastym rogu. Pani Wheatley wzięła ją za rękę, chociaż to nie było konieczne na tych kilku jardach, które musiały przejść ruchliwym chodnikiem do obrotowych drzwi domu towarowego Ben Snyder’s. O dziesiątej rano w alejkach między stoiskami kłębiła się ciżba kobiet z dużymi ciemnymi torebkami i torbami na zakupy. Pani Wheatley z wprawą lawirowała w tłumie. Beth szła za nią.
Zanim udały się do działu odzieżowego, pani Wheatley zaprowadziła ją szerokimi schodami do podziemi, gdzie spędziła dwadzieścia minut przy ladzie z tabliczką „Serwetki materiałowe na sztuki”. Przerzucała kolorowy stos, dopóki nie udało jej się znaleźć sześciu w tym samym odcieniu błękitu. Beth przyglądała się, jak pani Wheatley, niczym w transie, dobiera swój komplet, by w końcu dojść do wniosku, że go wcale nie potrzebuje. Przeszły do stoiska z tanią książką. Pani Wheatley długo brała do ręki kolejne tomiki po trzydzieści dziewięć centów, odczytywała tytuły, od czasu do czasu przewracała kilka kartek, ale ostatecznie żadnego nie kupiła.
W końcu wjechały ruchomymi schodami na parter. Zatrzymały się przy perfumach, gdzie pani Wheatley spryskała jeden nadgarstek zapachem Evening in Paris, a drugi Emeraude.
– No dobrze, kochanie. Jedziemy na trzecie – powiedziała w końcu. Spojrzała z uśmiechem na Beth. – „Konfekcja dla młodych dam”.
Między drugim i trzecim piętrem Beth obejrzała się za siebie i zauważyła tabliczkę z napisem „Książki i gry”, a trochę na prawo, na szklanej ladzie, trzy komplety szachów.
– Szachy! – zawołała, szarpiąc panią Wheatley za rękaw.
– O co chodzi? – Pani Wheatley była wyraźnie niezadowolona.
– Tam sprzedają szachy. Możemy się wrócić?
– Nie tak głośno – upomniała ją. – Zajrzymy tam, jak będziemy zjeżdżać.
Ale nie zajrzały. Przez resztę poranka Beth przymierzała kolejne płaszczyki ze stojaków z napisem „Przecena”. Odwracała się tyłem, żeby pani Wheatley mogła sprawdzić długość, podchodziła do okna, żeby obejrzała „w naturalnym świetle” tkaninę, a kiedy wreszcie dokonały zakupu, pani Wheatley uparła się, że zjadą windą.
– Nie pójdziemy obejrzeć szachów? – zapytała Beth, ale nie uzyskała odpowiedzi.
Beth spociła się i bolały ją stopy. Płaszcz, który niosła w kartonowym pudełku, wcale jej się nie podobał. Miał ten sam odcień cyjanowego błękitu co wszechobecny sweterek pani Wheatley i źle leżał. Beth nie znała się na ubraniach, ale zdążyła się zorientować, że w tym domu towarowym sprzedają rzeczy kiepskiej jakości.
Kiedy winda zatrzymała się na drugim piętrze, Beth spróbowała przypomnieć pani Wheatley o szachach, ale nie zdążyła – drzwi się zamknęły i winda zjechała na parter. Pani Wheatley znów wzięła ją za rękę i nie przestając narzekać, jak trudno dziś dostać coś porządnego, przeprowadziła przez ulicę na przystanek autobusowy.
– Najważniejsze – stwierdziła filozoficznie, kiedy podjechał autobus – że udało nam się kupić to, po co przyjechałyśmy.
Kilka dni później przed angielskim, kiedy nauczyciela nie było jeszcze w klasie, Beth podsłuchała