Pokusa ZŁA. M. Robinson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pokusa ZŁA - M. Robinson страница 20
Skinęła głową, pozwalając mi kontynuować.
Wsunęłam imponujących rozmiarów zabawkę do ust, głęboko do gardła, nie krztusząc się.
Dzięki, Landon.
Ssałam sztucznego kutasa, jakby przede mną stał prawdziwy mężczyzna. Moja ręka i głowa wykonywały ruchy jak podczas seksu oralnego. Kiedy był już przyjemnie mokry, powoli i uwodzicielsko przesunęłam nim w dół po ciele.
Pieściłam łechtaczkę tak długo, aż byłam gotowa. Wówczas wsunęłam w siebie fiuta. Moja druga dłoń pieściła i ugniatała pierś, a ja pieprzyłam się zabawką, ani razu nie odrywając oczu od Madame. Miesiące przygotowań do tego momentu nie mogły pójść na marne.
Nie wytrzymała i wstała z krzesła, by przede mną uklęknąć.
– Chcesz być VIP-em? – spytała, a ja ochoczo przytaknęłam. – Pierwsza lekcja: to ja ustalam zasady, nie ty. – Położyła dłoń na mojej łechtaczce i nacisnęła. – Ja ci powiem, kiedy masz dojść – wyszeptała mi do ucha, doprowadzając mnie do obłędu, a drugą ręką wpychając głębiej dildo. Nie minęło dużo czasu, bym zaczęła jęczeć. Jej język wślizgnął się do moich ust, ssała moją dolną wargę, gdy dochodziłam.
To był pierwszy raz, kiedy całowałam się z kobietą.
To był pierwszy raz, kiedy sama dałam sobie przed kimś rozkosz.
To był pierwszy raz, kiedy kogoś dopuściłam.
Do mojego życia, do mojego serca.
Już wtedy wiedziałam, że nigdy nie będę tą samą osobą. Byłam pewna, że dołączę do jej ulubienic.
A wszystko zaczęło się od tego, że odkryłam kolejny z występków mojego taty.
W końcu poczułam się jak w domu.
JEDENAŚCIE
– Kochanie, chcę, żebyś poszedł do swojego pokoju. Wejdź i zamknij za sobą drzwi, okej? Nie wychodź, dopóki cię nie zawołam. Rozumiesz?
– Ale dlaczego, mamo? Chcę skończyć film, a poza tym tata właśnie wrócił.
Usłyszeliśmy, jak jego samochód wjeżdża do garażu. Na twarzy mamy pojawił się wyraz paniki.
– Posłuchaj mnie, jest późno, idź już – poleciła, klepiąc mnie w pupę.
Spojrzałem na zegar. Wskazywał pierwszą w nocy. Drzwi do garażu otworzyły się z trzaskiem, aż podskoczyliśmy. Kilka obrazków spadło ze ściany.
– Gdzie, do cholery… są… moje dzieci – wybełkotał tata.
Wszedł do salonu, poruszając się w zabawny sposób.
– Cześć, kochanie. Właśnie kładłam Devona do łóżka. – Mama chwyciła mnie za rękę i pociągnęła za siebie. Coraz częściej tak robiła. Zerkałem zza jej nóg.
– Co, do cholery, on robi tu o tak późnej porze?
– Chciał skończyć oglądać film.
– Jesteś potworną matką, że pozwalasz mu siedzieć do tak późna. Z niczym nie można ci ufać, ty głupia suko! – wrzasnął, potykając się. Położył na stole swój pistolet.
Spojrzałem w tamtą stronę, otwierając szeroko oczy. Nie powinien tego robić. Mama mówiła, żeby trzymał go w trudno dostępnym miejscu, ze względu na dzieci. Obiecałem jej też, że nigdy nie będę go dotykał.
– Podoba ci się, synu? – spytał, widząc moje spojrzenie. – Może jednak coś z ciebie będzie. Chodź tutaj.
Spojrzałem w górę na mamę. Jej twarz wyrażała smutek i lęk. Zawsze tak wyglądała, kiedy tata był w pobliżu. Gdy przychodził do domu, nie była już tą samą mamą.
– Powiedziałem. Chodź. Tutaj.
– Kochanie, on musi kłaść się spać. Pozwól, że zaparzę ci kawę – zaproponowała, chwytając mnie za ramiona.
– Czy mówiłem, że chcę kawy? Nie! Jeśli nie przyjdzie do mnie w tej chwili, to ja przyjdę po niego, a zaufaj mi, tego nie chcesz.
Nie podobał mi się ton jego głosu, lecz odsunąłem się od mamy, zanim zdążyła odpowiedzieć, i podszedłem do niego.
– Ta spluwa, synu – mówił, pokazując na nią głową – niesie ze sobą wielką moc. Nawet nie masz pojęcia, jaką taka prosta broń może dać władzę i kontrolę. Chcę, żebyś ją podniósł i skierował na matkę. Rozumiesz?
– Rick… – wymamrotała.
– STUL JAPĘ! Mdli mnie na dźwięk twojego głosu. Mam męską pogawędkę z moim synem i jeśli wiesz, co jest dla niego dobre, zamkniesz mordę.
Pokręciłem głową, a na jego twarzy pojawił się mściwy wyraz.
– Odmawiasz mi?
– Tato, ja nie chcę. – Usiłowałem powstrzymać łzy.
– Bierz tę cholerną spluwę, Devon, JUŻ! – ryknął.
Bałem się, że obudzi moje siostry, więc zrobiłem, jak kazał, i złapałem pistolet za uchwyt. Był ciężki i zimny. Natychmiast zapragnąłem odłożyć go z powrotem na stół. Musiał wyczuć moje wahanie, bo przysunął się bliżej i poprawnie ustawił moje dłonie – tak jak powinno się trzymać broń. Nie podobało mi się to i bardzo chciałem uciec stamtąd z krzykiem, lecz wiedziałem, że jeśli tak zrobię, źle się to skończy dla mamy. Nie chciałem, żeby znów ją skrzywdził. Miałem dość. Nie zasługiwała na to.
Nauczyłem się już, że jeśli płaczę, gdy ją krzywdzi, jest tylko gorzej. Nie ma litości. Śmieje się tylko i bije ją mocniej. Mówi, że na to zasłużyła, i nazywa ją w różny niemiły sposób. Część tych słów znałem, innych nie, lecz po tonie głosu mogłem poznać, że nie są miłe, a ona ich nie znosi. Nie reagowała, wszystko tylko przyjmowała i nigdy nie rozumiałem dlaczego.
– A teraz… obróć się i wyceluj w matkę! – zawołał, wyrywając mnie z zamyślenia. Przyklęknął przede mną i chwycił za ramiona.
Znów pokręciłem głową.
– Tatusiu, proszę. Nie chcę… Proszę. – Zapłakałem. Nie mogłem już powstrzymać łez i spłynęły mi ciurkiem po twarzy. Czułem w ustach ich smak.
– Synu, mężczyzna nie płacze. Jesteś mężczyzną, a mężczyźni są silni. Są potężni i mogą robić,