Pokusa ZŁA. M. Robinson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pokusa ZŁA - M. Robinson страница 21
– Obróć się i skieruj broń na matkę.
Zamknąłem oczy, modląc się, aby to wszystko już się skończyło. W ciszy prosiłem Boga, żebym nie musiał tego robić, by zatrzymał czas lub aby się okazało, że to tylko zły sen. Kiedy jednak obróciłem się do mamy, a on kazał mi otworzyć oczy i wycelować pistolet w jej serce, zrozumiałem, że nie ma Boga albo po prostu nie słucha i nie dba o mnie i moją rodzinę.
Nie zaglądał do naszego domu… Tu rządził diabeł, bo gdyby było inaczej, nie musiałbym pociągać za spust.
– Kiedy do kogoś celujesz – wyszeptał mi do ucha, pozostając za mną, jednak na tyle głośno, że mama wszystko słyszała – celujesz, żeby zabić. W serce lub w głowę. – Przerwał, pozwalając, by ostatnie słowa zawisły w powietrzu.
Tamten wyraz twarzy mojej mamy już zawsze będzie prześladować mnie w koszmarach. Nie była smutna ani przestraszona… Na jej twarzy malowała się ulga, jakbym miał zabrać ją z miejsca, gdzie nie chciała być, jakbym miał ją uwolnić, pozwolić odejść. Nie tego się spodziewałem.
Nie chciałem tego… Co się z nami stanie, gdy jej zabraknie?
– Nie, tato! – krzyknąłem, nie dbając już o następstwa. – Proszę, nie każ mi tego robić, proszę, tato, proszę – błagałem o litość.
– JUŻ! – krzyknął głośniej.
Mój płacz i jego wrzaski musiały być dość głośne, bo do pokoju weszła Lauren w swojej piżamie z Disneya, przecierając zaspane oczy. Mama zastygła w bezruchu. Usłyszałem płacz Alexis, mojej młodszej siostry. Krzyczała z łóżeczka tak głośno i przenikliwie, że poczułem, jakby krwawiły mi uszy.
– Rick, proszę, nie rób tego… Miej litość… Boże… Proszę, nie rób tego… – błagała mama, otrząsając się z oszołomienia.
Chwycił szorstko moje dłonie i wycelował za mnie.
– Naciśnij ten pieprzony spust! – nakazał z groźbą w głosie.
– Tatuś! – zawołała Lauren, podbiegając do mamy i przytulając się do jej nóg.
– Rick! Skończ to… Proszę. Jezu Chryste, straszysz dzieci!
– Nie chcę tego, nie chcę tego, nie chcę tego – powtarzałem raz za razem.
– Devon, naciśnij ten pieprzony spust! Jeśli tego nie zrobisz, to przysięgam, że ukażę twoje siostry. Lauren zapłaci za twoje błędy. Bądź mężczyzną i naciśnij spust.
Albo moje malutkie siostry, albo mama…
Potrząsnąłem głową i zamknąłem oczy, modląc się o przebaczenie. Boże, dopomóż…
Usłyszałem kliknięcie.
Jego rechot sprawił, że otworzyłem oczy. Głowa trzęsła mu się ze śmiechu, a mama mocno ściskała Lauren. Nigdy wcześniej nie widziałem na jej twarzy tak ogromnego strachu i ulgi jednocześnie.
Płakałem z przerażenia, byłem pewien, że pójdę do piekła. A jednak nie uważałem, by to miało jakiekolwiek znaczenie… Już wkrótce miało się okazać, że każdy mój dzień będzie koszmarem. Wszystko się zmieni.
Dla każdego z nas.
– Przepraszam, mamo. Tak mi przykro – jęknąłem, ledwie panując nad drżeniem ciała i głosu.
W następnej chwili uderzył mnie w twarz tak mocno, że przeleciałem przez pokój. Z hukiem uderzyłem o podłogę i od razu poczułem ból.
– Ty mały gnoju! Przepraszasz za to, że pociągnąłeś za spust, do kurwy nędzy? Jaki z ciebie mężczyzna?
Moja głowa pulsowała, a pokój wirował. To był pierwszy raz, kiedy mnie uderzył, i wiedziałem, że nie ostatni.
To dopiero początek.
Poczułem, jak mama mnie obejmuje, przynosząc pociechę, ciepło i miłość. Chłonąłem je tak, jakby to była ostatnia rzecz w moim życiu. Płakałem na jej kolanach, raz po raz przepraszając.
– Już dobrze, Devon. Mama cię kocha, ona to wszystko naprawi, nie płacz, przykro mi – uspokajała Lauren.
– Już dobrze, kochanie, przepraszam. Przepraszam, że musiałeś przez to przechodzić. Wynagrodzę ci to, obiecuję – powiedziała mama, kołysząc mnie w przód i w tył. Trzymała mnie tak mocno, że ledwo mogłem oddychać, ale to było nieważne. Chciałem się ukryć, oddalić od siebie cały ból i poczucie straty.
– Cholera, Jasmine. Robisz z niego pieprzoną pizdę, ty głupia, bezwartościowa dziwko!
Mocno chwycił ją za włosy, aż Lauren zaczęła krzyczeć.
– Nie, tatusiu! Przestań, przestań. – Złapała mamę za nogę, starając się ją odciągnąć. Zakryłem rękami uszy, pragnąłem znaleźć się jak najdalej od tego wszystkiego…
– PRZESTAŃ! – wrzasnąłem i dysząc, usiadłem na łóżku. Pociłem się obficie, mój umysł był zdezorientowany, a łóżko wilgotne. Nie potrafiłem rozróżnić snu od jawy. Cały się trząsłem, nie mogąc złapać tchu.
Czułem przerażenie, dokładnie takie jak wówczas, gdy byłem dzieckiem. Nie mogłem już spać, a teraz czuwanie również stawało się nie do zniesienia. Zaczynało mnie to przerastać. Wszystko wydawało się zbyt realne. Ponownie znalazłem się w tamtym pokoju. Znów modliłem się, pełen nadziei, pragnąc, aby to wszystko się skończyło, i czując się bezradny oraz samotny.
Zawsze samotny.
– Kurwa… Kurwa… Kurwa… Kurwa…
Dysząc, zsunąłem się z łóżka. Moja skóra była śliska, a w głowie pulsowało. Zasłoniłem twarz dłońmi, desperacko próbując zablokować uderzające we mnie jeden za drugim obrazy. Osunąłem się po ścianie. Usiłując osłaniać umysł ramionami i ciałem, zwinąłem się na podłodze w ciasną kulkę.
– O mój Boże, Jezu Chryste. Tak mi przykro… Przepraszam… mamo… Tak mi przykro… – powtarzałem bez końca, wiedząc, że jestem sam, a to tylko koszmarny sen.
Lecz nie do końca…
To było wspomnienie.
Nie potrafiłem się od nich uwolnić.
Zawsze mnie prześladowały.
DWANAŚCIE
– Jesteś z tych Stevensów? – spytała Madam neutralnym głosem.
Byłam z VIP-ami już dwa tygodnie. Nie spotkałam się jeszcze z