Pokusa ZŁA. M. Robinson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pokusa ZŁA - M. Robinson страница 18
– Jakoś nie zajęło ci dużo czasu, by znaleźć kogoś innego. Co? Tak łatwo mnie zastąpić? Taką jedyną i wyjątkową? Jesteś pieprzonym kłamcą! Nienawidzę cię! Nienawidzę cię tak bardzo, bo uwierzyłam w ciebie. Sprawiłeś, że ci zaufałam!
– O Boże, Brooke, uspokój się. – Próbował kontrolować moje szamoczące się ciało.
– Odejdź, po prostu idź do swojej dziewczyny. Założę się, że trzymałeś ją na boku przez cały czas, co? Założę się, że zawsze była jakaś druga kobieta! Pieprzony kłamca!
– Jeśli się nie uspokoisz, to zaraz…
– No co? Złamiesz mi serce? Już to zrobiłeś, kłamco!
– Nie zamierzam tu stać i bronić się przed tobą. To nie przeze mnie, tylko przez ciebie. Nie jestem twoją pieprzoną zabawką, Brooke. Żyję swoim życiem, bo tak mi kazałaś. Pamiętasz ten dzień na plaży? Płaszczyłem się u twoich stóp, jak zawsze, a ty, jak zawsze, mnie odrzuciłaś. A teraz przychodzisz do mnie z tym gównem! Ty chyba, kurwa, żartujesz? – Odepchnął mnie i się odsunął.
Zadrżałam od adrenaliny, pochylając głowę w bólu i poczuciu straty.
– Nie wierzę… Nie wierzę… Przyszłam powiedzieć ci, że… – W końcu spojrzałam na niego, wyczerpana. – Ale to już, kurwa, nie ma znaczenia, nic już nie ma.
– Jesteś wrakiem, Brooke. Jesteś wrakiem od tamtej nocy. Nie jestem w stanie pozbierać cię do kupy, nigdy nie potrafiłem i nie mam już sił próbować.
Przełknęłam gulę w gardle.
– Nigdy nie chciałam, żebyś mnie ocalił, nie potrzebuję pomocy.
– Z tym ostatnim masz rację… Nie da się uratować kogoś, jeśli sam nie wie, że jest zgubiony.
Odskoczyłam – zszokowana i oszołomiona.
– Przykro mi, że musiałaś to widzieć. Nigdy bym nie zranił cię celowo, wiesz przecież – stwierdził szczerze i jakaś część mnie chciała mu uwierzyć.
– To nie wszystko, Landon. Tu już nie chodzi tylko o jego kochankę… Jest jeszcze coś – wyrzuciłam z siebie. Musiałam komuś powiedzieć, a on był jedyną osobą, która znała prawdę.
– Co? – zdziwił się.
– Znalazłam jego wizytówkę i jest z jakiejś ekskluzywnej agencji towarzyskiej. Była schowana w sejfie. – Otarłam łzy spływające mi po twarzy. – W sejfie, do którego kodem jest rocznica ich ślubu.
– Jezu Chryste… – Spojrzał ku niebu.
Potrząsnęłam głową, nie chcąc mówić nic więcej.
– Idź już – wyszeptałam. – Po prostu wracaj do swojej dziewczyny, wracaj do swojego życia.
– Brooke – wymamrotał, robiąc krok w moją stronę.
– Nie. – Znów pochyliłam głowę. – Nie utrudniaj tego bardziej… Proszę… – powiedziałam, szlochając.
Płakałam tak długo, że aż rozbolała mnie pierś, a oczy napuchły.
Płakałam, gdy słyszałam odgłos jego oddalających się kroków.
A kiedy już umilkły, rozpłakałam się jeszcze bardziej.
DZIESIĘĆ
Moja mama i siostry spędziły miesiące na planowaniu ślubu. Były energiczną drużyną i nie minęło dużo czasu, a wszystko dopięły przed wielkim dniem na ostatni guzik. To miało być kameralne wesele na siedemdziesiąt pięć osób, w większości znajomi i jego rodzina.
Wyglądała cudownie w białej jedwabnej sukni i z uwydatnionym brzuszkiem. Była w szóstym miesiącu ciąży i szła do ołtarza w wieku dziewiętnastu lat. Promieniała. Mama, tak jak się tego spodziewałem, płakała niemal przez cały czas trwania ceremonii. A razem z nią moje siostry. Alexis miała dwadzieścia dwa lata i niedługo ukończy pierwszy rok college’u. Lauren, w wieku dwudziestu czterech lat, nieźle radziła sobie na studiach. Chciała zostać psychiatrą i pomagać ludziom. Nie pytałem, dlaczego zdecydowała się akurat na taką ścieżkę kariery, lecz część mnie się domyślała.
Nigdy nie myślałem o tym, że kiedyś dorosną. Dla mnie zawsze były małymi dziewczynkami, domagającymi się mojej uwagi. Przez długi czas, nawet gdy jeszcze żył ojciec, byłem jedynym mężczyzną w ich życiu. To moje siostry, ale traktowałem je zawsze jak córki, a teraz jedna z nich wychodziła za mąż.
Maleństwo, moje maleństwo.
– Jeśli kiedykolwiek ją zranisz… fizycznie albo psychicznie, zabiję cię – oznajmiłem Johnowi, którego twarz mówiła, że wierzy mi z całego serca.
– Kocham ją. Nigdy nie zrobię nic, by ją skrzywdzić.
Przytaknąłem i uwierzyłem.
– Nie jest taka silna, na jaką wygląda. Musisz się nią opiekować.
– Wiem, człowieku, wiem. Opowiadała mi o swoim dzieciństwie.
– Dzieciństwie?
– Taak… Mówiła o waszym tacie i tym, co się działo.
– Co dokładnie ci mówiła?
Ona pamięta?
– John, mój drogi – wtrąciła się mama. – Panna młoda cię szuka. Jest na zapleczu.
– Dziękuję, pani Hill.
– Kochanie – uśmiechnęła się – już o tym rozmawialiśmy, mów mi „mamo”.
– Dobrze… mamo.
Uściskała go i wyszedł.
Odwróciła się do mnie.
– Czemu wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha?
– Mamo, czy Liv kiedykolwiek rozmawiała z tobą o ojcu?
– Co masz na myśli? – zapytała zaniepokojona.
– O tym, co zapamiętała.
– Nie, kochanie. Ale nie rozmawiajmy dzisiaj o tym, dobrze? Proszę… Jest wesele twojej siostry, szczęśliwy dzień. Nie pozwólmy go zepsuć.
– Taak… – zgodziłem się. – Masz rację.
– Wszystko w porządku? – Ujęła moją twarz w dłonie.
– Oczywiście. – Uśmiechnąłem