Sekretne życie introwertyków. Jennifer Granneman
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Sekretne życie introwertyków - Jennifer Granneman страница 11
To kolejny powód, by walczyć z błędnym rozumieniem introwersji. Badania Arona W. Siegmana i Theodore M. Dembroskiego wykazały, że udawanie ekstrawersji może prowadzić do wypalenia, stresu i chorób układu krążenia. Potrzebne są dalsze badania na ten temat, ale efekt ten jest prawdopodobnie wynikiem przebodźcowania i lęku, który może się pojawić, kiedy introwertycy podejmują zbyt intensywny wysiłek towarzyski. Okazuje się, że hasło „zaakceptuj swoją introwertyczną naturę” nie jest jedynie czczym banałem – to po prostu korzystne dla twojego zdrowia. Ale nie możemy zaakceptować naszej natury, póki nie zrozumiemy, czym ona właściwie jest – a zacząć trzeba od obalenia mitów na jej temat.
Czy czułeś się kiedyś niezrozumiany? Jeśli tak, czytaj dalej. W tym rozdziale odniosę się do niektórych stereotypów na temat introwersji.
Stereotyp #1: Introwersja to po prostu nieuprzejmość
Byłam na pierwszym roku studiów, a o rok starsza koleżanka z akademika zaprosiła mnie na kolację. Była towarzyska, głośna i bezpośrednia – typ, który każdemu w razie potrzeby nagada. Z perspektywy czasu domyślam się, że była ekstrawertyczką.
W restauracji zamówiłyśmy przystawki, a ona zapytała mnie, skąd pochodzę (z Minnesoty) i co studiuję (sztukę pisania) – typowy small talk na początek znajomości. Pomyślałam, że nasza pierwsza „kumpelska randka” idzie całkiem dobrze – przynajmniej z punktu widzenia takiej nietowarzyskiej introwertyczki jak ja. Potem jednak powiedziała coś, co mnie zszokowało. „Jesteś naprawdę fajna. Kiedy cię poznałam, prawie w ogóle się nie odzywałaś, więc pomyślałam, że musisz być sukowata”.
„Musisz być sukowata”. Wypowiedziała te słowa tak beztrosko, jakby informowała mnie, że właśnie przynieśli moją sałatkę z mozzarellą. Wydaje mi się, że to miał być taki dziwny komplement.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Zamarłam, a po chwili zmusiłam się do cichego: „Ha ha, dzięki”. Próbowałam udawać, że wszystko jest w porządku, ale tak naprawdę jej słowa mnie zraniły. Jasne, byłam cicha. Na kampusie trzymałam się na dystans. Często spędzałam piątkowe wieczory, leżąc w łóżku i czytając książki na interesujące mnie zajęcia. Miałam chłopaka i kilkoro bliskich przyjaciół i nikogo więcej nie potrzebowałam. Nigdy nie sądziłam, że mój introwertyzm może być postrzegany jako „sukowatość”. Po prostu robiłam to, co chciałam.
Okazuje się, że introwertycy często bywają określani jako sukowaci, niegrzeczni lub nieprzyjaźni. „Oskarżano mnie o bycie aroganckim dupkiem, bo unikam small talku i wolę samotność” – powiedział mi Leylani. „Nazywano mnie królową lodu” – dodała Anne. „Wiele osób powiedziało mi, że widząc mnie po raz pierwszy, bało się mnie, bo się nie uśmiechałam” – mówi Allison. „Kiedy po latach zdarzało mi się spotkać kogoś, z kim chodziłam do liceum, zawsze słyszałam, że uważał mnie za sztywniarę albo chamkę”. Kobieta pytała te osoby, czy kiedykolwiek odniosła się do nich niegrzecznie. „Okazywało się, że nie, ale jako że często spędzałam czas sama i czytałam albo słuchałam muzyki, ludzie uważali, że się wywyższam. To mnie zdziwiło. Owszem, nie trzymałam się z „popularnymi” dzieciakami, ale nie było też tak, żebym nie lubiła ludzi. Po prostu zajmowały mnie książki, muzyka i tak dalej”.
Do dzisiaj nie potrafię sobie przypomnieć sytuacji, w której byłabym niemiła dla mojej koleżanki z akademika. Nigdy jej nie obraziłam, nie zlekceważyłam jej, kiedy mówiła, ani nic podobnego. Prawdopodobnie po prostu kilka razy minęłam ją w korytarzu, kiedy jeszcze się nie kolegowałyśmy, i nic nie powiedziałam. Na pewno nie wyciągnęłam do niej ręki i nie zawołałam: „Hej, jestem Jenn! Co u ciebie?”. Nie sądziłam, że to niegrzeczne. Po prostu trzymałam się na uboczu.
I tu jest pies pogrzebany. Nasza powściągliwa natura wpędza nas w kłopoty. Nie zarzucamy ludzi życzliwościami, więc oskarża się nas o niegrzeczność. Nie opowiadamy historii naszego życia nowo poznanym, więc mówi się o nas, że się wywyższamy. Introwertycy nie patrzą jednak na życie jak na jedno wielkie przyjęcie. Wystarczy nam kilka istotnych relacji. Nie rozglądamy się ciągle wokół w poszukiwaniu kolejnych fanów.
W ciągu dnia często jesteśmy zatopieni w myślach. Shalima, kolejna introwertyczka, którą oskarżono o bycie niegrzeczną, mówi mi: „Trudno być głośnym, kiedy twój umysł na ciebie krzyczy, zarzucając cię setką pomysłów naraz”. Albo po prostu obserwujemy nasze otoczenie, jak to introwertycy mają w zwyczaju. Amy mówi: „Milczenie nie oznacza złości, smutku, nieuprzejmości, arogancji ani pyszałkowatości. Milczenie oznacza przyglądanie się ludziom, obserwację i cieszenie się życiem… w ciszy”.
Żałuję, że się nie odezwałam, kiedy moja ekstrawertyczna koleżanka z akademika nazwała mnie suką. Żałuję, że nie powiedziałam jej, żeby uważała, zanim zacznie kogoś oceniać przez pryzmat jego milczenia. Milczeć można z wielu powodów. Niektórzy są introwertykami, którzy potrzebują czasu, zanim otworzą się na innych. Inni mogą być chwilowo zwróceni ku wewnątrz, ciesząc się swoim prywatnym światem. Można też po prostu mieć ochotę na chwilę ciszy. Nie oceniaj zbyt szybko.
Dzisiaj staram się zawsze witać, kiedy mijam sąsiadów w korytarzu mojego budynku. Kiedy jestem w dobrym nastroju, prowadzę nawet krótką konwersację („Hej, jaki ładny płaszcz! Gdzie kupiłaś?”). Prawdopodobnie jednak nie będę przez piętnaście minut rozmawiać o pogodzie (chyba że pada śnieg, bo to jedyne, o czym chcą wtedy rozmawiać mieszkańcy Minnesoty). Prawdopodobnie też nigdy nie zaproszę nikogo spontanicznie na herbatę. I nie widzę w tym nic złego.
Stereotyp #2: Potrzeba samotności introwertyka jest aspołeczna
Kiedy Jill była w liceum, przez cały czas czuła się wykończona, bo nie umiała jeszcze pracować ze swoją introwersją. W konsekwencji ciągle kłóciła się z rodzicami. „Nie rozumieli, dlaczego wciąż chcę być sama, i podejrzewam, że bali się, że jestem w depresji albo zajmuję się czymś niebezpiecznym, bo całe wieczory spędzałam przed komputerem” – mówi. „Dlatego twierdzili, że jestem aspołeczna i muszę mieć jakiś problem”. W pewnym momencie Jill nie mogła już znieść nawet stymulacji, jaką dawało jej przebywanie na lekcjach. „W szkole kompletnie zamknęłam się w sobie i wyłączyłam. Moi nauczyciele wzywali rodziców i w zasadzie kazali mi brać udział w lekcjach, „bo inaczej…”. Czułam się tak, jakbym miała jakiś defekt, jakby coś było ze mną nie tak. Czekałam, aż wyślą mnie na terapię albo coś w tym rodzaju, żeby mnie «naprawić»”.
Teraz Jill już wie, że czuła się tak zmęczona, bo była przebodźcowana przebywaniem wśród ludzi, a nie miała możliwości się później „doładować”. „Zawsze czułam presję, żeby uczestniczyć w kołach zainteresowań, a koledzy domagali się też mojej uwagi, kiedy już wyszliśmy ze szkoły” – mówi mi. „Kiedy jej im nie poświęcałam, pojawiało się mnóstwo nowych problemów, bo kiedy nie byłam z nimi na sto procent, stawałam się «złą przyjaciółką». Żeby to jakoś znieść, musiałam w zasadzie udawać, że jestem ekstrawertyczką, a w konsekwencji stałam się zrzędliwą