Z duchami przy wigilijnym stole. Группа авторов

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Z duchami przy wigilijnym stole - Группа авторов страница 11

Z duchami przy wigilijnym stole - Группа авторов

Скачать книгу

– Ona ani przez chwilę nie myślała o tym, żeby się z panią spotkać.

      – No to posłuchaj, mówię raz jeszcze, na… Ale zaraz, co to znowu takiego?

      Urwała na odgłos skrzypnięcia żelaznej furtki do ogrodu, odwróciła się i zobaczyła Williama Pickeringa. Twarz miał poczerwieniałą od szybkiego marszu z miasta, dorożki nie udało się wówczas znaleźć w Worcester z taką łatwością jak obecnie.

      – Ciociu Mary! – zawołał William Pickering. – Co się stało z matką? Przybiegłem, żeby zobaczyć, bo nie ma jej u pani Law.

      – W takim razie gdzie się podziała? – zaniepokoiła się Mary Barber. – Coś ci powiem, Williamie – powiedziała, gdyż właśnie wpadła na rozwiązanie zagadki. – Pomieszało jej się w głowie od tych kłótni z wami i pognało ją w pola. Mówię ci, żebyś sam widział, jak dziwnie na mnie spojrzała tam na miedzy!

      – To jakaś bzdura! – oburzył się młodzieniec.

      – Też mi bzdura! Mówię… A wy co tutaj robicie? – zawołała Mary Barber, gdyż znienacka otoczyła ich grupka osób, złowrogo przy tym pomrukując.

      Konstabl położył rękę na ramieniu Williama Pickeringa.

      – Przykro mi, ale jest pan aresztowany i muszę uprzedzić, iż wszystko, co pan powie, może zostać wykorzystane przeciwko panu.

      – A za co niby aresztowany? – spytał chłodno William.

      – Za morderstwo! – oznajmił konstabl. Ledwie to okropne słowo dotarło do uszu Mary Barber, a natychmiast błysnęła jej w głowie straszliwa myśl: czy William mógł zamordować matkę? Oczywiście do tego wniosku popchnęły ją wcześniejsze myśli, związane z niepojawieniem się siostry.

      Było jednak zupełnie inaczej. W zamieszaniu, które teraz nastąpiło, pośród wzburzonych pytań ze strony uroczyście ubranych osób, które miały stanowić orszak weselny, okazało się, że w biurze znaleziono martwego pana Stone,a, wiekowego księgowego, w którego potylicy ziała okropna rana. Przerażony Richard Pickering, rzuciwszy bratu pokorne, błagalne spojrzenie, zawołał, że do czegoś takiego nie mogło dojść.

      Oto, co udało się ustalić, jeśli chodzi o wydarzenia tego poranka. Pan Stone, jak zwykle, stawił się w biurze o dziewiątej i ku swemu zaskoczeniu zastał tam Williama Pickeringa otwierającego listy. Ten oznajmił, że nie zamierza udać się na ślub brata, z czego stary księgowy uczynił mu gniewny zarzut. To nie spodobało się Williamowi, a od słowa do słowa obaj zaczęli się obrzucać coraz poważniejszymi wyzwiskami. Tak w każdym razie zeznał Dance, zatrudniony głównie w magazynie chmielu, a teraz czekający w biurze na codzienne polecenia. Powiedział, że gdy wychodził, obaj mężczyźni „awanturowali się w najlepsze”. Po jakimś, niedługim zresztą, czasie William Pickering odwiedził magazyn i jeszcze dwa inne miejsca, a po powrocie zastał list od matki, który zostawił Hill, od wielu lat załatwiający w rodzinie Pickeringów najróżniejsze sprawy poza domem. Co więcej, w sprawach zawodowych czekał też na niego Corney, jeden z największych browarników w mieście. Załatwiwszy sprawę z Corneyem, William otworzył list i przeczytał, co następuje:

      Williamie! Nie zdarzyło się jeszcze dotąd, byś sprzeniewierzył się mojemu poleceniu! Każę Ci zatem, abyś natychmiast wracał i pojechał ze mną do kościoła. Spróbuj sobie wyobrazić, że większą część nocy spędziłam na klęczkach, błagając Najwyższego, abyś pogodził się ze swym bratem!

Twoja kochająca matka

      Tutaj jednak zaczynały się niejasności. William Pickering zeznał, że aby uczynić zadość żądaniu matki, natychmiast opuścił biuro, zostawiając pana Stone,a przy biurku, tyle że niedługo potem księgowego znaleziono na podłodze, z głęboką raną w tyle głowy. Było oczywiste, iż otrzymał cios, nachylając się nad biurkiem. Ponieważ natychmiast zaczęto rozpytywać wszystkich zatrudnionych, pośród których znalazł się Dance, ten powiedział o kłótni, co następnie stało się podstawą aresztowania Williama Pickeringa.

      Pierwsza myśl zaszokowanej Mary Barber pomknęła ku siostrze. Była przekonana, że jeśli ta okropna nowina nie zostanie przekazana Hester łagodnie, może ją zabić. Nie troszcząc się więc już ani o ciasto, ani o wino, ani o resztę towarzystwa, którego nawet jeszcze nie obejrzała, ruszyła na poszukiwanie pani Pickering, a chociaż nie miała pojęcia, gdzie szukać, najnaturalniejsza wydała jej się droga do domu.

      „Z pewnością bardzo chce dołączyć do reszty – myślała Mary – więc może spotkam ją po drodze”.

      Ale to nie siostrę spotkała, lecz służącego – Hilla. Ten podążał drogą tak zaaferowany, że niemal biegł, a gdy przekazał swój szokujący komunikat Mary Barber, ta na chwilę znieruchomiała niczym słup soli. Otóż jej siostrę znaleziono w łóżku – martwą!

      Gdy Mary ocknęła się z bezwładu i pognała do domu siostry, w bramie niemal zderzyła się z wychodzącym lekarzem. Ten potwierdził okropną prawdę: pani Pickering nie żyła. Z twarzą jakby skamieniałą, Mary poszła do sypialni. Betsey, zalewając się łzami, opowiedziała, co następuje.

      Kiedy obie się rozstały, służąca ponownie zamknęła drzwi na zasuwę i poszła do kuchni. Przypadkiem zaciekawiła ją myśl, czy jedwabna parasolka na pewno znajduje się na piętrze, czy aby ktoś jej nie ukradł z wieszaka, jak przed kilkoma tygodniami zdarzyło się z bawełnianą parasolką, zgarniętą przez jakiegoś włóczęgę. Zamiast więc do kuchni, wbiegła na górę i tu ku swemu zdumieniu zastała panią, która siedziała w fotelu obok łóżka, z głową lekko odchyloną do tyłu i ręką przyciskającą serce. Na łóżku leżała jedwabna parasolka, do połowy wyciągnięta z pokrowca, a koło niej nadgryziona kromka chleba z masłem. W pierwszej chwili dziewczyna pomyślała, że pani śpi, przestraszyło ją jednak coś w wyrazie jej twarzy. Wybiegła z domu, a napotkawszy wracającego z Worcester Hilla, kazała mu gnać do najbliższego lekarza. Gdy ten się zjawił, orzekł, że pani Pickering nie żyje. „I to musiała już nie żyć od godziny!” – dorzucił.

      – A która wtedy była? – zawołała głosem drżącym z emocji Mary Barber.

      – Wpół do dwunastej. To pewne. Dość niezwykłe, że o tym pomyślałam – szlochała Betsey. – Ale wtedy przemknęło mi przez głowę, że pani tak jakoś dziwnie zniknęła mi z oczu, jakby ją coś zdmuchnęło.

      Mary Barber w duchu rozważała całą sprawę. Jeśli lekarz miał rację, siostra musiała umrzeć o wpół do jedenastej, a więc dokładnie wtedy, gdy zobaczyła ją na miedzy.

      – Betsey – odezwała się w końcu tak cicho, że niemal szeptem. – Jeśli pani wyszła, tak jak mówisz, to czy możliwe, że potem wróciła ukradkiem, bez twojej wiedzy?

      – Mowy nie ma, za nic by się tak nie stało – brzmiała stanowcza odpowiedź, która zresztą potwierdziła tylko podejrzenia Mary Barber. Od kamienia na miedzy Hester mogła dotrzeć do domu tylko jedną drogą: tą, którą przeszła Mary, a dobrze wiedziała, że siostry nie widziała nigdzie po drodze.

      – Po tym, jak pani wyszła (a w każdym razie mnie się tak zdawało), zamknęłam na zasuwę drzwi i z przodu, i z tyłu. A te pierwsze to otworzyłam dopiero przed panią – dodała dziewczyna. – Od czasu, jak mnie

Скачать книгу