Krew Imperium. Brian McClellan

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krew Imperium - Brian McClellan страница 16

Krew Imperium - Brian McClellan Bogowie Krwi i Prochu

Скачать книгу

Ka-Sediala. Nie jestem… jak wy to mówicie…? mile widziany między Dynizyjczykami.

      – A jednak wróciłeś do Dynizu.

      Orz kiwnął głową.

      – W tej chwili wszyscy moi rodacy w Fatraście wiedzą, że dopuściłem się zdrady. Posłano za mną ludzi-smoków. Powrót do ojczyzny to ostatnie, czego spodziewa się Ka-Sedial.

      Styke przyglądał się Orzowi, próbując przewidzieć, do czego to wszystko prowadzi.

      – W końcu i tu się dowiedzą.

      – Owszem, dowiedzą się. – Jakimś sposobem poważna mina Orza stała się jeszcze poważniejsza. – Sedial wie, że nie zdoła mnie ukarać, zatem ukarze tych, którzy są mi bliscy. Wyśle agentów, by odszukali moją rodzinę. Wróciłem, by zrobić, co w mej mocy, by ich ochronić.

      Styke spojrzał w bok. Ka-poel wpatrywała się w człowieka-smoka intensywnie, raz jedynie zerknęła na Styke’a, ale nie zdradziła swych myśli.

      – Mówi prawdę? – zapytał Ben.

      Ka-poel wyciągnęła z kieszeni nożyk i pokazała Orzowi otwartą dłoń. Dynizyjczyk natychmiast zmrużył oczy.

      – Nie – oznajmił stanowczo. – Rozumiem, że to ty jesteś tą Kościane Oko, która wyzwoliła mnie spod władzy Sediala. Jeśli tak było, dziękuję ci. Jednak już nigdy nie oddam krwi Kościanemu Oku. Nie dobrowolnie w każdym razie.

      Ka-poel prychnęła, wygestykulowała coś i cofnęła się do swojego wierzchowca.

      Chyba mówi prawdę – przetłumaczyła Celine.

      – Dobra. – Styke przełamał nagły bezruch. Uświadomił sobie, że ramiona ma naprężone, dłoń zaciśniętą na rękojeści boza tak mocno, że bolała. Zmusił się, by otworzyć palce i odłożyć nóż. – Wiemy już, dlaczego wróciłeś do Dynizu. Powiedz mi teraz, dlaczego zjawiłeś się tutaj. Co to za propozycja? I gadaj szybko, bo co najmniej pięćdziesięciu twoich rodaków idzie przez te bagna po naszych śladach i muszę albo zwiększyć odległość między nami a nimi, albo zastawić pułapkę.

      – Sześćdziesięciu czterech – powiedział Orz cicho.

      – Co sześćdziesięciu czterech? – Styke zaczynał tracić cierpliwość i świadomie nie pozwolił sobie dobyć noża.

      – Sześćdziesięciu czterech moich rodaków. Nie będą sprawiać kłopotów.

      Ben poczuł, jak dreszcz przebiega mu po plecach, i spojrzawszy na Zaca, gwałtownie kiwnął głową. Zac zniknął w mgnieniu oka, ruszył na bagna sprawdzić prawdziwość słów człowieka-smoka.

      – Moja propozycja jest taka – kontynuował tymczasem Orz. – Jeśli pomożecie mi dotrzeć do domu i zapewnić bezpieczeństwo moim krewnym, ja pomogę wam dotrzeć na spotkanie z resztą waszej kawalerii.

      – A dlaczego uważasz, że potrzebujemy pomocy?

      – Bo beze mnie nie przejdziecie dwudziestu mil. – Dynizyjczyk zawiesił na moment głos, jakby chciał się upewnić, że informacja dotrze do rozmówców. – Tygodniami słuchałem, jak twoi lansjerzy plotkują. Słuchałem w Starlight i na statku. Wiem, że przybyliście tu zniszczyć kamień bogów. I wiem, że planujecie spotkanie z resztą twoich lansjerów, by wspólnie znaleźć kamień pośrodku bagien. Jeśli chodzi o plany względem kamienia, popieram. Dynizowi tylko na dobre wyjdzie, jeśli Sedial nie dostanie tak potężnej broni w swoje łapska. Ale wasz plan ma błędne założenia i jest z gruntu skazany na porażkę.

      Lansjerzy zaczęli wymieniać pod nosem uwagi i sięgać po broń. Styke poczuł, jak wzbiera w nich niepewność, i wiedział, że to nie ułatwi ich wędrówki. Przez ułamek chwili rozważał szybki atak nożem, uciszenie człowieka-smoka, zanim ten zasieje jeszcze więcej wątpliwości. Uznał jednak, że to nie skończyłoby się dobrze.

      – Jakie to błędne założenia ma nasz plan? – syknął przez zaciśnięte zęby. Raz jeszcze spojrzał na Ka-poel. Ta przechyliła lekko głowę, jakby wyjątkowo uważnie słuchała, co człowiek-smok ma do powiedzenia.

      Orz zachowywał się, jakby w ogóle nie zauważył poruszenia, jakie wywołał swymi słowami.

      – Nie macie aktualnych map Dynizu. Przez ponad sto lat żadnemu obcemu, który postawił stopę na naszym brzegu, nie pozwolono stąd odejść, a to znaczy, że nie macie pojęcia, jak bardzo zmieniły się Zębate Mokradła od chwili, gdy sporządzono waszą mapę. Bagna nie są już dzikie. Z zewnątrz mogą się takie wydawać, byliśmy bardzo ostrożni i włożyliśmy wiele starań, by nasza linia brzegowa wyglądała niezmiennie dla obcych żeglarzy. Ale Zębate Mokradła okiełznano dawno temu. Kamień bogów, którego szukacie, nie tkwi zatopiony w bagnisku. Odkryto go ponownie przed czterdziestu laty i odkopano. Naukowcy i czarownicy doszli do wniosku, że próby przeniesienia go nie będą mądre, więc zamiast przenosić kamień, zbudowano wokół niego miasto. Przenieśliśmy naszą stolicę. Kamień bogów jest teraz punktem centralnym pałacu cesarza, niecałe sześćdziesiąt mil stąd. Ta droga, z której chcieliście skorzystać, jest dziś nieustannie używanym traktem, a nie jakąś ścieżką ubitej ziemi. A pomiędzy nami a stolicą znajduje się osiem miast i innych osad.

      Styke cofnął się o krok, miał wrażenie, jakby otrzymał cios pięścią. Niech otchłań pochłonie całą tę jazdę przez dzicz. Jeśli Orz mówił prawdę, Styke został oddzielony zarówno od swego celu, jak i armii przez kilka miast i garnizonów, które w nich stacjonowały.

      – Mogę zobaczyć wasze mapy? – Orz rozłożył ręce.

      Odrętwiały Styke przytaknął i Celine podała mu tubę, a on przekazał ją Dynizyjczykowi. Orz ostrożnie wydobył mapę regionu Zębatych Mokradeł, rozwinął ją i ocenił.

      – Z tego, co usłyszałem, planowaliście wylądować tutaj, tak? – Wskazał na punkt ich spotkania.

      – Tak. – Styke’owi przyszło do głowy, że właśnie przekazuje istotne informacje wrogowi. A co, jeśli Orz złapie mapy i rzuci się z nimi do ucieczki, a potem powie o inwazji swoim pobratymcom? Ale Ben próbował brać pod rozwagę twierdzenia Orza i nagle poczuł się całkowicie wyczerpany, nie miał dość energii, by podejrzewać jakiś wybieg.

      – To dobre miejsce. Bardzo niegościnne, są tu głębokie bagniska. Macie szczęście, wasi lansjerzy będą mieli czas się przygotować, może nawet rozesłać zwiadowców, zanim zostaną odkryci. – Orz postukał palcem w kolejny punkt, mniej więcej dwie trzecie drogi między wyznaczonym miejscem spotkania z Ibaną a ich obecnym położeniem i jakieś dwadzieścia mil w głąb lądu. – Tu jest dynizyjska stolica, dom kamienia bogów. Nazywa się Talunlika. By dotrzeć na miejsce zbiórki, musielibyście przejechać przez miasto albo bardzo blisko jego granic. Nie udałoby się wam tego dokonać i nie zwrócić na siebie uwagi. Ale jak powiedziałem, wymienię moją pomoc na waszą. Moi rodzice mieszkają w stolicy. Kiedyś byli głowami Domu i ustąpili ze stanowiska. Po waszemu: przeszli na emeryturę, dobrze mówię? Pomożecie mi wydostać ich z miasta i ukryć, a ja dopilnuję, byście dotarli do reszty waszych.

      Styke nie miał pojęcia, jak dotarcie do Ibany i innych miałoby zmienić ich sytuację. Sprowadził do Dynizu dwa i pół tysiąca kawalerii, wystarczająco wiele, by przejąć i zabezpieczyć artefakt wśród bagien, póki nie

Скачать книгу