Krew Imperium. Brian McClellan

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krew Imperium - Brian McClellan страница 18

Krew Imperium - Brian McClellan Bogowie Krwi i Prochu

Скачать книгу

niewielkiej wolnej przestrzeni stał drewniany zydel, na łóżku zaś leżały przygotowane brzytwa, miseczka zawierająca odrobinę cytrynowego soku zmieszanego z popiołem i zestaw pędzli do malowania twarzy dla aktorów. Żałobny strój Ichtracii, który nosiła blisko miesiąc, leżał na podłodze, przygotowany do spalenia, a ona sama siedziała na stołku wyprostowana niczym księżniczka pozująca do portretu.

      Popatrzyła na Michela przez moment.

      – Przecież powiedziałam, że tak, prawda?

      – Powiedziałaś.

      – Ciągle mnie przepytujesz. – W jej głosie zabrzmiała nuta ostrzeżenia.

      Michel zacisnął zęby i postarał się zignorować ten ton.

      – Przepytuję, ponieważ większość ludzi sądzi, że mogą stać się szpiegami. Ale zostać szpiegiem to zupełnie co innego. – Zobaczył, jak Ichtracia marszczy czoło i już otwiera usta, by odpowiedzieć, i powstrzymał ją, unosząc dłoń. – Tak, wiem, że ty wolałabyś, żebyśmy wpadli z hukiem do Landfall i zażądali odpowiedzi. Ale jak sama twierdzisz, nie chcesz zabijać swoich rodaków, a nawet gdybyś nie czuła w tej kwestii oporów, Sedial otoczony jest ludźmi-smokami, Kościanymi Oczami i Uprzywilejowanymi. Nie będziemy nigdzie wpadać i niczego rozwalać. Zrobimy to po mojemu, zgoda?

      – Zgoda – odpowiedziała po długim wahaniu.

      – Dobrze.

      – Ale najpierw mam pytanie.

      Michel znieruchomiał, spoglądając na nią spod ściągniętych brwi.

      – Jakie?

      – Dlaczego nie powiedziałeś mi o ofiarach?

      – Ponieważ… – Zawahał się. Jeśli powie, że nie był pewien, czy może jej zaufać, to raczej nie wpłynie dobrze na ich relację. Zdecydował się na półprawdę. – Ponieważ nie mogłem potwierdzić, że to prawda. I uważałem, że ty też tego nie wiesz. To były tylko słowa umierającego Czarnego Kapelusza.

      Ichtracia wpatrywała się w Michela przez kilka chwil, na tyle długo, by zaczął obawiać się kolejnych pytań, ale wtedy skinęła oszczędnie głową.

      – Rób, co masz robić.

      – Dobrze. – Starał się, by w jego głosie nie zabrzmiała ulga. – Szkolenie. Będziemy poruszać się tak szybko, jak to możliwe, co dla kogoś z zewnątrz będzie wyglądało raczej powolnie.

      – Jak to?

      – Szpiedzy nie biegają. Szpiedzy się przechadzają. Wszystko, co robimy, musi być wykalkulowane, ale powinno wyglądać jak najzwyczajniej, a nawet przypadkowo. Musimy wtopić się w tło, działać bardzo rozważnie i ostrożnie. Drugim naszym zadaniem będzie skontaktowanie się ze Szmaragdem. Od niego dowiemy się, co dokładnie dzieje się w mieście, czy ma jakieś dowody na krwawe ofiary. Kiedy już ustalimy, jak Dyniz wykorzystuje Palo… Wtedy właśnie zacznie się walka. Zbuntujemy Palo, rozpalimy w nich ogień.

      Ichtracia przechyliła głowę.

      – Pominąłeś pierwsze zadanie.

      – Pierwszym zadaniem będzie zrobienie z ciebie szpiega. To nie będzie przyjemne. – Michel wziął brzytwę, ujął długie kasztanowe pukle i zaczął ciąć. Nie przestawał przy tym mówić. – Zaczniemy od zmiany twojego wyglądu. Potem manieryzmów. Nie mamy czasu nauczyć cię zachowywać się jak Palo. Więc będę cię poprawiać na bieżąco. Twój adrański akcent jest doskonały, co stanowi dla nas ogromny plus. Ale twój palo… Będziemy musieli nad tym popracować. Możemy utrzymywać, że pochodzisz z północy, z rodziny o adrańskich koneksjach i chodziłaś do adrańskich szkół. Co w sumie nie jest zbyt dalekie od prawdy.

      Ostrożnie operował brzytwą obok ucha Ichtracii. Loki spadały na podłogę, tworząc coś na kształt spódnicy wokół stołka, na którym siedziała. Zostawił jej włosy długie na cal na czubku głowy i pół cala po bokach, tak zwykle czesały się kobiety Palo z północy. Właściwie naturalny odcień włosów Ichtracii byłby odpowiedni, ale chciał przekonać zarówno Palo, jak i Dynizyjczyków, że jest tutejsza, a to znaczyło, że musiała zmienić się nie do poznania. Prawdę powiedziawszy, większość Dynizyjczyków z warstwy rządzącej znała doskonale twarz Ichtracii, co czyniło jego zadanie podwójnie trudnym. Dlatego też zmierzał rozjaśnić jej włosy miksturą soku cytrynowego i popiołu.

      – Musimy wybrać ci imię.

      – Nie znam żadnych imion Palo.

      – Może Avenya?

      Ichtracia powtórzyła imię kilkakrotnie.

      – Podoba mi się.

      – Miałem babkę cioteczną o takim imieniu – powiedział Michel. – Przez kilka lat pomagała mnie wychowywać. To nie jest bardzo popularne imię, ale znane.

      – Avenya – powtórzyła Ichtracia głośno. – To będzie dobre.

      – Świetnie. – Michel przeszedł do kolejnych instrukcji. – Kiedy chcesz zinfiltrować jakąś grupę, połowa roboty to pewność siebie. Mów, chodź, zachowuj się, jakbyś była na swoim miejscu. Bądź pożyteczna, czarująca, kontaktowa. Unikaj konfrontacji.

      – Mam być jak ty – stwierdziła Ichtracia.

      Ich spojrzenia spotkały się na chwilę. Choć byli od siebie nawzajem zależni, choć razem mieszkali, nie wybaczyła Michelowi tego, że okłamał ją co do tego, kim naprawdę jest.

      – Tak. Jak ja.

      Milcząco zachęciła go, by mówił dalej.

      – Ponieważ nie wiemy, komu ufać, zbliżymy się do Palo pod pseudonimami. Nie jesteśmy ich wrogami, ale jeśli odkryją naszą tożsamość, będą myśleć, że jesteśmy. Zatem my, we własnych umysłach, musimy uważać ich za cel naszego oszustwa. Dynizyjczycy mają setki, jeśli nie tysiące szpiegów i informatorów w Ognistej Jamie, co sprawia, że decyzja, komu zaufać, jest podwójnie trudna.

      – Czy w ogóle jest ktoś taki? – Większość ludzi zadałaby to pytanie z nutą desperacji w głosie, lecz Ichtracia po prostu pytała.

      – Komu możemy zaufać? – upewnił się Michel. – Znajdzie się. Zaczniemy od Szmaragda. – Skończył strzyc i odłożył brzytwę na łóżko. – Trochę nierówno, ale nie mogłem znaleźć nożyczek tak na szybko. Poprawię, kiedy dotrzemy do Jamy.

      – Nie mogłeś znaleźć nożyczek, ale znalazłeś wszystko, co potrzebne do malowania twarzy.

      – Zdziwiłabyś się, ilu ludzi ma coś takiego pod ręką przez cały czas, nawet w rybackiej wiosce zamieszkanej przez Palo. Nie ma znaczenia, gdzie jesteś, ludzie chcą wyglądać szczególnie dobrze w dzień festynu, aby zrobić wrażenie na ukochanej osobie. – Zaczął grzebać w zestawie barwiczek, póki nie znalazł kawałka węgla. Cofnął się, przyglądając intensywnie Ichtracii. – Twoje rysy są wyraźnie dynizyjskie. Każdy, kto ma choć połowę mózgu, to zauważy.

      – I zamierzasz to naprawić farbką do twarzy?

      – Nie

Скачать книгу