Krew Imperium. Brian McClellan
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Krew Imperium - Brian McClellan страница 22
– Na budowy. Prace publiczne w całym mieście. Wielgachna forteca na południu, wokół kamienia bogów. Zaczęli nawet prowadzić rekrutację do wojska. Jeśli w Landfall pozostało dwieście tysięcy Palo, to z grubsza jedna czwarta została wciągnięta do dynizyjskich programów.
Michel słyszał już te plotki, ale chciał poznać opinię Szmaragda.
– Nie wydaje ci się to podejrzane?
– Niekoniecznie. Palo są dobrze traktowani. Z obozów pracy czy wojskowych przychodzi niewiele skarg. Aczkolwiek, może dlatego, że Dynizyjczycy kontrolują, co wychodzi w ogóle. – Pokiwał głową. – Mogę pokopać tu i ówdzie, ale poza tym… – Bezradnie rozłożył ręce.
Michel zaklął w duchu, Miał nadzieję, że Szmaragd podsunie mu jakieś dowody, które pozwolą zdecydować, czy krwawe ofiary są prawdą, czy nie. Zamiast tego otrzymał obrazek o prowadzeniu ogólnie akceptowanego poboru i kierowanym przez biurokrację przerzucaniu ludzi z jednej grupy do drugiej. Jeżeli Dynizyjczycy chcieli, by zniknęło kilka tysięcy ludzi, mogli tego dokonać bez trudu.
– Dowiedz się, czego zdołasz, ale bądź tak ostrożny, jak to tylko możliwe.
– To właśnie robię najlepiej.
Michel spojrzał przez ramię na Ichtracię, która nieznacznie pokręciła głową. Nie miała pomysłów. Będzie musiał przejść do realizacji swojego celu i liczyć, że Szmaragd coś znajdzie. Zirytowany, zdecydował skoncentrować się na następnej pozycji na liście.
– A jakie są nastroje wśród Palo? Popierają okupanta?
– Równie dobrze mógłbyś spytać, czy każdy Kresjanin czci Kresimira – stwierdził Szmaragd obojętnie. – Każdy ma własną opinię o Dynizie. Jak już mówiłem, Palo traktowani są bardzo dobrze. Mają uczciwe zarobki, szanse na awans w wojsku, takie same domy jak inni. W porównaniu z czasami reżimu Lindet żyją jak pączki w maśle.
Nie to chciał usłyszeć Michel. Jeśli Palo naprawdę mieli się dobrze pod panowaniem Dynizyjczyków, to zmusiłoby go do całkowitej zmiany planów ataku. Jak miałby usprawiedliwić pomaganie Tanielowi w walce z najeźdźcą, skoro najeźdźca był znacznie lepszy niż alternatywa? Z drugiej strony jednak, jeśli Dynizyjczycy wybierali młodych i słabych, by składać krwawe ofiary, to Michel nie znał nawet jednego Palo, który uznałby to za akceptowalne.
– Ale nie wszyscy? – zapytał.
– Oczywiście, że nie wszyscy. Nie mógłbym nawet zgadywać, jaki procent popiera Dynizyjczyków. Ale niemały.
– Mają jakiegoś przywódcę? Kogoś tutejszego, kto ma poparcie Dynizu?
– Mają. Meln-Duna.
Michel prychnął pogardliwie. Ten wąż, który zmanipulował Vlorę i skłonił ją do pojmania ostatniej Mamy Palo. No tak, to miało sens. Meln-Dun zaprzedał się Dynizowi już dawno i doskonale nadawał się na przywódcę, jako ten w Jamie, który zatrudniał najwięcej ludzi.
– Czy Ka-poel wyznaczyła kolejną Mamę Palo, zanim wyjechała?
– Owszem – potwierdził Szmaragd. – Mama Palo jest drugim znaczącym przywódcą politycznym. Nie zrobiła zbyt wiele od czasu inwazji, a kiedy Meln-Dun zorientował się, że nie dopadł swego celu, wpadł w furię. Zorganizował swoją prywatną grupę, która ściga Mamę Palo przez ostatnich kilka miesięcy. Mama Palo musi pozostawać w ruchu i nie rzucać się w oczy, i przez to traci poparcie.
– Dynizyjczycy jej nie ścigają?
– Dynizyjczyków ona nie obchodzi. Uznali Meln-Duna za przywódcę Palo w Landfall i zostawili mu wszystkie wewnętrzne kwestie.
– Tak długo, jak uważają, że został opłacony i kupiony – wtrąciła się Ichtracia – nie będą zawracali sobie głowy ani nim, ani Palo, póki wojna się nie skończy. Najpierw zagrożenia zewnętrzne, a potem wewnętrzne.
Michel odchylił się lekko i myślał.
– Czyli jesteśmy odizolowani?
– Mniej więcej – zgodził się Szmaragd. – Poza wysłaniem propagandystów i garstki szpiegów Dyniz nie zamierza zajmować się Jamą, podczas gdy musi walczyć na dwóch frontach.
Tryby w głowie Bravisa zaczęły już się obracać. Tymczasowo odłożył temat krwawych ofiar, by skupić się na konkretnym wrogu: Meln-Dunie. Dynizyjska marionetka musi zniknąć. Jednak Michel znał Jamę, znał Palo. Autorytet Meln-Duna zależał od jego statusu jako przywódcy społeczności i człowieka, który dawał zatrudnienie.
– Moglibyśmy go zabić – zasugerowała Ichtracia.
– Jesteśmy szpiegami, nie zabójcami.
– Ty jesteś szpiegiem – poprawiła go.
– A jak zamierzasz go zabić, żeby twój dziadek nie dowiedział się o naszej obecności w mieście?
Ichtracia obnażyła zęby, ale zmilczała.
– To mój lud. Zamierzam unikać zabijania ich albo doprowadzania do tego, by zostali zabici, na ile to możliwe. Rozumiesz to, jak sądzę?
Ichtracia posępnie przytaknęła.
– Poza tym zabicie Meln-Duna spowoduje jedynie chaos. A my nie chcemy chaosu. Chcemy zorganizować się przeciwko wspólnemu wrogowi. – Michel myślał intensywnie, w jego głowie kształtował się plan. Zaśmiał się pod nosem.
– Coś cię bawi? – spytał Szmaragd.
– Tak – odpowiedział Michel. – Bawi.
– Cóż takiego?
Michel zignorował pytanie.
– Ta grupa wyznaczona do ścigania Mamy Palo. Możesz mi pomóc się do niej dostać?
– Żartujesz sobie?
– Ani trochę.
Szmaragd podrapał się po podbródku.
– Mogę przedstawić cię poprzez jeden z moich kontaktów. Masz dobrą historię, która cię uwiarygodni?
– Zostaw to mnie. – Michel postukał palcami w blat między nimi. – Jeśli dołączę do grupy, będę mógł kierować ich śledztwem i zyskam powód, by kręcić się po Jamie.
– Ale po co? – chciała wiedzieć Ichtracia.
– Żeby wrobić Meln-Duna.
– Chcesz go zdyskredytować?
– W oczach Dynizyjczyków. Tak.
– A w oczach Palo? – zainteresował się Szmaragd.
Michel uśmiechnął się szeroko.
– Zrobimy z tego węża męczennika Palo.