Krew Imperium. Brian McClellan

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krew Imperium - Brian McClellan страница 24

Krew Imperium - Brian McClellan Bogowie Krwi i Prochu

Скачать книгу

nie sprawiał wrażenia urażonego. Po prostu ponownie kiwnął głową.

      – Nie tylko w osobistych relacjach. Wstąpił na tron, gdy byłem dzieckiem, wtedy wojna domowa była najkrwawsza. Mój Dom od samego początku był mu wierny, oczywiście, a dla niego życiowym celem stało się zakończenie wojny. Nie wygranie. Zakończenie. Negocjował nieustępliwie, ale nie unosił się dumą, po prostu robił wszystko, by zakończyć rozlew krwi. Wreszcie zaoferował zrzeczenie się władzy, a Sedial, zamiast pozwolić mu abdykować spokojnie i przejść na emeryturę, zorganizował jego zabójstwo.

      – A dziwisz się? – spytał Styke. – Emerytowany cesarz to chodzące zarzewie rebelii.

      Orz skrzywił się pogardliwie.

      – Rozumiem, jakie były tego powody, ale ja go poznałem, nawet strzegłem go przez trzynaście miesięcy, zaraz po ukończeniu szkolenia. To był honorowy człowiek, dotrzymałby słowa. Prędzej wyrwałby sobie serce z piersi, niż pozwolił na ponowny wybuch wojny. Nie dbam o to, czy Sedial rozumował słusznie, czy nie. Obchodzi mnie to, że on i jego fałszywy cesarz zamordowali mojego i oczekiwali, że wszyscy się z tym pogodzą.

      – Byłeś tam, gdy…? – Styke pozwolił, żeby pytanie zawisło w powietrzu niedopowiedziane.

      – Kiedy umarł? Nie. Gdybym tam był, to albo on by żył, albo ja bym zginął, broniąc go.

      Styke rozważał przez moment, jaki człowiek mógł zasłużyć sobie na taką lojalność.

      – A gdzie w tym wszystkim są Kościane Oczy? – spytał, dławiąc chęć zerknięcia na Ka-poel. W miarę jak rozmawiali, podjechała bliżej, i nie miał żadnych wątpliwości, że przysłuchuje się temu, co mówią.

      – Kościane Oczy są jak Uprzywilejowani albo ludzie-smoki. Jesteśmy narzędziami korony. Strażnikami cesarza. Na początku wojny domowej Kościane Oczy podzielili się niemal równo. Ale im więcej mijało czasu, szczególnie po tym, jak Ka-Sedial doszedł do władzy, coraz więcej i więcej Kościanych Oczu uznawało go za swego przywódcę. Stali się sami dla siebie kamarylą. Tych kilku, którzy pozostali po naszej stronie, zostało zamordowanych z naszym cesarzem.

      – Czyli Kościane Oczy należą do Sediala?

      Orz skinął twierdząco głową.

      – I sądząc po tym, czego byłem świadkiem w jej wykonaniu – Styke wskazał kciukiem za siebie – oznacza to, że tak naprawdę Sedial rządzi krajem?

      Kolejne milczące potwierdzenie.

      – I większość jest zadowolona z takiego obrotu spraw? – Styke postukał sygnetem o łęk siodła. Patrzył na pluton dynizyjskich młodzików maszerujących traktem.

      – Bynajmniej – odparł Orz. – Ale boją się Kościanych Oczu. I boją się, że znów zacznie się przelewanie braterskiej krwi. Musisz zrozumieć, wojna trwała całe dekady. Kiedy Sedial zamordował cesarza, nikt nie miał siły dłużej walczyć. Pokój był ważniejszy. Politycy po obu stronach chcieli tylko zabezpieczyć swoje pozycje w nowym porządku. Sedial zaoferował swym wrogom całkowitą amnestię i oni przyjęli tę ofertę.

      – I pozwolili Sedialowi namówić się na kolejną wojnę.

      Orz poprawił się w siodle z nieszczęśliwą miną.

      – To była… jak brzmi to słowo? Scalająca. To była technika scalająca. Ludzie byli zmęczeni walkami, ale z drugiej strony to umieli robić najlepiej. Wykorzystanie całego tego doświadczenia i energii przeciwko zewnętrznemu wrogowi było jak dotąd najmądrzejszym ruchem Sediala. – Orz przetarł twarz dłonią. – Sedial jest człowiekiem o nieograniczonej ambicji. Obawiam się tego, co może zrobić z trzema kamieniami.

      – Zamierzam do tego nie dopuścić – przypomniał mu Styke.

      Orz popatrzył nań chłodno.

      – Obawiam się tego, co ktokolwiek mógłby uczynić z kamieniami.

      – Rozumiem. – Styke przez moment przyglądał się profilowi Orza, zastanawiając się, czy przyjdzie taki moment, że będzie musiał walczyć z tym człowiekiem. Wszystko w Dynizyjczyku, od kościanych noży i tatuaży po postawę, budziło skojarzenia z przemocą. Wszystko poza tym, jak mówił. Orz był tak samo zmęczony przelewem krwi. Jak reszta z nich. Styke’owi sama myśl wydała się niedorzeczna i zła. Całe jego życie było pasmem przemocy. Nigdy nie miał jej dość. Nawet w obozie pracy po prostu zrobił sobie od niej przerwę.

      Jak by to było wyrzec się przemocy na zawsze? Mógłby w ogóle tego dokonać?

      – Czy w Starlight planowałeś, żeby darować mi życie? – spytał.

      Orz nawet na niego nie spojrzał.

      – Nie.

      Styke doskonale pamiętał tamtą walkę. Był paskudnie ranny. Całkowicie wyczerpany. Zużywał rezerwy sił, które chyba nawet nie były jego. Orz mógł bez trudu zabić i jego, i Lindet.

      – Nie musiałeś odpowiadać aż tak uczciwie.

      – Zabiłbym cię, bo nie miałbym wyboru – odparł człowiek-smok. – Gdybym okazał choćby cień wahania, Sedial przejąłby nade mną kontrolę. Gwałtem przejąłby mój umysł i wykorzystał ciało, jak u jednej ze swych marionetek. Zrobiłbym wszystko, by do tego nie dopuścić. Ale… – Tym razem obejrzał się, by spojrzeć na Ka-poel, i uniósł głos na tyle, by włączyć ją do rozmowy. – W tych ostatnich chwilach poczułem, jak nałożone przez niego więzy pękają. Zakładam, że to ona to zrobiła, gdy zbliżyła się wystarczająco do tej jego drugiej marionetki, twojego dawnego towarzysza broni, którego Sedial zniewolił. Zupełnie jakby mi kto zdjął z karku jarzmo. – Orz się uśmiechnął. – Nie mogłem się powstrzymać, musiałem mu splunąć pod nogi, tak jak splunąłem jego cesarzowi. – Z szacunkiem skłonił głowę, spoglądając na Ka-poel. – Dlatego cię nie zabiłem.

      – A tej nocy, przy grobie mojej matki?

      – On nie patrzył. Kiedy stajesz się wzrokiem Kościanego Oka, to tak, jakby ktoś spoglądał ci przez ramię. Po pewnym czasie nabierasz doświadczenia i wiesz, kiedy ta osoba zwraca na ciebie uwagę, a kiedy nie. – Odchrząknął, po czym spiął lekko konia. – Chodź, coś ci pokażę.

      Styke dogonił człowieka-smoka, a wtedy Orz wskazał krzewy.

      – Co to?

      – Nic – odpowiedział Dynizyjczyk. – Nie chciałem, żeby nas usłyszała. Nie jestem pewien, czy zdołałbym cię zabić, Benie Styke. Kościane Oko nałożyła na ciebie swój znak i jest on wyjątkowo potężny.

      Styke otworzył usta, by wyjaśnić człowiekowi-smokowi, że zadał Ka-poel to samo pytanie i zaprzeczyła, że zrobiła cokolwiek poza daniem mu lekkiego kuksańca. Uświadomił sobie jednak, że nie miała powodu, by mówić prawdę.

      – W jakim sensie?

      – Nie kontroluje cię. To byś zauważył od razu. Ale cię ochrania.

      – Odrobina ochrony nikomu nie zaszkodzi.

      – Ale

Скачать книгу