Krew Imperium. Brian McClellan

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krew Imperium - Brian McClellan страница 27

Krew Imperium - Brian McClellan Bogowie Krwi i Prochu

Скачать книгу

idzie galeryjką, i skorzystał z tej okazji, by spojrzeć w oczy Ichtracii. Ta odpowiedziała prawie niedostrzegalnym ruchem głowy.

      Czyli nie rozpoznały się nawzajem.

      – Wy jesteście tymi łapaczami złodziei, o których mi mówiono? – zapytał Meln-Dun. Z szuflady biurka wyciągnął cygaro i zapalił, nie poczęstował jednak ani Michela, ani Ichtracii. – Cieszę się, że znaleźliśmy was przed Dynizyjczykami. – Zawadził przelotnym spojrzeniem o brakujące palce u dłoni Michela i ponownie popatrzył mu w twarz. – Dahre tu ściga problem po Jamie od miesięcy bez żadnych sukcesów. Mam nadzieję, że wy możecie to zmienić.

      – Też mam taką nadzieję. – Michel zdjął kapelusz i ukłonił się Meln-Dunowi, po czym zajął ciepłe jeszcze miejsce kobiety-smoka. Była to mieszanina grzeczności i pewności siebie, która zawsze dawała dobre rezultaty, gdy przychodziło do infiltracji. – Jeśli chce pan kogoś znaleźć, my jesteśmy właściwymi ludźmi.

      Ichtracia oparła się o drzwi i Michel przyłapał Dahrego na wpatrywaniu się w nią, zanim urzędnik podszedł do niewielkiego okienka i mrużąc oczy, wyjrzał na zewnątrz.

      Meln-Dun zaciągnął się kilka razy. Palce drżały mu leciutko. Michel zaczął zastanawiać się, jaką część swojej duszy Dun musiał oddać Dynizyjczykom, żeby zostać królem Jamy.

      – Ciekawi mnie, jak chcecie znaleźć cokolwiek w Ognistej Jamie, skoro jesteście z Brannon Bay. To miejsce jest, jak może zauważyliście, wyjątkowe.

      – Ja jestem stąd – odparł Michel z lekceważącym prychnięciem. – Rodzicie zmarli, gdy byłem chłopcem. Żyłem kilka lat na ulicy, zanim wuj z Brannon Bay nie zjawił się tutaj, by mnie zabrać i dać mi fach. Zgadzam się, że wejście na ślepo byłoby głupotą, ale ja? No cóż, ja znam Jamę. A Avenya szybko się uczy.

      – Nadal ma pan tu jakieś powiązania? – spytał Meln-Dun niemal za szybko.

      – Jak mówiłem, dziecko ulicy – odparł Michel. – Jeśli mam powiązania, to nie rozmawiałem z nimi od czasów sprzed rewolucji.

      – Wspaniale. Potrzebujemy tropicieli, ale bardziej potrzebujemy oczu i uszu bez z góry ustalonych… lojalności w Jamie. Chcę znaleźć kobietę, kogoś w rodzaju lokalnej bohaterki. Nazywa się ją Mamą Palo.

      – Słyszałem to imię. – Bravis podłubał w uchu jedynym małym palcem, jakby nie do końca obchodziła go osoba, o której rozmawiali. – Bojowniczka o wolność, tak?

      – Tak.

      Michel splunął na podłogę.

      – Już miałem z takimi do czynienia. Idealistyczne dupki, wszyscy jak jeden.

      Zza kłębów cygarowego dymu ukazał się uśmiech.

      – Myślę, że pana lubię, panie…

      – Tellurin.

      – Lubię pana, panie Tellurin. Jesteście zatrudnieni, pan i pana przyjaciółka. Omówcie warunki z Dahrem. On dowodzi i już wysłał paru chłopców na poszukiwania w tym zapomnianym przez bogów szczurzym gnieździe.

      – Jutro was z nimi skontaktuję – dodał Dahre, który dotąd kiwał głową do słów swego szefa.

      Michel wstał i poprawił koszulę.

      – Dziękuję panu. Nie pożałuje pan. I skoro już o tym mowa, jak mamy sprowadzić tę damę? W jarzmie i łańcuchach na kostkach?

      – Martwą – oznajmił bezlitośnie Meln-Dun z twarzą nagle zaciętą. – Chcę zabić ją i wszystkich jej popleczników. Czy to będzie problem?

      – Zatem nóż. – Michel zrobił minę. – Cena nieco wzrośnie, szczególnie jeśli jest tak popularna, jak pan mówi, i musimy zniknąć szybko po robocie.

      – Cena nie ma znaczenia.

      – No to mamy umowę. – Michel założył kapelusz i dotknął krawędzi ronda. – Panie? – zwrócił się do Dahrego.

      Dahre wyprowadził ich z biura i ponownie powiódł galeryjką. Michel szedł za nim, ociągając się nieco, patrzył przez ramię na Ichtracię, gdy mijali czekającą kobietę-smoka. Kiedy już zostawili Dynizyjkę za sobą i dotarli do pozostałych biur, Michel pozwolił, by Dahre ich wyprzedził, i spytał cicho:

      – Ta kobieta-smok. Znasz ją?

      – Raczej nie. Ludzi-smoków jest wielu. Nie sądzę, żeby ona mnie poznała.

      – Nic na to nie wskazuje. Ale uważaj.

      – Meln-Dun nie chce, by Dynizyjczycy wiedzieli, że ma problemy z Mamą Palo – stwierdziła.

      Michel powstrzymał pragnienie potarcia bolących kikutów.

      – Odniosłem to samo wrażenie. Musimy wymyślić, jak to wykorzystać.

      – Wydają się strasznie ufni – zauważyła ostrożnie, gdy zbliżali się już do biura Dahrego. Nie pokazywała zdenerwowania, ale jej oczy poruszały się nieco zbyt szybko, jak u kogoś, kto próbuje patrzeć we wszystkie strony naraz.

      – To nie jest polityka wysokiego szczebla – odpowiedział pospiesznie Michel. Będą mieli czas porozmawiać o tym później, ale jeśli mógł jakoś uspokoić Ichtracię, to było warto, bo pomagało jej pozostać w roli. – Tu na dole, między Palo, dostajesz robotę na podstawie uścisku dłoni, skinienia głową albo znając kogoś, kto kogoś zna. Ludzie przechodzą przez Jamę cały czas. Jeśliby ich wszystkich sprawdzali, nie mieliby czasu na nic innego.

      – To brzmi… zwodniczo łatwo.

      – To nie jest ta trudna część zadania – zgodził się. – Trudno będzie się ich pozbyć, gdy będziemy gotowi do działania.

      10

      ROZDZIAŁ

      Adrańska armia maszerowała wzdłuż wybrzeża przez cztery dni, po czym zawróciła na Przylądek Nowoadopestański, gdzie zeszli z północnych wzgórz wprost ku rozległej delcie rzeki, dawno już pozbawionej starych borów. Jak okiem sięgnąć rozciągały się tu plantacje bawełny i tytoniu, przełamane jedynie przeplatającymi się wodami Nowej Ad.

      Vlora siedziała w siodle i ze wzgórza za opuszczonymi zabudowaniami plantacji patrzyła, jak jej armia przekracza pierwszy z tuzina mostów, które oddzielały ją od Nowego Adopestu. Odległość nie była znaczna, jakieś dwanaście mil, ale Vlora spodziewała się, że będzie to dwanaście mil ciężkiej walki, ze spalonymi mostami i okopywaniem się.

      Żołnierze mijający pozycję Vlory pozdrawiali ją salutami, Vlora odpowiadała im początkowo, ale wkrótce zmęczyło ją podnoszenie ramienia i już tylko kiwała głową.

      – Wszystko w porządku, pani generał?

      Pytanie wyrwało Vlorę z mgły niezbyt spójnych myśli. Odwróciła się i zobaczyła Norrine, która

Скачать книгу