Krew Imperium. Brian McClellan

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krew Imperium - Brian McClellan страница 25

Krew Imperium - Brian McClellan Bogowie Krwi i Prochu

Скачать книгу

bardzo słabą miedzianą nutę. Wyczuwał ją wyraźnie u Ka-poel i wyczuwał u Orza.

      Jak bardzo znajdował się pod wpływem magii krwi? Wrócił pamięcią do wszystkich bitew, jakie stoczył od spotkania z Ka-poel. Do ran, które powinny go unieruchomić, do wyczerpania, które powinno powalić go na ziemię. Dotrwał do końca każdego starcia, bo tak zawsze robił, jakkolwiek by patrzeć, był Szalonym Benem Stykiem. Ale legendarny Ben Styke był młodym człowiekiem, którego nie zniszczył obóz pracy. Teraz stał się kimś innym i może w przestrodze Orza kryła się mądrość. Może nie był tak silny, jak mu się wydawało?

      Myśl ta obudziła w Styke’u niepokój. Wszystko jedno, czy Ka-poel była po jego stronie, czy nie, nie podobała mu się koncepcja, że został wzmocniony magią krwi.

      9

      ROZDZIAŁ

      Michel siedział ze skrzyżowanymi nogami na podłodze wynajętego mieszkania głęboko w trzewiach Ognistej Jamy i pracował przy mdłym świetle gazowej lampy. Paliwo do lampy płynęło rurą, na oko zamontowaną partacko, wiodącą z sufitu przez ową lampę i do następnego pomieszczenia dziurą tak dużą, że kot by się przecisnął. Przez ściany grubości papieru wyraźnie słyszał rozmowy i śmiech, sam więc ściszał głos za każdym razem, gdy się odzywał.

      Dokończył prucia szwów po jednej stronie kamizelki Ichtracii i wywrócił ubranie na lewą stronę.

      – Daj mi lewą rękawicę – polecił Dynizyjce. Siedziała na podłodze tuż obok, obserwując go, co chwilę odczytywała fragment z książki w palo afektowanym północnym akcentem.

      Podała Michelowi rękawicę. – Palo uciskani byli przez setki lat – przeczytała – od czasu przybycia Kresjan, którzy pożądali naszych ziem, pragnęli nas złamać i zniewolić.

      – Nie, nie – przerwał jej Michel. – Dłuższe „o”. Twój akcent niczego nie przypomina. A twoja tożsamość musi być spójna.

      Ichtracia zmrużyła oczy, ale posłusznie powtórzyła oba zdania i przeczytała cały akapit do końca.

      – Lepiej?

      – Trochę. Musisz ćwiczyć, jeśli masz zamiar prowadzić prawdziwą rozmowę z kimś z północy.

      – A istnieje takie ryzyko?

      – Na tyle, że powinnaś być przygotowana. – Michel dokończył przyszywać kraniec rękawicy Uprzywilejowanej, przymocowując ją do wnętrza kamizelki na tyle mocno, by rękawica nie wypadła, ale tak, aby można ją uwolnić silnym szarpnięciem. – Spróbuj teraz.

      Ichtracia wstała, założyła kamizelkę. Powoli wsunęła dłoń do kieszeni. Trzeba było kilku prób, a potem nagłym gestem wyszarpnęła dłoń w rękawicy, z której zwisało kilka kawałków zerwanej nici.

      Uśmiechnęła się kątem ust.

      – To działa lepiej, niż się spodziewałam. – Uniosła rękę i obejrzała symbole na grzbiecie rękawicy. – Żadnych zniszczeń, które uniemożliwiłyby mi korzystanie z magii.

      – Dobrze. Wszyję ją z powrotem i dołożę drugą – powiedział Michel. – A ty poćwicz ten ruch tak kilkanaście razy co wieczór.

      – Żartujesz? Zadziałało jak złoto!

      – Za pierwszym razem, owszem – zgodził się Michel. – Ale nie wiadomo, czy zadziała przy trzecim albo dziesiątym razie. Musimy mieć pewność, że zdołasz to zrobić, gdy ktoś będzie do ciebie strzelał lub próbował przebić cię nożem. Widziałaś kiedyś karcianą sztuczkę? Albo kogoś, kto obraca nóż w palcach, ale szybko?

      – Tak.

      – Musieli powtórzyć ten ruch z tysiąc razy, zanim nauczyli się wykonywać go jak należy. To też jest sztuczka. Nie aż tak skomplikowana, ale może ocalić nam życie. Ja będę przyszywał, ty ćwicz.

      Ichtracia prychnęła i oddała Michelowi rękawicę, a potem kamizelkę.

      – To zabrzmi niemądrze, ale teraz, kiedy zobaczyłam tę sztuczkę, to jestem głęboko zdziwiona, że wszyscy Uprzywilejowani nie mają zapasowych rękawic wszytych w ubranie.

      – Może mają? – podsunął Michel.

      – Może. Jednak większość Uprzywilejowanych, których spotkałam, nie zniżyłaby się do takich wybiegów.

      Michel zaczął ponownie przymocowywać rękawicę.

      – Przyjaciel Taniela, Borbador, ma mnóstwo sztuczek w zapasie. Przynajmniej tak mówi Taniel. Borbador był ulicznym szczurem, który nigdy jakoś nie przekonał się do kamaryli Uprzywilejowanych. Nie był najsilniejszy ani najmądrzejszy, ale z pewnością najbystrzejszy. Z tego, co mi mówiono, albo się za nim przepada, albo szczerze nienawidzi.

      Ichtracia wróciła na miejsce obok Michela.

      – Zapamiętam to sobie na wypadek, gdybym go kiedyś spotkała.

      – Może się tak stanie – odparł Michel. – Jeśli pogłoski o adrańskiej armii na północy to prawda, Borbador może być z nimi.

      Zerknął ku dziurze w ścianie. Dobiegający stamtąd śmiech przycichł. Michel usłyszał stęknięcie i chichot, i sam się zaśmiał. Sąsiedzi zajęli się czymś innym. Skończył ponownie przyszywać rękawicę i właśnie miał przejść do drugiej, gdy za drzwiami rozległy się kroki. Nastąpiła króciutka pauza i szczeliną pod drzwiami ktoś wsunął kawałek papieru, po czym kroki ruszyły w głąb korytarza.

      Liścik napisany był szyfrem.

      – Meln-Dun szuka ludzi, którzy nie mają powiązań z miastem, do poszukiwań Mamy Palo. Masz spotkanie o trzeciej w kamieniołomie. Kontakt nazywa się Dahre. Zbędny. – Michel przeczytał notkę jeszcze kilka razy, po czym spalił papier w płomieniu lampy nad głową. W jednej chwili liścik zmienił się w dym i popiół. – Wygląda na to, że Szmaragd zrobił, co do niego należało – stwierdził.

      – Nie powinniśmy najpierw skontaktować się z Mamą Palo, zanim podejmiemy pracę dla wroga?

      – Gdybym wiedział, gdzie ją znaleźć, tobym się skontaktował – odparł Michel. – Ale ona się ukrywa.

      – Wykorzystasz zatem Meln-Duna, by ją znaleźć?

      – Skoro mam pod ręką narzędzie, równie dobrze mogę je wykorzystać. Jesteś gotowa?

      Ichtracia z pewnym wysiłkiem przełknęła ślinę, po czym skinęła głową.

      – Dobrze. Ćwicz akcent, ja skończę z rękawicami. A potem pójdziemy na spotkanie.

      Michel i Ichtracia przemierzali sieć uliczek, ścieżek, chwiejnych mostów i skrótów łączących budynki w Ognistej Jamie. Zeszli ku rzece, a potem ruszyli w górę jej biegu do jedynego zakątka ogromnego

Скачать книгу