Ogrodowe przebudzenie. Mary Reynolds
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Ogrodowe przebudzenie - Mary Reynolds страница 10
Pięć kroków projektowania ogrodów we współpracy z naturą
1. Intencja. Na czym polega magia
2. Wybór zakątków dla szczególnych intencji
3. Projektowanie zgodne z wzorami i kształtami natury
4. Potęga symboli i obrazów
5. Przenoszenie projektu na papier
Krok 1. Intencja. Na czym polega magia
Mura gcuireann tú san earrach ní bhainfidh tú san fhómhar.
Co człowiek sieje, to i żąć będzie.
Przyjęło się uważać, że magia to coś bardzo skomplikowanego i tajemniczego. Przez stulecia ludzie, którzy chcieli zachować jej moc dla siebie, ukrywali magiczne praktyki przed światem, stopniowo więc stawała się pojęciem mglistym, ostatnio obecnym tylko w książkach i filmach dla dzieci, a dawniej w traktatach ezoterycznych, stanowiących część wiedzy tajemnej. Tymczasem magia jest całkiem prosta i łatwa w użyciu. Wystarczy wiedzieć, że obejmuje połączenie intencji i emocji. Wasze myśli, uczucia i zamiary mają postać energii. Energia ta jest wprawdzie ruchliwa i zmienna, ale jeśli ją skoncentrujecie i ukierunkujecie, popchnie was w odpowiednią stronę. To właśnie nazywam magią. Jest to także najważniejsze narzędzie przywracania energii duchowi waszej ziemi.
Technika kierowania intencji, znana w starożytności, dziś natomiast raczej zapomniana, pozwoli wam na bezpośrednie komunikowanie się z waszym skrawkiem ziemi.
Sama doświadczyłam jej działania bardzo wyraźnie, gdy pracowałam przy ogrodzie na wystawę Chelsea Flower Show z zamiarem przypomnienia ludziom o tym, jak ważną rolę w naszym świecie odgrywają miejsca dzikie. Ponad dekadę temu postanowiłam projektować ogrody wykorzystujące lokalną roślinność, nie mogłam jednak znaleźć rynku na tego typu usługi. Musiałam więc ponownie przemyśleć swoje podejście. Zdałam sobie sprawę, że w jednym jestem naprawdę dobra – umiem słuchać ziemi i opowiadać jej historię. Dzięki temu mogłam tworzyć przestrzenie harmonijne, łagodne, piękne i uzdrowicielskie, miejsca, które zapraszały naturę, by lśniła niczym gwiazda.
Masterplan ogrodu na Chelsea Flower Show (powyżej) i rysunek w perspektywie
W rezultacie doszłam do wniosku, że m o g ł a b y m projektować ogrody, wykorzystując starożytną wiedzę na temat energii ziemi, by tworzyć miejsca dzikie i tętniące życiem. Miałam nadzieję, że dzięki nim ludzie inaczej zaczną spoglądać na otaczający ich świat.
Nikt nie chciał być moim królikiem doświadczalnym, musiałam więc wymyślić inny sposób, żeby rozpropagować swoje idee. W 2002 roku postanowiłam przedstawić je na arenie publicznej, to znaczy na organizowanej przez Królewskie Towarzystwo Ogrodnicze wystawie Chelsea Flower Show, najbardziej prestiżowym konkursie ogrodniczym na świecie.
Wystawę organizuje się w Londynie, na terenie Royal Hospital Chelsea, niemal corocznie od 1913 roku. To bardzo elitarne wydarzenie, które cieszy się międzynarodową renomą jako wylęgarnia ogrodniczych mód. Trudno o lepsze forum, aby rozpropagować koncepcję naturalnych ogrodów – wystarczyło pokazać fascynujący projekt.
Stworzyłam w Chelsea prosty, czarodziejski ogród, który spodobał się publiczności. Zdobył złoty medal – niezwykły zaszczyt dla młodej, nikomu nieznanej debiutantki.
Zwycięstwo w konkursie wiązało się ze znacznym światowym rozgłosem i przyczyniło do tego, że dzika przyroda stała się modna. Przestała być spychana w odległe zakątki ogrodu. Ludzie zaczęli zdawać sobie sprawę, że ogrody i natura m o g ą stanowić jedno. Razem z moim zespołem pozyskaliśmy serca i umysły ogrodników na całym świecie, co utwierdziło mnie w przekonaniu, żeby trzymać się obranej drogi.
Projektując i realizując ogród w Chelsea, koncentrowałam się na jednej intencji. Chciałam przypomnieć ludziom, jak piękne są dzikie miejsca, zanim zupełnie znikną z powierzchni ziemi. To było niezwykłe uczucie widzieć, jak moje pragnienie spełnia się podczas wystawy. Zwiedzający stali w długiej kolejce, żeby obejrzeć ogród, który stworzyłam.
Irlandczycy uważali, że jest czarujący – „prawdziwy kawałek Irlandii” (to dlatego, że Irlandia wciąż jest miejscem pełnym życia, magii i dzikości), Anglików przyprawiał o łzy. Wszyscy mówili, że bardzo ich poruszył, przypominał miejsca z czasów ich młodości, miejsca, które już nie istniały. Mieli na myśli zakątki, gdzie energia i siła życiowa natury były dla nich czymś rzeczywistym – niewielki zagajnik po drugiej stronie ogrodu babki, grupę skał nieopodal domu, dziką łąkę w pobliżu chałupy, w której spędzali wakacje w dzieciństwie. W moim ogrodzie w Chelsea wyczuwalna była ta sama siła życiowa. Przypominał ludziom, że oddzielenie od natury – naszego źródła – przynosi smutek i ból.
Fala smutku, którą wyczułam na tym małym skrawku ziemi w środku Londynu – skrawku, który zaledwie trzy tygodnie wcześniej był niczym czysta tabliczka – wyraźnie uświadomiła mi, że wpadłam na dobry trop, że moje przekonania dotyczące natury były słuszne i że dzięki umieszczeniu intencji w ogrodzie można stworzyć silną, żywą relację z ziemią.
POTĘGA SŁOWA
Na początku było Słowo,
a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo.
(J 1,1)
Zawsze fascynowała mnie historia starożytnej Irlandii i wielu rzeczy na temat intencji oraz magii nauczyłam się dzięki studiowaniu życia naszych przodków. Istnieje u nas długa i dobrze udokumentowana tradycja praktykowania magii, rytuałów i modlitw. Zachowała się w starych pismach monastycznych i w przekazach mitologii ludowej. W tym miejscu warto zauważyć, że w dawnej Irlandii przeciwieństwem modlitw były klątwy. Miały one ogromną moc, bo Irlandczycy wierzyli w ich skuteczność – tak samo zresztą jak inne dawne ludy na całym świecie.
Ponieważ Rzymianie nigdy nie podbili Irlandii, udało jej się przez długi czas zachować nietkniętą pierwotną kulturę, która wyewoluowała i rozkwitła w łonie wysoko rozwiniętego społeczeństwa. W czasach przedchrześcijańskich warstwę uczonych stanowili druidzi, którzy zgromadzoną wiedzę i mądrość przechowywali w pamięci, często w postaci pieśni i wierszy. Wprawdzie dysponowali pismem ogamicznym, ale najbardziej tajemnych nauk nie zapisywali z obawy, aby nie dostały się w niepowołane ręce.
Współczesny alfabet pojawił się w Irlandii razem z chrześcijaństwem. Z tego okresu przetrwały dokumenty pisane z myślą o wspieraniu nowej religii, która miała przeniknąć do społeczeństwa i wygrać z innymi wierzeniami. W pismach wczesnochrześcijańskich mnichów zachowało się więc niewiele relacji na temat dobrych uczynków czy błogosławieństw druidów. Odnotowywano głównie „opaczne błogosławieństwa”, czyli klątwy, co oznacza, że najbardziej wiarygodne przekazy dotyczące działania skoncentrowanej intencji obejmują przypadki jej negatywnego, szkodliwego użycia.
W nowszych czasach (w ciągu ostatnich kilkuset lat) klątwy w Irlandii rzucano zawsze w ramach zemsty. Był to rezultat ubezwłasnowolnienia