Zapomniani. Ellen Sandberg
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zapomniani - Ellen Sandberg страница 18
– Odczekamy kilka minut, aż oczy przyzwyczają się nam do ciemności. – To były pierwsze słowa, które wypowiedział, odkąd ruszyli.
Przed oczami Manolisa kontury powoli zaczęły się wyłaniać z ciemności. Koparka, taczki, łopaty. Góra żwiru, a przed nią kwadratowa dziura. Grób był już gotowy, jakby Köster to wszystko przewidział.
– No to chodźmy. – Wysiadł.
Manolis ruszył za nim i zerknął do dołu. Był wzmocniony drewnianym szalunkiem, więc domyślił się, że wkrótce wyleją w tym miejscu fundament. Godzinę później dół wyglądał tak samo. Zwłoki leżały zasypane warstwą żwiru.
Tamta noc sprzed dwudziestu trzech lat była punktem zwrotnym w jego życiu. Köster robił wszystko to, czego babás nie robił nigdy. Interesował się nim. Było dla niego ważne, co Manolis myśli i czego oczekuje od życia. Köster wziął go za rękę i poprowadził ku obiecującej przyszłości, choć nie raz musiał kopnąć go w tyłek, żeby pozostał na wybranym kursie. Przede wszystkim w pierwszym roku nauki. Manolis nigdy nie był punktualny i łatwo wpadał we frustrację. Szybko ogarniała go wściekłość i zanim się obejrzał, już śmigały pięści. Köster zaciągnął go na taekwondo i na karate, na trening autogenny i na boks, aż Manolis w końcu zdecydował się na tai-chi i zapanował nad swoim gniewem.
Köster był adwokatem specjalizującym się w prawie gospodarczym i kilka lat wcześniej przejął po ojcu kancelarię wraz z klientami. Nie były to może wielkie giełdowe firmy, tylko raczej solidne niemieckie średniaki. Czasem zdarzali się klienci z problemami, które najlepiej było rozwiązać w sposób niekonwencjonalny. Tak jak owej nocy, gdy Köster sam zajął się pewną sprawą i omal nie zapłacił za to życiem. Od tamtej pory to Manolis zajmował się tego rodzaju przypadkami.
Z głośnika iPada dobiegło dzwonienie Big Bena. Tym razem Wiesinger odebrał komórkę.
– Cześć, Daniło, działasz mi na nerwy!
– Pozdrowienia od Iva. Mam ci przypomnieć, że jutro przypada dzień zapłaty.
– Powiedz mu, żeby wyluzował. Dostanie te swoje trzydzieści tysięcy. Punktualnie o dwunastej. W samo południe. – Chris się roześmiał.
Daniło nie.
– Skąd weźmiesz kasę? Jesteś goły jak święty turecki.
– Zaufaj mi.
– Zaufać ci? – Daniło jednak się roześmiał. – Dobrze. Przekażę mu. Masz ochotę na rundkę pokera?
– Sorry, ale nie mam czasu.
– A może nie masz hajsu?
– Na razie.
Wiesinger odłożył telefon i jęknął, a potem zapadła cisza.
W którymś momencie odsunięto krzesło. Rozległo się stukanie klawiatury, a potem terkotanie drukarki. Manolis raz po raz słyszał szelest papieru i zaczął się zastanawiać, czy Wiesinger rzeczywiście szuka dokumentów, które koniecznie chce zdobyć klient Köstera.
===bFRiUWJRYld4SX9Nfkt/THtJcF8zRzVqUmtZalNjUGRSch5qGEd/RnRHfk59SX8=
Następnego dnia Manolis obudził się o siódmej i sięgnął po komórkę. Żadnych SMS-ów, które przyszłyby automatycznie, gdyby Wiesinger opuścił swoje mieszkanie. Niebieska kropka lokalizacji nadal tkwiła przy Weissenseestrasse.
W nocy wiatr rozpędził wszystkie chmury. Na tarasie parowały kałuże. Manolis poczuł ochotę na Cztery pory roku, włączył od razu Lato, które zaczyna się od muzycznej ulewy, i wszedł pod prysznic. Potem przygotował sobie czajniczek senchy. Opakowanie herbaty było niemal puste, więc zapisał jej nazwę na karteczce z zakupami dla Ireny, która codziennie przychodziła na dwie godziny, żeby utrzymać porządek w jego mieszkaniu.
Właśnie się zastanawiał, czy zrobić sobie na śniadanie jajecznicę, gdy na WhatsAppie odezwała się do niego jego siostrzenica Elena.
Hej, wujku Mani. Nie mam dziś pierwszej lekcji i chciałabym z Tobą coś omówić. Mogę wpaść?
Wahał się przez moment. Wiesinger na pewno wkrótce wyruszy do banku z książeczką oszczędnościową swojej ciotki. Zegar tykał. O dwunastej miał dać Ivowi trzydzieści tysięcy euro. Do tej pory raczej nie będzie kontynuował poszukiwania dokumentów. Manolis odpowiedział więc Elenie, że ma czas. A potem napisał maila do Rebekki i poprosił ją, żeby przejęła na chwilę pilnowanie Wiesingera.
Manolis przygotował na barku w kuchni dwa nakrycia. Wciąż leżało tam zdjęcie ślubne jego rodziców. Nie odwiesił go wczoraj. Mama wyglądała na nim na taką szczęśliwą. Nawet po dziesięciu latach potrafił przywołać jej obraz. Głośny śmiech i zdecydowany sposób, w jaki prowadziła rodzinę, trzymając za rękę także babás. Bez niej by się zagubił. Nie mogli się bardziej od siebie różnić. On – syn greckiego chłopa, który pomimo matury stał przy taśmie montażowej i ciągle poszukiwał czegoś, co utrzymałoby jego życie w kupie. Ona – córka właściciela zakładu włókienniczego w Szwabii, która studiowała w Monachium sztukę i fotografię, zamiast ekonomii, jak życzyli sobie rodzice.
Rozbrzmiał dzwonek. Elena już była na górze. Odłożył zdjęcie, żeby otworzyć siostrzenicy. Była wysoką i chudą piętnastolatką, bardzo podobną do swojej babci. Nawet te buntownicze iskierki w jej ciemnych oczach przypominały Manolisowi matkę. Choć był koniec czerwca, Elena miała na sobie dzierganą czapkę, spod której wysypywały się włosy, a do tego standardowy mundurek złożony z dżinsów, converse’ów i T-shirta. Z ramienia zwisał jej plecak z podręcznikami, a w ręku trzymała papierową torebkę z logo piekarni naprzeciwko.
– Przyniosłam czekoladowe croissanty. Chyba że już jadłeś śniadanie?
– Czekałem z tym na ciebie. Dzień dobry. – Objęli się i przeszli do kuchni. – Kawy czy herbaty?
– Poproszę kawę z mlekiem. Nic się nie bój, nie wydam cię. Bo wiesz, kofeina nie jest dla dzieci.
– Przecież nie jesteś już dzieckiem.
– Ty tak uważasz. Ale powiedz to osobom upoważnionym do sprawowania nade mną opieki rodzicielskiej. – Elena usiadła i wyjęła sobie croissanta. – A to jest tak właściwie próba przekupstwa. Wolę, żeby to było jasne.
Manolis się roześmiał.
– Próba przekupstwa? No to jestem bardzo ciekaw.
Gdy kawa była gotowa, podał Elenie kubek i dosiadł się do niej przy barku. Niebieska kropka na iPadzie nadal tkwiła przy Weissenseestrasse.
– To o co chodzi?
Zebrała długie włosy do tyłu i zwinęła je na kształt warkocza.